Skocz do zawartości

Czarnogóra - Chorwacja - 2012


Macieksoko
 Share

Rekomendowane odpowiedzi

Etap I – Rzeszów – Balaton (Węgry) - 600 km

 

Pierwszy etap naszej podróży to dojazd nad jezioro Balaton na Węgrzech. O 10 ruszyliśmy z parkingu Podpromie (dzięki Ares za pożegnanie) w Rzeszowie w stronę Barwinka wcześniej oklejając motocykle naklejkami przygotowanymi przez Daniela. Na granicy ostatnie tankowanie za polskie złotówki, przejazd przez Słowację i przed 14 byliśmy już na Węgrzech. Na tamtejsze autostrady trzeba wykupić winietę (matrice), która kosztowała nas 1470 forintów na 14 dni. Pierwsze przygody zaczęły się w Budapeszcie, korki i 30 stopni ciepła wymusiły ciągłą pracę wentylatorów a dodatkowo ładowany telefon z akumulatora unieruchomił chwilowo suzuki hayabusę, która zamykała szyk. Awaryjny postój pozwolił mi zerknąć dokładnie na temperaturę swojego silnika chłodzonego tylko powietrzem (bandit 1200), która wyszła poza skalę akcesoryjnego czujnika, ponad 150 stopni.

 

img_5139.jpg

 

Kolejny postój tego dnia to już miejscowość Balatonalmadi, tam znaleźliśmy kamping i koło 20 namioty były już rozłożone, wycieczka po piwo, chwila wspomnień dzisiejszego dnia i plany na kolejny. Jako następny punkt podróży obraliśmy Plitwickie Jeziora na Chorwacji i postanowiliśmy nie wychodzić myślami bardziej w przód.

 

Etap II – Balatonalmadi (Węgry) – Plitwickie Jeziora (Chorwacja) – Karlobag (Chorwacja) – 550 km

 

W drugim postanowiliśmy wyruszyć wcześniej, rano zrobiliśmy zakupy a śniadanie było zaplanowane na parkingu przy autostradzie. O 8 rano już gorące kubki były zalane i jedliśmy pierwszy posiłek tego - jak się później okazało - długiego dnia.

 

img_5162.jpg

 

Kilkadziesiąt minut po 13 byliśmy już na parkingu (dla motocykli darmowym) przy parku narodowym Plitwickich Jezior. Pierwszy dylemat tego dnia dotyczył naszych motocykli i sprzętu… przecież na wycieczkę trzeba się przebrać, czy zostawiamy rzeczy przy motocyklach? Po kilku minutach przemyśleń Piotrek zgodził się zostać i uciąć drzemkę przy naszych maszynach, niedawno zwiedził ten teren więc reszta była zadowolona, że w spokoju będzie mogła pochodzić. Bilety można było kupić tylko za kuny, więc część ekipy poszła rozmieniać pieniądze a ja zostałem… i podszedł do mnie motocyklista z Austrii i zapytał czy już kupiliśmy bilety, odpowiedziałem, że nie, za chwilę idziemy a on, że ma bilety bo nie zostały im skasowane. Tym sposobem ja i Tomcat mieliśmy darmowe wejściówki na teren parku (ok. 110 kun). W cenie biletu jest dwa rejsy statkiem i powrót busem.

 

img_5181.jpg

img_5182.jpg

img_5195.jpg

img_5211.jpg

img_5263.jpg

img_5268.jpg

 

Witam' date='

Przystanek Plitvickie Jeziora - mieliśmy zrobić tylko mniejszą część, ale rozkręciliśmy się i przeszliśmy niemal cały park. Widoki .... Sami zobaczycie na fotkach. Jedyny minus to, że nie można było wjechać tam na 2oo :) w konsekwencji radość na twarzach gościła do późnej nocy... Była konsternacja bo zrobiło się już późno, a do adriatyku jeszcze kawał drogi. Decyzja zapadła jednogłośnie: 10 głosów Maćkasoko przeciwko naszym wszystkim 7 głosów i ruszyliśmy w drogę. I co .... Trafiliśmy na takie winkle, że ja p*****le.... Moje 213 KM Hayki obladowanej w bagaże i Żonkę jako plecaka, ledwo wystarczało aby dogonić resztę ekipy, moją adrenalinę skutecznie gasił uścisk żonki, która przeżywała stan przedzawałowy. Chłopaki pozamykali opony :) problem pojawił się nad Adriatykiem bo w Hayce opary zostały a do noclegu kawał. Ciemną nocą dotarliśmy na fajne pole namiotowe, nad samym morzem. Właściciel - nieźle nawalony, zaproponował nam wino. 5 litrów pękło, ale nie było to zwyczajne wino, tylko jakiś killer. Rano okazało się, że kosztowało jedyne 21 euro :( no ale dla samej zabawy, było warto. [/quote']

 

Wszystko się w tym opisie Waldka zgadza. Faktycznie po obejściu całego parku byliśmy zmęczeni, ale dla mnie spanie w środku kraju bez widoków na morze nie ma sensu i przekonywałem wszystkich do dalszej podróży. Trafiliśmy na wspaniałe winkle, góry widoki a po chwili Adriatyk – było warto :) Dochodziła 19 jak dojechaliśmy do wybrzeża…

 

img_5278.jpg

img_5277.jpg

 

A tak spaliśmy tego dnia i pierwsza kąpiel w morzu za nami…

 

img_5300.jpg

img_5306.jpg

 

Etap III – Chorwacja – Karlobag – Trogir – Kupari – Dubrovnic – 520 km

 

Winkle, winkle, winkle… magistrala, wspaniały asfalt i masa zakrętów pozwalająca zamykać opony. Z jeden strony góry a z drugiej Adriatyk. Po drodze zjechaliśmy do Trogiru, miasta, którego centrum jest wpisane do listy dziedzictwa Unesco.

 

img_5322.jpg

img_5330.jpg

 

Aby dojechać do Dubrovnica musieliśmy przejechać przez część Bośni i Hercegowiny, na granicy było bardzo szybko, celnik zobaczył rejestracji i kazał jechać dalej, dla nas było to ważne bo dziś chcieliśmy dojechać maksymalnie blisko Czarnogóry. Początkowo zjechaliśmy do Dubrovnica ale tam nie mogliśmy znaleźć kampingu więc pojechaliśmy dalej. W Kupari, 10 km za Dubrnovikiem znaleźliśmy kamping, który jednocześnie był metą autostopowych mistrzostw Polski. W związku z tym faktem Staszek był wniebowzięty, bo już na recepcji poznał dwie dziewczyny, które jak się później okazało zajęty 7 miejsce w zawodach.

- Hi girls – Staszek przywitał dziewczyny.

- No cześć…

 

Jako, że znałem te tereny z wcześniejszych wypraw pojechaliśmy do kilka kilometrów do lidla zrobić większe zakupy. Później zintegrowaliśmy się z ludźmi, którzy dojechali autostopem, Staszek i Tomcat nawet mocniej… :)

 

img_5413.jpg

 

Etap IV – Chorwacja – Dubronic – Kupari – 30 km

 

Kolejny dzień miał być dniem odpoczynku. Rano zwiedziliśmy Dubrovnic a popołudnie spędziliśmy na plaży w Kupari. Ze Staszkiem jedliśmy kalmary z grila… jak się okazało gdy kelner zabierał talerze macki, które zostawiliśmy to najsmaczniejsza część tego stwora. Kilka zdjęć z tego dnia poniżej.

 

img_5344.jpg

img_5360.jpg

img_5370.jpg

img_5373.jpg

img_5378.jpg

img_5388.jpg

 

Zniszczone hotele i plaża w Kupari.

 

img_5396.jpg

img_5398.jpg

img_5401.jpg

 

Etap V – Kupari (Chorwacja) – Kotor (Czarnogóra) – Petrovac (Czarnogóra) – 120 km

 

Kolejnego dnia rano wyruszyliśmy w stronę Czarnogóry. Do granicy było ok. 40 km. Po 13 przekroczyliśmy granicę a o 15 byliśmy już w centrum Zatoki Kotorskiej. Postów w mieście Kotor, temperatura sięgała ponad 35 stopni. Myślami byliśmy już dalej.

 

img_5423.jpg

img_5425.jpg

img_5429.jpg

 

Następny postój był w Budvie, tutaj chcieliśmy znaleźć nocleg na kilka dni. Miasto okazało się bardzo duże, ładne aczkolwiek w większości zabudowane hotelami. Po godzinie poszukiwać udaliśmy się do kolejnego miasta na wybrzeżu – Petrovac. Tutaj Waldek postanowił zapytać w hotelu o cenę… 65 euro za apartament dwu osobowy było dla nas za dużo. Pani z recepcji wyszła na parking i zapytała czy się decydujemy. Po chwili rozmowy zaproponowała nocleg w prywatnych apartamentach, nieopodal w cenie 35 euro za 2 osobowy pokój z łazienką, kuchnią, klimatyzacją i TV. Opcja dla nas była idealna, tym bardziej, że został nam zaproponowany garaż na noc i chcieliśmy zostać na dłużej w komfortowych warunkach, by móc zostawić kufry i w Czarnogórę pojechać bez zbędnego obciążenia. Zapadła decyzja zostajemy! Wieczorem poszliśmy na krótki spacer a rano zaplanowaliśmy plaże i później przy tutejszej wódce planowaliśmy wycieczkę w stronę Albanii. Wieczór był długi…

 

img_5456.jpg

img_5462.jpg

img_5475.jpg

img_5480.jpg

img_5489.jpg

img_5479.jpg

 

Etap VI – Czarnogóra - Petrovac plaża – Jezioro Szkoderskie – granica Albanii – 150 km

 

W kolejnym dniu największe upały postanowiliśmy spędzić na plaży a po południu wybrać się w stronę Albanii, wzdłuż jeziora Szkoderskiego. Przed wyjazdem zjedliśmy obiad w pizzerii nad samym morzem a koło 15 ruszyliśmy w drogę.

 

img_5494.jpg

img_5499.jpg

img_5508.jpg

img_5518.jpg

img_5527.jpg

img_5524.jpg

 

Wyjazd w stronę jeziora Szkoderskiego nie był wcale łatwy, nawigacja zaczęła świrować i muslieśmy jechać trochę “na azymut”. Pierwsze widoki po wjeździe na wzgórze nad Petrovacem nastrajały bardzo pozytywnie.

 

img_5534.jpg

 

 

Druga część poniżej...

Edytowane przez Macieksoko
  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda, że nie otwiera zdjęć tych najładniejszych, ale wywala błąd, że za dużo grafik :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

img_5542.jpg

img_5544.jpg

 

W miejscowości Virpazar przewodnik nakazywał skręcić na najlepszą według niego trasę widokową w tym terenie. To była prawda – widoki zapierały dech w piersiach, droga wąska na jedno auto, po górach, mijały nas tylko kozice, osły i krowy ;) Przy dojeździe do granicy z Albanią trochę odjechał grupie i z daleka zobaczyłem policję… niestety zostałem zatrzymany do kontroli, postawiłem motocykl na stopce bocznej. W tym czasie dojechała reszta grupy, policjant zobaczył wszystkich i machnął żeby jechać, uff :)

 

img_5549.jpg

img_5557.jpg

img_5563.jpg

img_5568.jpg

img_5572.jpg

img_5581.jpg

img_5584.jpg

 

Granica z Albanią

 

img_5589.jpg

img_5598.jpg

img_5599.jpg

img_5603.jpg

img_5604.jpg

 

Poźniej zjechaliśmy z gór i wybrzeżem dojechaliśmy spowrotem do Petrovacu. W ten dzień poszliśmy szybciej spać, bo rano czekała nas dłuższa podróż na północ kraju.

 

Etap VII – Czarnogóra – Petrovac – Podgorcica – Mojkovac – Zbljak – Niksic – Petrovac - 450 km

 

8:00 wszyscy siedzieli na motocyklach, wczorajsza podróż podsyciła apetyty na winkle i widoki. Tym bardziej, że w planie mieliśmy wyjazd na 2000 m.n.p.m :) Droga do stolicy Czarnogóry – Podgorcicy przebiegła sprawnie i już kawałek za miastem zaczęły się piękne widoki na przełom rzeki Moracy.

 

img_5608.jpg

img_5611.jpg

img_5614.jpg

img_5615.jpg

 

Dalsza podróż na północ w stronę górskiego serca Czarnogóra przebiegała przez piękne widokowo trasy pełne zakrętów. Zatrzymał nas na chwilę pożar serbskiej ciężarówki, którą na szczęście szybko ugaszono.

 

img_5622.jpg

img_5626.jpg

 

Coraz bliżej słynnego mostu na Tarze widoki robiły się ciekawsze.

 

img_5636.jpg

img_5642.jpg

img_5646.jpg

 

Kolejnym przystankiem był słynny most nad kanionem rzeki Tara. Ma długość 365 metrów, a jego wysokość ponad nurtem rzeki sięga 172 m. Kanion jest najgłębszy w Europie, sięga nawet 1300 metrów głębokości.

 

img_5648.jpg

img_5653.jpg

img_5654.jpg

img_5658.jpg

img_5664.jpg

 

Następnym punktem było górskie serce kraju – Durmitor. W miejscowości Zabljak było już widać wysokie góry i śnieg naokoło.

 

img_5672.jpg

img_5676.jpg

 

Byliśmy coraz bliżej drogi, która w przewodniku była opisana jako piękna widokowo. Co prawda pisało też, żeby wybierać się najwcześniej w lipcu… ale chcieliśmy spróbować. Na wysokości około 1600 metrów zatrzymała nas zaspa.

 

img_5682.jpg

 

Chwilę później dojechało dwóch Polaków na motocyklach typu enduro. Z ich relacji wynikało, że byli tutaj tydzień temu i przyjechali znów z nadzieją, że zaspy już nie ma ale skoro jest to "Lecimy na Sarajewo". Byliśmy zmuszeni zawrócić i pojechać drogą położona niżej. Najlepsze widoki niestety nas ominęły, przez najwyższe szczyty prowadzi długi tunel.

 

img_5685.jpg

img_5690.jpg

 

Etap VIII – Petrovac (Czarnogóra) – Split (Chorwacja)- 400 km

 

Ten etap miał był powrotem w stronę Polski. Chcieliśmy dojechać do Karlobagu, tak aby sobotę i niedzielę spędzić na basenach na Węgrzech i zregenerować siły. Wszystko szło bardzo dobrze, granica, potem Bośnia, dojazd do autostrady. Po kilku kilometrach autostrady zobaczyłem w lusterku, ze nie ma Daniela. Zatrzymałem się i w oddali zobaczyłem resztę. Jakieś 300 m musiałem dobiec do reszty, okazało się, że Daniel ma problem z tylnym kołem, duże luzy uniemożliwiały jazdę. Postanowiliśmy zjechać na pierwszą stację. Na stacji dowiedzieliśmy się, że najbliższy serwis jest w Splicie, jakieś 40 km. Po burzliwych naradach stanęło na tym, że jedziemy do Splitu i szukamy tam serwisu i noclegu. Wszyscy pojechali ja zostałem aby zadzwonić do Wlewacz (dzięki) i uzyskać adres serwisu hondy. Zadzwoniłem też do Sokoła, który zgodził przyjechać ewentualnie z przyczepą za koszt paliwa i winiet. Pogoniłem potem za resztą. Zjechaliśmy do Splitu i udaliśmy się do adresu podanego przez Wlewacza. Okazało się, że serwis był… tam kiedyś. Został tylko napis serwis i naklejki motocyklowe na szybach. Postanowiliśmy szukać dalej. Magic zatrzymał motocyklistę, który zgodził się nas zaprowadzić do serwisu, dochodziła 18. Pojechaliśmy w to samo miejsce, które podał Wlewacz… Shit! Pojechaliśmy więc do sklepu motocyklowego hondy. Tam oprócz właściciela doszedł z knajpy obok człowiek o wyglądzie kelnera :D Posprawdzał to koło, wziął dowód w celu sprawdzenia dostępności łożysk i powiedział , że może to jutro rano zrobić. Umówiliśmy się na 9:00 pod sklepem. Podał nam także adres najbliższego kampingu. Daniel nie dowierzał, że uda się to zrobić tym bardziej w ten cenie (ok. 600 kun wycenił mechanik-kelner). Pojechaliśmy więc na kamping rozłożyć namioty i napić się ozujska.

 

img_5723.jpg

 

Etap IX – Split (Chorwacja) – Balaton (Węgry) – 680 km

 

Pojechaliśmy wcześniej pod sklep, mechanik już pił kawę w tej samej knajpie co wczoraj. Po porannej kawie kazał jechać do warsztatu za nim. Dojechaliśmy na miejsce, rząd garaży, jeden z roletą elektryczną, wylany asfalt. W środku płytki, komputer serwisowy hondy, klucze, certyfikaty – słowem pełna profeska. Mechanik opowiedział, że ten serwis, na który na początku trafiliśmy to jego wcześniejszy ale kryzys zmusił go do sprzedaży tamtego miejsca i przeniósł się tutaj.

 

img_5727.jpg

 

Około 11 nowe łożyska były już wprasowane. 12:30 ruszyliśmy już dalej w stronę Węgier. Na autostradzie w pewnym momencie zaczęła nas gonić policja (ja tego nie widziałem). Zatrzymała ostatnich dwóch czyli Waldka i Magica – szczęście w nieszcześciu było takie, że jakich dwóch debili jechało na choperach pod prąd i to nimi zajęła się policja a naszym kazała jechać. Po tej akcji i jeździe na pograniczu włączenia się vteca w hondach postanowiliśmy zmniejszyć prędkość do licznikowych 140 km/h. Droga przebiegała spokojnie, zapłata za autostrady i wjazd na Balaton. Było już grubo po 20, więc wybraliśmy się na znane pole namiotowe z początku wyprawy.

 

Etap X – Balaton (Węgry) – Presov (Słowacja) – Ropczyce (Polska) – 570 km

Ostatni etap był już powrotem do domu. Na granicy w Barwinku zobaczyliśmy chmury burzowe. Wcześniej jeszcze zobaczyłem, że pękł mi gmol ma mocowaniu dwóch rurek a na Słowacji kufer nie dał się zamknąć. Power tape pomógł… ale firma givi mnie zawiodła. W Barwinku przebraliśmy się w deszczówki i w deszczu wróciłem do domu. Na liczniku prawie 4000 km… dojechałem szczęśliwy.

 

Relację będę uzupełniał o nowe foty i opisy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super wycieczka. Tylko pozazdrościc no i te widoki :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bardzo fajna traska i świetnie napisana relacja :usmiech: fotki kozackie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygoda super sprawa, zdjęcia rewelacyjne, przeżycia nie do zapomnienia. Co bym dał by się wybrać w taką trasę.

.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetne foty pozadrościć wyprawy.

Czy tych 2 na enduro byli na bmw gs 1200

pytam bo do Albani znajomy pojechał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Makumba jeden GS a drugi viadro duże :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maciek napisz coś o kosztach, oraz czy wystarczyło miejsca w kufrze bez problemu czy mocno musiałeś kombinować. no i gratuluję wyjazdu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i jak możesz, podrzuć szkic trasy w google maps :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koszty paliwo 220 litrów przepaliłem x 6,4 można liczyć to jest 1408 zł. Noclegi w większość pola namiotowe, campingi 5-9 euro. Trzy noce apartament w Czarnogórze 17 euro za noc. Winiety Węgry 3700 forintów 14 dni, Chorwacja cały kraj na powrocie autostradą około 120 kun, jak jechałem do Czarnogóry to tylko kawałek reszta magistralą. Cóż więcej... Zmieściłem się w 3000 zł z całością a oprócz 3 kufrów miałem torbę na tylnym siedzeniu o mniej więcej tak. Zabrałem ze sobą też zbroje i spodnie mensh na upały i była to dobra decyzja :) Trasa to po dużych miastach Rzeszów-Barwinek-Presov-Koszyce-Budapeszt-Zagrzeb-Zadar-Split-Dubrnovnic-Kotor i cała Czarnogóra wzdłuż i w szerz :)

 

img_5119.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopaki, gratuluję wyprawy. Wiem jak jest fajnie, bo właśnie nocuję w Zagrzebiu, by jutro ruszyć na Słowenię a później wzdłuż Adriatyku na południe do Plitvickich.

Niestety nie mam czasu by dłużej tu zabawić. Nie umiem też tak ładnie pisać, ale w skrócie moja wycieczka wygląda następująco:

Mam kilka spotkań w Europie i muszę być w określonych godzinach, w określonych miejscach. Przy okazji cieszę się jazdą motocyklem:-)

Niedziela 06.05.2012, godz. 17:00 wyruszyłem samotnie, Banditem 1200 z Chełmna na Wisłą. Pierwszy postój (21:00) zrobiłem w Piotrkowie Trybunalskim (260km nawinięte) i przekimałem się u mojego kuzyna - notabene przyszłego motonity :-)

Ponieważ zapociły mi się trochę spodnie to wywiesiłem je na balkon. Kolejny raz już nocuję u Młodego (mieszka z kumplem) więc zakupiłem dla chłopaków butelkę Grantsa, by podziękować za gościnę. Tak się złożyło, że kumpla nie było i napoczęliśmy sami butelkę, zupełnie zapominając o spodniach na balkonie. Pobudka o 7:00, wyglądam przez okno, a tam deszcz. Biegnę na balkon - spodnie mokre....... a ja muszę być na 14:00 w Ruzomberoku, an Słowacji. Wirowanie i suszarka sprawiły że spodnie były suche po niespełna godzinie. Kawa i o 9:15 wyruszyłem ubrany w przeciwdeszczówkę na południe. Kilka tankowań i przed 14:00 nawinąłem kolejne 400km. Spotkanie przeciągnęło mi się do 16:30. Stamtąd ruszyłem w kierunku Węgier. Tuż przed granicą byłem o 19:00. Nocowałem w Hotelu z basenem i sauną - 31 za noc EUR. Pokonany dystans - 800km. Pobudka, szybkie śniadanie i w trasę. W Dunaujvaros na Węgrzech byłem o 12:00 (pękło 1000km). O 13:30 ruszyłem w kierunku Horwacjii. W międzyczasie zrobiłem godzinną przerwę na obiad i o 17:00 przekroczyłem granicę. O 19:00 dotarłem do Zagrzebia. Na liczniku 1350km.

Bandit na razie mnie nie zawiódł - choć raz mi zgasł na skrzyżowaniu i nie chciał odpalić - nie dawał prądu na rozrusznik - chyba czujnik od wciśniętego sprzęgła albo od stopki mi się zwiesił, albo gdzieś nie było styku przy starterze - dziwne... bo świeżo po przeglądzie. Jutro rano mam dwa spotkania - jedno w Zagrzebiu, a drugie na Słowenii. Po południu lecę na Plitwickie, by zaraz wracać, bo w czwartek kolejne spotkanie na Słowenii. Potem planuję nocleg w Wiedniu i w piątek wieczorem chcę być z powrotem w Chełmnie. Mam tylko nadzieję, że Bandzior się spisze. Jak wrócę, to dopiszę zakończenie.

Sorki za taką długą dygresję:-)

LWG

P.S. Pogoda piękna. Widoki cudowne. Trasa świetna - taka trochę expresowo rozpoznawcza pod dłuższą wycieczkę w sierpniu. Niestety fotek brak, a jeśli będą to tylko z telefonu. Nie zmieściłem aparatu, bo w kufrze wiozę trochę rzeczy - ubranie robocze= wyprasowane koszule, pantofle i komputer itp.:-)

Edytowane przez KG B12
  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

fantastycznie po prostu fantastycznie.

 

Normalnie zazdroszczę wiem że grzeszę ale co zrobić.

 

Fajnie że jest ekipa to zawsze raźniej i jak się okazało pomocnie.

 

 

Ten kanion to na żywo musiał robić super wrażenie.

 

Pięknie :)

Gratulacje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

................ a na Słowacji kufer nie dał się zamknąć. Power tape pomógł… ale firma givi mnie zawiodła.....

 

Hi Hi :) chyba masz maxie E55 :) To przygotuj się na więcej awarii tego najgorzej wykonanego kufra w historii GIVI :) Ja ze swoim boje się jechać w dalszą trasę bo ciągle coś odpada od niego , nie zamyka się lub nie daje się otworzyć :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie strasz mnie, wczoraj rozebrałem, naprawiłem, nasmarowałem :D Chociaż tyle, że już mam opanowane rozbieranie tego mechanizmu hehe :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja już cały mechanizm zamykania wymieniałem bo się nie dało go naprawić ( 200 zł w plecy ) :) Teraz tylko czekam aż Givi zmądrzeje i wypuści jakiś nowy , lepiej wykonany kufer o takiej pojemności i się tego szajsu pozbywam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

trochę offtopic ale co tam ;)

 

blink to Ty jechałeś wczoraj w okolicach 16:30 od Piaseczna, Puławską w stronę centrum? Komin yoshimury?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

TAK :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a to dobre miałem przeczucie, że może ktoś z forum leci :P bo majaczyło mi się po głowie niebiesko-białe "jajko", ze ktoś takie na forum ma ;)

Edytowane przez kefirek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej,

Sorki za OT, ale ja właśnie dojechałem do domu. Nawinąłem równo 3300km.

W poniedziałek lecę na Węgry i wracam przez Czechy. W poniedziałek wyruszam z Żywca, potem-Budapeszt-Praga we wtorek i w środę powrót przez Wrocław. Ktoś chętny by dołączyć?

Edytowane przez KG B12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
 Share

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając ze strony akceptujesz regulamin oraz politykę prywatności.Regulamin Polityka prywatnościUmieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.