2500 Km W 4 Dni Moje Moto Wakacje Alpy Opis+Zdjęcia+Filmy

[Gość Slodki]

Trasa pokonana, 2528 km zrobione dodaje link do trasy https://goo.gl/maps/LBkoN (idealnie tak nie jechałem ale bardzo podobnie) Filmiki jak poskładam to dodam na czasie, a tu kilka fotek i pisemna relacja z tej wyprawy.



Przygotowania. Wyprawa zapowiadała się na kilka dni i w planach pokonanie około 2500-3000km. Motocykl przed przyjazdem do Holandii był zawieziony do mechanika w celu zrobienia przeglądu (wymiany kierownicy i zrobienia synchro gaźników, zaworów) więc od technicznej strony, był przygotowany. Opony nowe z tamtego roku więc nie martwiłem się że druty wyjdą, jednak bardziej obawiałem się złapania gumy. Znajomi doradzili mi żeby wykupić ubezpieczenie i tak poszedłem do Holenderskiego biura by zapytać ile takie coś by kosztowało, po usłyszeniu odpowiedzi 130 oiro stwierdziłem że jednak nie biorę, chodź później przez całą trasę żałowałem bo jechałem z tą nie miłą świadomością że w razie problemów muszę liczyć sam na siebie i koszta będą znacznie większe. Razem z kolegą Romkiem zamontowaliśmy ładowarkę motocyklową pod nawi którą przywiózł mi znajomy, jak wiadomo bez nawi daleko nie zajedziesz więc było to wymagane. Pakowanie, jako że jechałem do Polski na 4 tyg pobrałem trochę ciuchów, ale zabrałem z sobą kilka innych niezbędnych rzeczy jak Sprej do łańcucha, trochę oleju silnikowego jak by wypił za dużo, chusteczki nawilżane, opaski zaciskane. Miejsca na to wszystko nie miałem za wiele jednak kufer centralny + tank bank pomieściły wszystko idealnie. Zabrałem z sobą również kamerkę ala de go pro tylko że tańszą wersję sj 4000, + 2gi telefon tak w razie ,,W'' OK Ruszamy!!!

Dzień 1 godzina 7 rano pobudka małe śniadanko w domku, kilka bułek na drogę i jazda. Dzień wcześniej rozpisałem sobie jakimi drogami dojadę do celu więc postanowiłem spróbować swoich sił i jechać bez nawi. W Holandii miałem do pokonania 2 większe miasta Utrecht i Arnhem, poszło bardzo szybko i zaraz znalazłem się na granicy. Chcąc sprawdzić jaką trasę moja szalona nawi wybierze postanowiłem ją odpalić, i zaczął się pierwszy problem nie działa!, po chwili przemyśleń doszedłem do tego że zapomniałem ściągnąć mapki offline na Niemcy. Myślę sobie zajebi*** no ale co zrobić miałem listę większych miast przez jakie muszę jechać tak więc kierowałem się na nie co prawda nazwy nie pokrywały się z nazwami nawi, ale miałem jeszcze opcje podglądnięcia w jakim miejscu jestem i nr dróg tak więc kierowałem się na Essen, Frankfurt, Stuttgart i docelowo drogą nr 81 do Singen a następnie do małej mieścinki o nazwie Salem. Trasa przebiegała dość spokojnie jak to na autostradzie jechało się szybko i komfortowo pogoda wyśmienita więc spokojnie zbliżałem się do celu. Jak wiadomo tankować trzeba a w moim moto tankowanie odbywa się na zasadzie robię ~300 i tankuje do pełna postanowiłem do tankować maszynę co bym się czasem nie pomylił. Loss chciał że spotkałem parkę włochów wylegujących się na ławeczce, postanowiłem zagadać a nuż widelec jadą w tą samą stronę to może mnie podprowadzą, miałem farta jechali do miasteczka obok, postanowiłem jechać razem z nimi bo na tych bocznych trasach to o zgubienie się jest łatwo. Wyruszyliśmy razem i tak za kilkadziesiąt minut dojechaliśmy do celu, postanowiłem zapytać czy nie mają miejsca ale niestety pani powiedziała że jest full i żeby szukać czegoś z dala od centrum bo wszędzie pełno, tak więc wierząc na słowo postanowiłem szukać czegoś dalej, jednak po kilkunastu minutach nie mogłem nawet znaleźć hotelu, więc postanowiłem zagadać do chłopaka który robił coś przy skuterku. Podstawowe pytanko jakie zawsze zadaje to ,, do u speak englisch''  Niemcy nie lubią gadać po Angielsku tak więc trzeba się z tym liczyć że ktoś po prostu nie umie tego języka, ja to rozumiem i szanuje. Gdy uzyskałem odpowiedz yes odrazu przystąpiłem do rozmowy że nie mogę znalesć Hotelu i czy może mógłby mi jakoś pomóc, chłopak ten powiedział zaczekaj chwile mam nr i zadzwonił gdzieś, po chwili mówi mi że mają miejsca i podaje mi nazwę ulicy ja jednak proszę go żeby mi pokazał gdzie to bo moja nawi nie działa tu jak trzeba, ten bez zastanowienia wsiada na swój skuterek i każe za sobą jechać. Po chwili docieramy na miejsce, chcąc się jakoś odwdzięczyć za tą fatygę biorę od niego nr i umawiam się z nim na piwo wieczorem. Motocykl zostawiam na specjalnym parkingu dla moto, myślę że będzie bezpieczny bo takich parkingów widziałem kilka w tym mieście, tak więc spokojnie zabieram wszystko i idę do swojego pokoju. Szybka kąpiel i już wieczorna pora sie zbliża, a że jadłem rano+ kilka bułek po południu to mam ochotę na jedzenie, postanowiłem wybrać się na miasto. W oddali widać Alpy, pełno ludzi przeplata się po placu wypełnionym różnego rodzaju kioskami, budkami z regionalnym jedzeniem itd. Po chwili odzywa sie mój telefon, odbieram a tu słyszę za 10 min będę pod twoim hotelem. Zadowolony idę w ustalone miejsce, po chwili zauważam mojego nowego kolegę idącego z dziewczyną, szybkie zapoznanie i odrazu pytam go gdzie tu coś zjem (tanio) po chwili zaprowadza mnie do jakiegoś baru z kebabami itd, zamawiamy jemy i rozmawiamy. Kazim tak ma na imię pochodzi z Turcji mieszka tu juz sporo lat, jest studentem jego dziewczyna też się uczy jest od niego rok młodsza i chodzą do tej samej klasy (przyszedł z innej szkoły gdzie poziom był niższy i musiał wrócić jedną klasę do tyłu). Rozmawiamy o wielu rzeczach o tym że tu można od 16 lat pić, albo że na autostradach można pykać bez ograniczeń także w dzień (tego nie wiedziałem) Po zjedzeniu pysznego kebaba idziemy na piwo, po wypiciu robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i tak odprowadzają mnie pod hotel po czym ja odprowadzam ich, takie tam nocne spacery Tak oto mija pierwszy dzień 773km pokonane




Dzień 2 Pobudka 7.30 Dzień wita mnie burzą która gdzieś w oddali szaleje po górach, w nocy padało, trochu niepewny schodzę na śniadanie po czym na polu zaczyna ostro padać deszcz, myślę sobie no to nie ciekawie ale w głębi duszy mam nadzieje że to tylko chwilowe. Jedzenie zjedzone deszcz ustał tak więc ubieram się i gonię w kierunku Austrii, plan na dzisiaj wykupienie winietki i dojechanie na przełęcz Stelvio, dzień wcześniej spisałem nazwy miast i nr dróg po Niemieckiej stronie by dostać się do granicy, a tam moja nawi już powinna działać, tak więc jedziemy, delikatny deszczyk na trasie mnie jeszcze męczy jednak to nie przeszkadza, myśl na dziś tylko jedna jechać w góry Kieruje się na Lindau gdzie na pierwszej lepszej stacji kupuję winietkę za 5 oiro i wpadam legalnie na autostradę A14 która wiedzie przez dziesiątki tuneli i piękne góry, nawigacja na granicy ustawiona więc lecimy(ja i bandziorno) po kilkudziesięciu kilometrach zjeżdżam na boczną drogę a ta kieruje mnie w malownicze alpejskie wioski. Po drodze mijam dziesiątki motocyklistów aż tu nagle dojeżdżam do bramek, myślę sobie no to trafiłem... Nawigacja owszem pokierowała mnie boczną drogą ale płatną, po dokładnych oględzinach mapy, stwierdzam nie ten zjazd za wcześnie skręciłem, tak więc nie chcąc płacić zawracam i jadę nowo wytyczoną trasą. Wreszcie dojeżdżam do drogi 180 która kieruje mnie na ss40 i ss38, między czasie mijam piękne górskie jeziorko na tle którego widać piękne góry, ahh jest wspaniale Zaczynają się podjazdy kręte górskie dróżki po lasach które są w niższych partiach gór, po kilkudziesięciu zakrętach wreszcie ukazuje mi się czysty teren, w oddali widzę motocyklistów odpoczywających nad górską rzeczką którzy machają do mnie tak więc też im odmachuję i przystępuję do natarcia na szczyt. Ilość zakrętów powala, wreszcie dojeżdżam na szczy, w głowie zrodził się plan żeby sobie odpuścić Włochy, po prostu zbyt późno jestem na miejscu. Jest pięknie w końcu jestem na wysokości 2750 metrów na tej wysokości można zobaczyć już sporo. Postanawiam zjeść bułeczki które kupiłem na stacji paliwowej rano przed wyjazdem. Czas na mnie, zbieram wszystko i zaczynam zjeżdżać, nagle dzikie wrażenie którędy przyjechałem hmmm nawracam i myślę chyba to nie ta droga, byłem zbyt zajęty wyjeżdżaniem i nie zwracałem uwagi z której strony przyjechałem... Tak więc biorę tą drogę którą uważam za właściwą i zjeżdżam, po kilkunastu kilometrach orientuje się że to nie ta, jednak już mi się nie chce wracać i krętymi drogami i postanawiam jechać na włochy, za cel obieram sobie miasto Merano. Zatrzymuje się na stacji w celu kupienia kabla usb, bo nie działa mi ładowanie i telefon się nie ładuje, tak więc chcę to jakoś naprawić, oczywiście przed kupnem pytam o cene pani odpowiada 12 oiro, myślę sobie no nieźle, po chwili oddaje jej go jednak bo po sprawdzeniu okazuje się że to coś innego. Nawi ledwie zipie ale doprowadza mnie do celu, teraz szukanie Hotelu, zatrzymuje się w jednym miejscu oznaczonym jako Hotel i wchodzę do środka budynku a tam dwie starsze panie pokazują mi na swojej hotelowej mapie gdzie szukać, niestety nie rozmawiają po Angielsku ale na zasadzie języka migowego jakoś ich zrozumiałem. Jadę dalej wreszcie zatrzymuje się koło jakiegoś hotelu, po czym pani odpowiada że mają miejsca, tak więc zadowolony płacę i czym prędzej wsiadam na moto i podjeżdżam kilkanaście metrów dalej gdzie wjeżdżam przez ogromną bramę łukową, za którą znajduje się nie wielki plac na samochód i garaż otwarty obok. Bandziora parkuje obok dwóch innych moto i szybko idę się w kierunku pokoju, cały upocony chce wszystko z siebie zrzucić i wziąć prysznic. Ufffff lepiej jest godzina coś koło 21, przyjechałem tu po 20, muszę coś na szybko zjeść co by na jutro siły były, tak więc idę i zamawiam pizze+piwko, jak wiadomo spaghetti i pizza włoska to larytasy tak więc muszę spróbować Po zjedzeniu udaję się jeszcze chwilę na neta który jest w wielkiej recepcji hotelu( w pokoju nie miałem) po kilkunastu minutach idę do siebie. Mieszkam w oddzielnym budynku, gdzie jest może jeszcze jeden pokój zajęty, reszta wolna. Podoba mi się bo mam widok na Góry które są bardzo blisko miasteczka. W Niemczech gdy spałem pokój był taki sobie jednak zapłaciłem 62 oiro za noc, tu zdecydowanie taniej ale bardziej mi się podobało i tylko 52. Koniec dnia zaczyna boleć szyja, zmęczenie daje się w znaki dziś tylko 450 km ale większość po bocznych drogach to daje w kość bardziej niż jazda po autostradzie. Próbowałem naprawić ładowanie do nawi jednak nic z tego Zasypiam jutro nowy dzień.












Dzień 3 Godzina coś koło 7 zwlekam się z łóżka i idę na śniadanko. Po jedzeni udaje się do hipermarketu gdzie proszę panią by przekroiła mi 4 bułki i pocięła troszkę plasterków szynki do tego, następnie pytam o jakieś regionalne wina, ta doradza mi jakieś 2 butelki, biorę jeszcze coś do picia, a następnie idę oddać klucze od pokoju, na miejscu wcześniejszej pani jest młoda Włoszka która żegna mnie oczkiem :)Dzień zapowiada się ładnie więc zadowolony zanoszę kufer i plecak do motocykla po czym odpalam go i wyruszam w trasę. Miasteczko otaczają z dwóch stron góry na których zboczach jest pełno plantacji różnego rodzaju owoców, dość nie typowy widok, jestem pod wrażeniem. Jadę drogą ss44 która doprowadzi mnie do ss12 a ta już do granicy z Austrią. Widoki piękne, drogi bardzo kręte i to coś, takie uczucie czegoś nowego nieznanego. Wreszcie docieram do granicy, jadę jeszcze kawałek i wbijam na autostradę, a tu nagle wyłaniają mi się bramki, no to płacenie, nie wiem za co nie wiem dlaczego ale nie chcąc marnować czasu płace te 9 oiro i jadę dalej. Cel na dzisiaj dotrzeć do Wiednia, nie będzie łatwo czeka mnie ponad 500km, a moja nawigacja działa tak długo ile pociągnie na baterii, tak więc w przypadku padnięcia przed dojazdem do celu muszę szukać noclegu w danym miejscu bądź próbować dojazdu po znakach, jednak to nie takie proste widziałem w 2gi dzień wiele objazdów remontowanych autostrad więc jak źle skręcę to mogę się pogubić i nie dojechać w wybrane miejsce tak więc lecimy by zdążyć z dojazdem. Wybrałem trasę przez autostrady z prostego powodu, doskwiera mi samotność, niepewność w przypadku losowego wydarzenia, np złapania gumy, teraz dopiero to sobie uświadamiam i czuje że trzeba się już ewakuować, zobaczyłeś co chciałeś wracaj do domu. Pierwsze większe miasto na mojej trasie to Innsbruk, z oddali widzę że muszę się tam zatrzymać, jest bardzo piękne miejsce a pasmo gór położone po całej długości miasta imponujące. Po zrobieniu kilku fotek ruszam dalej po trasie zaliczam jeszcze jedną mniejszą przełęcz kierując się cały czas w kierunku na Wiedeń. Mimo 3ciego dnia czuje się dość dobrze postanawiam więc jechać dalej i poszukać noclegu w Bratysławie to tylko 80 km dalej i już Słowacja więc może będzie taniej Jadąc przez to miasto postanawiam iść na pełny żywioł i kieruję się na okoliczne miasteczko o nazwie Senec, staje na stacji paliw i pytam o nocleg, wiedząc że Słowacki język jest dość zbliżony do naszego pytam się też czy może coś po Polsku i po jakiemu woli. Urodziwa młoda dziewczyna odpowiada że chce po Polsku, i ku mojemu zdziwieniu szybko odpowiada mi że jest tu taki Hotel, dość nie precyzyjnie odpowiada ale jednak wiem że warto szukać, tak więc jadę przez miasto, szukam nawet wyjechałem trochę poza aż nagle przypadkiem trafiłem na miejsce gdzie jest szansa na nocleg. Pytam dwoje ludzi siedzących w budce o hotel, ci proponują mi pole namiotowe ja odpowiadam jestem bez namiotu, ci odsyłają mnie dalej by zapytać w hotelu który znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. Podjeżdżam na miejsce idę do recepcji a tam młoda panienka z mocno rozpiętym dekoltem na pytanie Angielski/Polski tak samo odpowiada jak ta na stacji, tak więc nieco rozkojarzony pytam o pokój, ta sprawdza i mówi że mają wolny, uśmiechnięty na twarzy pytam jeszcze o cenę, dostaję odpowiedz 59 orio, myślę sobie trochę drogo, ale jestem na tyle styrany że nie mam siły szukać czegoś innego tak więc płace i czym prędzej lecę pod prysznic, dzień był gorący człowiek chce jak najszybciej wskoczyć w spodenki i koszulkę by iść coś zjeść. Jadąc do hotelu zauważyłem wielkie pole namiotowe, domki letniskowe, typowe miejsce do wypoczynku. Przez całą długość tego terenu szła asfaltowa droga po której jeździło dużo osób na wrotkach, nie zastanawiając się długo zapytałem w recepcji gdzie poleca iść coś zjeść, wcześniej jednak poszedłem nasmarować łańcuch razem z tą panią, gdyż motocykl schowali mi za zamykaną na klucz furtkę gdzie był hotelowy plac zabaw. Po wskazaniu gdzie iść udałem się do tego mniej zachwalanego, nie wiem jakoś wydawał mi się bardziej przyjazny. Problem pojawił się przy zamawianiu, bo słowackie nazewnictwo dań było dla mnie tak skomplikowane że nie wiedziałem co dokładnie znaczy, tak więc o pomoc poprosiłem młodą dziewczynę która zbierała zamówienia. Zadałem standardowe pytanie jak chce się porozumiewać, ta odparła że po Angielsku byłem trochę zdziwiony, ale jednak wygodniej mi było po angielsku z nią rozmawiać i tak temat zaczęliśmy od tego co wybrać doradziła mi skrzydełka z kurczaka i frytki. Przyjęła zamówienie a ja kawałek dalej zamówiłem piwo po 1oiro 20 cent co bardzo mnie uradowało bo dotychczas płaciłem po 4-5 za piwo a tu tak tanio Koziel czy coś w tym stylu nazywało się ale wchodziło pięknie, tak więc szybko znikło i poszedłem po drugie. Chwile później jedzonko było gotowe, siadłem obok budki z jedzeniem, i już nie pamiętam w jaki sposób ale rozpocząłem rozmowę z tą dziewczyną pytając gdzie się nauczyła języka, że dotychczas po polsku rozmawiałem bo nie chcieli po angielsku gadać, ta odparła mi że chciała by w przyszłości zagranice jechać, bardzo dobrze ją rozumiałem. Zapytała mnie skąd się tu wziąłem, a ja opowiedziałem jej że wracam do Polski na wakacje i postanowiłem urozmaicić sobie drogę powrotną, była dość rozmowna ale nagle pojawił się jej przełożony którego zaraz zaczepiłem pytaniem, czy mu nie przeszkadza że rozmawiamy, ten odparł że nie, ale było widać że nie do końca. Spytałem więc jej czy to jej stała praca a ona odparła że dziś pierwszy dzień i że ma wakacje, wyglądała na dość dojrzałą, ale gdy powiedziała mi że ma tylko 17 lat byłem mocno zdziwiony. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym zamykała już, grzecznie przeprosiła a ja podziękowałem za rozmowę. Poszedłem po następne piwko między czasie jakaś para z pieskiem usiadła niedaleko mnie. Psina ledwie zipał a właściciel na wrotkach musiał go ostro wymęczyć, uśmiechając się w ich kierunku i patrząc na psa ci zerknęli na mnie z uśmiechem a ja rozpocząłem rozmowę pytaniem co mu zrobiłeś, z uśmiechem odparli że on tak lubi że mu nic nie będzie i tak rozpoczęła się kolejna rozmowa z nowo poznanymi ludźmi, gadaliśmy na różne tematy, jednak nie za długo bo robiło się już późno, pożegnaliśmy się a ja poszedłem do hotelu w którym był już na warcie ochroniarz, ten pokazał mi żeby dzwonić a on otworzy drzwi bo na noc hotel był zamykany. Postanowiłem wybrać się jeszcze wzdłuż tej drogi, byłem ciekaw co tam dalej jest bo z jednej strony było pole namiotowe a z drugiej budki, budynki i różności. Po przejściu do końca zauważyłem dyskotekę ale nie było już za wiele osób, a ilość radiowozów policji jeżdżącą tu i tam wskazywała że lepiej się tu nie kręcić. Wracając do pokoju miałem incydent z windą nie wiem jak to się stało ale jak wchodziłem do windy nagle zaczęła się zamykać i zawadziłem barkiem o drzwi, może to piwo sam nie wiem... Koniec kolejnego dnia 708km za nami








Dzień 4 Troszku zmarnowany po wczoraj wstaje coś koło godziny 7.15 i udaję się na śniadanko hotelowe. Dzień zapowiada się na bardzo gorący, powiedziałbym że dziś będzie chyba najgoręcej patrząc na wcześniejsze poranki. Szybkie pakowanko gratów i wyruszam w drogę, jadę w kierunku na Nitra dalej Zwoleń i Poprad. Na pobliskiej stacji tankuje motocykl do pełna kupuje wodę i wyruszam bez jedzenia, bo następny posiłek planuję zjeść w domu. Słowacja co chwila jakieś remonty, objazdy dróg, nie jedzie mi się za fajnie ale powoli jakoś idzie. Trafiam na kilku kilometrowy korek, ale mnie takie coś, powoli jadę wzdłuż niego przytulając się od czasu do czasu do stojących w nim aut by przepuścić tych z naprzeciwka. Docieram wreszcie nad Poprad, staje na stacji benzynowej wzdłuż autostrady i robię kilka zdjęć naszym równie pięknym Tatrom. Chowam się chwilę w najbliższe krzaki przed słońcem i chwilę odpoczywam patrząc w góry. Między czasie uświadamiam sobie że nie mam Polskiego telefonu, został w Hotelu, jednak jestem już zbyt daleko by wracać po niego. Już nie wiele zostało, wsiadam na motocykl i kontynuuje jazdę, mijam Preszów i kieruję się ku przejściu granicznemu Barwinek. Nawigacja pada a mi intuicja podpowiada by jechać w kierunku na Świdnik, jednak gdy dojeżdżam do miasta orientuje się że niepotrzebnie tam jechałem więc nawracam i jadę tak jak znaki prowadzą chodź ich jest niewiele, tak więc pytam napotkanych rowerzystów czy dobrze jadę ci odpowiadają że tak, więc spokojnie jadę rozkopaną do granic możliwości drogą, gdzie cały czas są jakieś remonty itd. Wreszcie docieram do Barwinka, jestem zadowolony bo trasę dalej znam dobrze, bywałem w okolicznej Dukli na kilku rozpoczęciach i zakończeniach tak więc z uśmiechem na twarzy mijają mi kilometry po znajomej mi okolicy. Staram się nie myśleć za bardzo o tym co będzie w domu, wiem że często bardzo blisko celu dochodzi do wypadków, bo człowiek jest wtedy rozproszony i nie patrzy na drogę. Pilnując się na ostatnich kilometrach doskwiera mi ból karku, jednak świadomość że to ostatnie kilometry dostatecznie mnie motywują by o nim nie myśleć. Wreszcie ostatni zakręt i skręcam w drużkę prowadzącą do domu, jestem bardzo szczęśliwy to nie była prosta podróż założyłem sobie poprzeczkę wysoko, czasem człowiek chce się sprawdzić, chce zobaczyć czy da radę. Standardowo odcinka by powiadomić domowników że jestem, nie widziałem ich kilka miesięcy, po chwili wychodzą, ja nadal w kasku proszę by mi zrobili kilka pamiątkowych zdjęć. 600 Kilometrów dziś nabite, moja wyprawa dobiega końca, kolejne marzenie spełnione. To było piękne 4 dni, mimo tego że nie było łatwo, na pewno jeszcze długo będę je wspominał.







Filmik, reszta na kanale YT

[tomekkj12]

Gratuluję wyjazdu. Fajnie się czyta fajnie ogląda. Pozdrawiam

 

Wysłane z mojego GT-I9300 przy użyciu Tapatalka

[mlody250]

Super przygoda,a co do Słowacji to potwierdzam,wczoraj byliśmy i co chwila gdzieś droga rozkopana.

[Seev]

Drugi zapasowy telefon... dlaczego sam na to nie wpadłem

 

Opis zapowiada sie ciekawie, zaraz poczytam, ale z góry gratulacje

 

I dzięki za dostarczenie ciekawej lektury :lol-1:

[nieaktywny4]

Super relacja

[kali]

Miło poczytać. Fajnie piszesz.

We mnie budzi się tęsknota gdy czytam jak swobodnie czasem ruszałeś przed siebie nie będąc pewnym gdzie zaprowadzi Cie droga.

Gratulacje!

Pozdrawiam

 

Wysłane z mojego SM-G925F przy użyciu Tapatalka

[mariuszn2]

Fajna wyprawa i relacja (w 2014 ?).

Dawaj więcej fotek i jakbyś mógł jakoś je opisać!!!,byłoby super.

[Gość Slodki]

zła data ustawiona, tydzien temu byłem

[OrangeMoon]

Gratulacje, świetna relacja z fajnej wyprawy.

Naprawdę dobrze się czyta.

Edytowane 30 Lipiec 2015 przez OrangeMoon

[Falko]

a mi brakuje tylko   zdjęć tych napotkanych kobitek , bo mam wrażenie, że czegoś nie dopisałeś 

[jarokuc]

extra opis i super zdjecia. pozdrawiam

[Seev]

a mi brakuje tylko   zdjęć tych napotkanych kobitek , bo mam wrażenie, że czegoś nie dopisałeś 

 

o to to !

[Gość Slodki]

Panowie byłem grzeczny ale mogę wam podać adresy Hoteli i sobie sami zobaczycie na żywo