Skocz do zawartości

W dowodzie młokos, psychicznie dziadek, zdrowotnie spróchniała skamielina.


maniomen
 Share

Rekomendowane odpowiedzi

Witam i pozdrawiam.

 

Lubicie moje historyjki? Recenzje, samoróbki, typowe pitolenie?

 

Pewnie nie, he he.

 

Ale w różnych działach gościłem, a w tym jeszcze nie, więc najwyższa pora nadrobić zaległości.

 

Wielu z was pewnie gdzieś tam zasłyszało, że zdrowotne problemy ostatnio mam, a przyczyna jest nieznana (Na zlocie starałem się w miarę ból ukrywać, co by atmosfery nie psuć, no i na lekach byłem, więc też lżej było).

 

Mówiąc w skrócie, co by nie było, że nie dałem wersji TL;DR, jestem prawie zdrowy, ale wszystko mnie boli.

 

A więc od czego by tu zacząć.

 

Zacznijmy od początku, a więc od momentu, gdy mój organizm, w okresie dojrzewania, postanowił zrobić psikusa i zacząć rosnąć za szybko, co prawdopodobnie jest przyczyną większości moich schorzeń, jeśli chodzi o problemy ze stawami, między innymi multum zniszczonych torebek stawowych, czy to w dłoniach, czy stopach, poobijane łokcie i stawy, rozwalony od wysiłku nadgarstek (rehabilitowany, przez co nadgarstek nie boli, ale promieniuje na paluchy), krzywy kręgosłup, utrudniający komfortową jazdę na motocyklu, a także zerwane więzadło krzyżowe przednie, w kolanie lewym, co do którego zerwania nie mieli pewności lekarze 8 lat temu, ale rok w usztywniaczu chodziłem, potem rok uczyłem się chodzić od nowa, bo mięśnie zanikły.

 

I po wspomnieniu o tych pamiętnych czasach, to zaczynam się zastanawiać, czy nie lepiej by było, żebym raz na jakiś czas złamał kość, ale nie miał problemu ze stawami.

 

W ten oto sposób dotarłem do momentu, w którym rok rocznie coś musiało mi dolegać, gdy tylko nadchodziła zima, a ja nie mogłem z tym nic zrobić, bo albo kolejki do lekarzy były długie, albo nawet wizyty u lekarza, ból przechodził, zanim doczekałem się rehabilitacji (czytaj: nadeszła wiosna i przestały mnie boleć stawy).

 

Trzy lata temu rwały mnie plecy. W tym samym czasie porwałem się na zakup Bandziora i jednym z powodów, dlaczego nie inwestowałem w niego przez pierwszy rok było ryzyko, że jak mi trzaśnie kręgosłup, to se co najwyżej na wózku inwalidzkim pojeżdżę, he he. Przeszło. Zacząłem inwestować w motocykl. Teraz znowu zaczynam popadać w zwątpienie, czy warto w nim grzebać, skoro zaraz się okażę, że nie będę mógł jeździć. Ale kij. Dla taty go może zrobię, żeby on chociaż jeździł.

 

Dwa lata temu bolał mnie kark. Na początku myślałem, że jak go usztywnię szalikiem (w którym chodziłem cały dzień, w pracy i w domu, tylko na noc zdejmowałem), to to odciąży moje plery i to pomoże. Okazało się, że przez to bolał mnie jeszcze bardziej, więc odpuściłem i o dziwo udało się w miarę szybko dostać do ortopedy, bo chyba ze 3 miesiące tylko czekałem. Rentgen karku, leki przeciwbólowe na receptę i skierowanie na rehabilitację… Za półtora roku. Plus minus przesunięcie terminów, spowodowane epidemią. Ostatecznie, jak zadzwonili do mnie przed wakacjami, to się tylko spytałem w myślach „A co mnie bolało?”.

 

Rok temu drętwiały mi ręce, ale to już olałem kompletnie. Miałem mrówki w mackach górnych, ale nie przejmowałem się tym, ponieważ nadal miałem pewny chwyt i mobilność, nic nie upuszczałem i nie zrzucałem, tracąc poczucie gabarytu swoich rąk, więc stwierdziłem, że standardowo na wiosnę przejdzie i będzie spokój. Kwestia przyzwyczajenia się i przebolenia tych kilku miesięcy.

 

I tutaj pytanie na logikę, za które nie będzie nagrody. Skoro stawy lubią ciepło, to dlaczego na rehabilitacji są traktowane ciekłym azotem? Gdzie tu sens, gdzie logika?

 

I jakby to powiedzieć, jak nie urok, to sraczka, bo gdy nadeszła jesień tego roku, to mój organizm chyba sobie powiedział „albo grubo, albo wcale”.

 

Zacząłem siadać sobie w bezruchu i myśleć, czy to jakaś kara za grzechy, czy jakaś karma, czy naprawdę jestem taki zły, żeby mnie los karał, dlaczego mnie to się dzieje, skoro nie mam genetycznych obciążeń, ubieram się ciepło, zwłaszcza w zimę (mam też dodatkowo nisko ustawiony próg zimna, przez co w zimę zdarzało mi się odśnieżać chodniki w samej koszulce, na urodzinach PBC wspinać się po górach z odzieniem wierzchnim pod pachą, potem latając przy zerowej temperaturze po schronisku boso w klapkach, jednak na motocykl, czy na normalne podróże ubieram się normalnie, nawet kosztem spocenia się). Czasami to olewałem i przełamywałem ból, a czasami siadałem i się poddawałem, nie chcąc nic robić, czy to brać leków, czy się smarować wszelkimi maściami i żelami. A to dopiero leci trzeci miesiąc w „bulu i nadzieji” (Ach ten Bronisław, he he), więc jeżeli miało by mi przejść do wiosny, to jeszcze przede mną przynajmniej 4 miesiące, aż się zrobi cieplej.

 

Ale możecie się spytać, o co biega? Co mi jest?

 

Nosz jak bym wiedział, to już bym se amputował część ciała, za to odpowiedzialną.

 

No ale od początku. Jakieś dwa miesiące temu, nagle z dnia na dzień, obudziłem się z bólem pleców, w okolicy krzyża i na granicy z żebrami, czyli w połowie długości pleców, no i biodra. Przejdzie, pomyślałem. Zawsze przechodziło. Pewnie w pracy coś źle dźwignąłem, albo się przepracowałem. No ale nie przeszło.

 

Tydzień później, zaczęły mnie rwać kolana i kostki, do tego stopnia, że jak kucałem, to nie mogłem się podnieść bez bólu, jakby mi kolana i kostki rozrywało.

 

W tym momencie zacząłem się smarować żelami. Voltarenem plecy i biodra, a kolana i kostki Altacetem, przy okazji zapisałem się do lekarza pierwszego kontaktu, bo może to powikłania po grypie, której nie uświadczyłem, poza tym, że we wrześniu lekko pokasływałem i flikałem, ciurkiem wywalając wodę z nosa i gile.

 

Lekarz dał zwolnienie lekarskie do końca tygodnia, leki przeciwbólowe/przeciwzapalne, skierowanie na badania moczu, krwi, na rentgen kręgosłupa i bioder no i do ortopedy.

 

Leki działały dziwnie, co prawdopodobnie było związane z tym, że jestem lekoodporny, więc jak mnie głowa boli, to zwykła tabletka nie zadziała, więc sobie je odpuszczałem zawsze. Gdy brałem tabletkę rano, zaczęła działać około południa, przez co czułem stawy, ale prawie mnie nie bolały, a im dłużej brałem tabletki, tym szybciej działały, przez co raz, po dwóch godzinach od wzięcia proszka, dostałem takiej fazy w pracy, że przez 20 minut nic nie czułem, jakbym nagle wyzdrowiał, albo zaczął umierać, bo przed śmiercią podobno człowieka cały ból opuszcza.

 

Rentgen wykazał zwężoną jedną szczelinę, jakieś lekkie skrzywienie kręgosłupa w lewo i normalne szczeliny w biodrach.

 

W badaniach moczu nic nie wyszło, a w badaniu krwi wykazano stan zapalny, więc już coś wiadomo.

 

A ortopeda? No cóż. Lipiec 2022. Grubo. To rehabilitacja może na za 5 lat.

 

Leki przestałem brać, bo zjadłem już wszystkie, czyli maksymalnie 10 pod rząd. Dwa dni pracy były w miarę spokojne, ale jak trzeciego dnia ból wrócił, to aż musiałem jeszcze jedną tabletkę specyfiku łyknąć, bo bym do roboty nie doszedł. Ponownie zapisałem się do lekarza już wcześniej, bo skompletowałem obecne wyniki badań.

 

Ponownie dostałem zwolnienie lekarskie na tydzień, nowe leki (których nie było w żadnej aptece, więc wziąłem zamiennik o tym samym składzie), skierowanie do reumatologa i dodatkowo poszedłem na badanie krwi, pod obecność syfu po kleszczach (IGG jakieś, czy cuś), ale tu nic nie wyszło, wynik negatywny.

 

O kontakt do reumatologa poprosiłem znajomego fizjoterapeutę, który dał namiar na prywatnego w Pruszkowie, no i na nfz w instytucie reumatologii na Spartańskiej w Warszawie, gdzie nie dało się dodzwonić, a na infolinii informowano mnie, że po 90 minutach(!!!) oczekiwania na linii, zostanę rozłączony automatycznie. Wytrzymałem 10 i zadzwoniłem, zapisać się prywatnie w Pruszkowie, a potem jeszcze zadzwoniłem do drugiej przychodni, żeby spróbować przełożyć USG kolan i stawów skokowych na tydzień obecny, bo skoro dostałem zwolnienie lekarskie, to będę mógł przyjść, a co za tym idzie, reumatolog będzie miał dodatkowe badanie w ręku.

 

Na USG nie wyszło prawie nic. Jak na złość tego dnia obrzęki miałem minimalne, żadnych zwyrodnień w stawach lekarz nie uświadczył, poza deformacją, w postaci źle upozycjonowanych łękotek, które są za wysoko, co powoduje częstsze strzelanie kolan i na starość przyspieszy to proces rozpadu stawów i będą bardziej boleć.

 

W międzyczasie, poszedłem do fizjoterapeuty (tego z poprzednich akapitów), który mojego brata czasami łamał, to i może mnie połamać. Sprawdził mnie od góry do dołu. Ruchomość stawów prawidłowa, tylko dwa kręgi odblokował mi między łopatkami, co fajnie strzelało i łaskotało. Też zasugerował pójście do reumatologa, więc…

 

Do reumatologa czas iść… A nie, czekaj. Odwołali wizytę, bo się reumatolog pochorował. Ale na szczęście termin został przeniesiony na dwa dni do przodu, a ja na szczęście miałem wolne w tamtym terminie, bo USG miałem wtedy mieć, ale przełożyłem przecie.

Wchodzę, cały na czerwono, dezynfekcja, sprawdzam, czy mam dokumenty, płacę za wizytę. Siadam.

 

Podobno opóźnienie wynosi 20 minut, ale jak to usłyszały kobiety, które były przede mną w kolejce, to się uśmiały, korygując czas do 40 minut. Recepcjonistka powiedziała, że jak doktor już weźmie pacjenta, to go nie puści, przez co pierwsza pacjentka siedziała podobno w gabinecie godzinę i dwadzieścia minut.

 

Czekając na swoją kolej, doszło jeszcze dwóch pacjentów, a trzeci zrezygnował, bo miał jakieś plany na później i przełożył wizytę na inny dzień, zaklepując sobie pierwsze miejsce, dnia danego.

 

Doczekałem się. Pani doktor się przyjrzała wszystkim badaniom, które zrobiłem, spytała, czy w rodzinie nie mieliśmy łuszczycy, chorób genetycznych. Obmacała mnie, pokazałem jej zdjęcia kostek, gdy były maksymalnie napuchnięte i zaczęło się, w czym się trochę pogubiłem.

 

Kazała zrobić badania genetyczne, pod kątem obecności chorób genetycznych i prawdopodobieństwa przejścia ich na potomstwo. Nawet nie wiem, czy te badania genetyczne to krew pobierają, czy szpik, czy ki ciul. Tylko tyle się dowiedziałem, że trzeba wypełnić jakiś druk, że wyraża się zgodę na pobranie materiału genetycznego (pewno klona zrobią, mnie zaciupią i powiedzą, że wyzdrowiałem, he he).

 

Kazała zrobić badania na krew i obecność bakterii, które jak już nie żerują na organizmie, to rzucają się na okolice lędźwi, niszcząc tam to i owo.

 

Jeszcze badania na kleszcza, ale nie te, co już miałem, ale te drugie.

 

Dała kolejne leki, które powiedziała, że mam brać od teraz, aż do zdiagnozowania choroby, ale nie że do końca życia, bo kur… nie pożyję tak długo, bo leki są tak mocne, że mogą nawet doprowadzić do nagłego zawału serca (wiem, że w każdym leku pewnie takie coś jest, ale znając to, ile będę czekać na wyniki wszystkich badań, to zdążę wykitować, zanim doczekam się wyników badań). A że moje serce też miewa gorsze dni, to muszę się mocno zastanowić nad ich zażywaniem.

 

No i zleciła rentgen klatki piersiowej. I rezonans. Bo podejrzewa u mnie chorobę, której nie mogłem rozczytać z jej notatek, ale znalazłem ją po poszukiwaniach w internecie. Spondyloartropatia osiowa. Czy jakoś tak. Wejdźcie w internet i zobaczcie, o co z tym biega.

 

I z rezonansem to robimy kółko, ponieważ gdzie mnie wysłała doktor? Do instytutu reumatologii na Spartańskiej w Warszawie, gdzie dodzwonić się nie mogłem, a ona powiedziała, że tam są najlepsi ludzie, bo na co dzień mają styczność z takimi chorobami, a że moja choroba (a przynajmniej to, co mogę mieć), jest ciężka do wykrycia, to lepiej, żeby zrobili to specjaliści.

 

Dzwonię jeszcze raz do instytutu. Pierwszy telefon pitoli coś o numerach, a także odsyła nas na stronę instytutu, gdzie podobno są numery do poszczególnych oddziałów, jednak ja ich nie znalazłem, nie ogarniam tej strony.

 

Zadzwoniłem na drugi numer. Mówi o czymś, że planowane wizyty są planowane i będą odbywały się zgodnie z harmonogramem i się automatycznie rozłącza.

 

Adresu mailowego nie mają, więc będę musiał tam pojechać osobiście i przyszykować się na spore kolejki i duże koszty, bo w cenniku rezonans leci w setki, sięgając nawet do 800 zł, a że ja mam dwuczłonową nazwę badania, to może w dwóch tysiącach się zmieszczę, psia jego mać.

 

Co zrobię? Nie wiem jeszcze, ale jestem trochę podłamany, zwłaszcza że jestem świadomy tego, że nawet, jakbym wywalił te tysiące na badania i leczenie, to pewnie za rok znowu mnie dopadnie jakiś bakcyl, a wtedy już mogę nie mieć pieniędzy na badania i leczenie, a pamiętajmy, że teraz już poleciał z tysiak na badania i leki, a przede mną jeszcze kupa badań, gdzie wszystkie są płatne, więc i teraz nie wiem, czy budżet mi się domknie i nie będę w czarnej d…

 

No i tak to jest, jak człowiek, taki jak ja, starzeje się szybciej, niż rosną cyferki w dowodzie.

 

A najgorsze jest to, że to nie tylko ja tak mam, bo coraz młodsi ludzie uskarżają się na bóle wszystkiego, co może oznaczać, że albo zaczynają nas wykańczać choroby cywilizacyjne, albo zanieczyszczenia i promieniowanie, albo zła dieta i dziadowe jedzenie, lub po prostu za długo już żyjemy, jako gatunek i powoli zaczniemy wymierać.

Tyle ode mnie na razie. Idę spać, aczkolwiek też nie jest to przyjemne, jak gnaty bolą, a rano będą boleć jeszcze bardziej.

Kuniec historii. Rozejść się.

Edytowane przez maniomen
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ledwo przebrnąłem.

Co do rechabilitacji krioterapią. To kiedyś mi to tłumaczył rechabilitant i dodatkowo buło to połączone z innymi ćwiczeniami. Czyli zestaw krio, mag i ćwiczenia dają efekt. Co zresztą widać bo chodzę ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W krioterapii chodzi o to ,że organizm traktuje taki odsłonięty i zmrożony

organ jako stan zagrożenia i kieruje tam razem z krwią wszelkie środki 

obronne ,przez co poprawia się stan tego schłodzonego organu .

Ja jak od czasu do czasu mam większe kłopoty z kręgosłupem,

to robię sobie kilka razy w ciągu dnia okłady z lodu i od razu jest 

odczuwalna poprawa !!!

 

Natomiast jak masz jakąś przewlekłą przypadłość np. kręgosłupa ,to dobrze jest

nawet przysymulować jakiś ostry stan ,aby trafić do szpitala .Jak już tam trafisz 

to wszystkie badania nabiorą przyspieszenia ,ba zrobią ci je bezpłatnie !!!

W kilka dni w szpitalu zrobisz więcej badań i ustalą co Ci naprawdę dolega ,

co w normalnym trybie (lekarz ,skierowanie ,wynik ,znowu lekarz ,kolejne badanie itp .)

zajmie Ci długie miesiące jak nie lata !!! Dobrym sposobem  ,aby trafić do szpitala

szybko, jest namierzenie ,gdzie prywatnie przyjmuje ordynator oddziału szpitalnego 

o który Ci chodzi .Ordynator weźmie prywatnie kasę i już dalej pokieruje sprawy

w szpitalu ! Tak to niestety w Polsce działa !

Edytowane przez mariuszn2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pełne badania za free można również zrobić zgłaszając się na dawcę szpiku. U mojej znajomej wykryto dzięki temu chorobę wątroby.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pojechałem de tego wielkiego instytutu w Warszawie i straciłem prawie dwie godziny.

 

Rezonans w tą stronę, na dole. A na dole pustka, żywego ducha nie ma i wszędzie tabliczki, że zakaz wstępu, nie ma nikogo, kogo mogłem zawołać.

 

Przychodnia NFZ za zakrętem (bo mam też skierowanie na NFZ do reumatologa). Za szlabanem w lewo. Znalazłem. Przychodnia czynna do 16:00. Jest prawie piąta.

I to by było na tyle z badań, pod opieką wielkiego i legendarnego instytutu reumatologii, który przy okazji chyba remontują, bo poklejone szyby, schody rozwalone, robociarze jeszcze trzeźwi, he he.

Jeszcze ewentualnie Grodzisk Mazowiecki i tamtejszy szpital.

Poszedłem też zapisać się na pobranie krwi do wszystkich badań, wymaganych przez prywatnego reumatologa. Mój portfel już płacze.

Jeszcze się zapiszę do rodzinnego lekarza, żeby dał skierowanie na echo serca, na wszelki wypadek, by wychwycić wszystko, co da się, robiąc na NFZ, a na echo raczej długo czekać nie będę.
 

8 godzin temu, mariuszn2 napisał:

Natomiast jak masz jakąś przewlekłą przypadłość np. kręgosłupa ,to dobrze jest

nawet przysymulować jakiś ostry stan ,aby trafić do szpitala

Niestety, moja mimika i ekspresja nie pozwala na takie symulowanie, przez co mogę sobie odpuścić szkołę aktorską.
 

Aż mi się przypomniał niepamiętny dzień, kiedy ze cztery lata temu, byłem na imprezie z przyjacielem i jak nikt z nas nie patrzył, ktoś mi czegoś dosypał i się prawie przekręciłem.

Historia jest długa i bolesna, ale jak obudziłem się w szpitalu, to na lajcie. Zmęczony, jakbym nocy nie przespał, ale bez emocji na twarzy, mimo że głowa bolała i prawie zamarzłem na dworze. Ba! Nawet robiąc dwójkę na kiblu, przybiłem piątkę z sanitariuszem, którego znałem, bo do Żabki do mnie przychodził na przerwie i jak dowiedział się, że leżę w szpitalu, to mnie odwiedził w kiblu, dobre miał wyczucie. Z lekarzami rozmawiałem, jakby nic się nie stało, mimo że do tej pory nie pamiętam, co się stało (dziura w pamięci).

I trzy rzeczy pamiętam z tego zdarzenia.

Pierwsza taka, że leżałem na korytarzu, bo nie było wolnych miejsc.

 

Druga, to że badania krwi zrobili, ale nie wykryli w nich żadnych środków psychotropowych.

 

Trzecia, że do Tworek na badania głowy, musiałem samodzielnie dojechać, bo nie było wolnej karetki, a przypominam, nie było jeszcze wtedy epidemii.

No i jeszcze historia sprzed chwili.

Znajoma mamy miała taką nieprzyjemność, że jej mąż się pochorował. No i go musieli operować. Fajnie, że go zoperowali, ale jak z bloku zjechał, to ślad po obsłudze szpitala zaginął. Wołał, jak coś się działo, czy poważnego, czy po prostu mu było zimno, ale nikt nie przychodził. Jakby siedział w opuszczonym budynku. Żywej duszy, jeśli chodzi o obsługę. Dopiero jak udało mu się dorwać do telefonu (żona mu zostawiła), to żona przyjechała i dobrze, że miała znajomą, co w szpitalu gdzieś tam pracowała, bo ją przemyciła i sama męża obrabiała.

Więc myślę, że skoro nie ma rąk, żeby zająć się pacjentem świeżo po operacji, to na takiego złamasa jak ja, to by w ogóle nie mieli czasu.

Będę szukać, będę kombinować. Muszę się po prostu przyzwyczajać do bólu, bo to już ten wiek, he he.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekkie symulowanie to nie gra aktorska ,tylko mówisz ,że Ciebie bardziej boli

niż jest faktycznie ,albo że wszystkie dolegliwości masz naraz !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raz to sobie pół żartem/pół serio myślałem, żeby położyć motocykl delikatnie w jakimś rowie, położyć się i wezwać karetkę, że się wywaliłem i wszystko boli.

Ale jest ryzyko, że by mnie wzięli za symulanta i obciążyli kosztem wezwania karetki.

Musze przez weekend odpocząć (idąc dzisiaj do pracy na przykład, he he), a potem pomyśleć, jak to ogarnąć szybko, bo po wczorajszym dniu, to kompletnie sił nie mam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Miły forumowicz przypomniał mi o chorobie, i o tym, że mogę powiedzieć, czy coś się zmieniło.

Czy się zmieniło? Ciężko powiedzieć.

W pewnym momencie odstawiłem ostatnie leki, które miałem brać, póki nie zostanie zdiagnozowana moja choroba, bo zaczęło mnie serce boleć. Na szczęście po odstawieniu leków przeszło, a dodatkowo na bezrobociu, mimo że się nie oszczędzam, różne rzeczy robię (w tym te miecze drewniane wykańczam), ból ciała powoli zaczął ustępować do akceptowalnego poziomu, przy którym mogę funkcjonować, aczkolwiek jeżeli nie znajdę przyczyny choróbska szybciej, niż znajdę pracę, to może mi się wrócić, jak ponownie będę pracować fizycznie przez 8 godzin.

Ale do rzeczy, bo komplet badać zrobiłem niemiłosierny i drugi raz tak mnie może przebadają przed śmiercią.🤣 Czyli oby nie za szybko, bo na razie na tamten świat się nie wybieram, mimo że życie mnie czasami kusiło, he he.

W ostatecznym rozrachunku brałem 3 rodzaje leków przeciwzapalnych/przeciwbólowych. Żadne za bardzo nie pomagały, albo pomagały, póki je brałem, a że lekoodporny jestem, to i dupa blada, leki nie działają tak, jak powinny.
Testy genetyczne, na predyspozycję genetyczne do chorób o podłożu reumatologicznym, negatywne. Nie odziedziczę niczego.
Testy na Chlamydie (bakterie jakąś) 2x negatywne.
Testy na Yersinię (też bakcyl jakiś) 2x negatywne, 1x wątpliwe, czyli minimalnie przekroczyłem granicę. To mógłbym ponowić badanie, jednak na nie czeka się aż 21 dni, więc dopiero niedawno wynik dostałem. To może być przyczyną, a złapać to można podobno od jedzenia wieprzowiny ze złego źródła, albo picia zatrutej/zepsutej wody, czego nie przypominam sobie, więc przyjmuję, że to nie jest to i do tej pory to wydaliłem.
Borelioza 2x negatywna (W sensie IgM i IgG).
Coronavirusa nie mam. To przy okazji na szczęście. Mam przeciwciała, ale nie chorowałem na razie, albo nieświadomie.
USG kolan i kostek nic nie wykazało, poza degeneracją łękotek, co mam od urodzenia. Będą na starość szybciej stawy bolały.
Rentgen kręgosłupa - Zdrowy. Tylko dyskopatia lekka, ale bez większego znaczenia, nie wpływa na puchnięcie nóg.
Krew i mocz w porządku. Tylko mogę zrobić ponowienie badań krwi, żeby sprawdzić, czy stan zapalny zniknął z krwi.
EKG Zrobione. Zniknęła mi wada serca, przez którą przez mikro ułamek sekundy nie miałem prądu w sercu. Dobre i tyle.
Rentgen klatki piersiowej zrobiony. Nic nie wykazano.
W międzyczasie zrobiłem sobie USG oczu, bo kiedyś miałem podobno dziurę w siatkówce i odklejającą się siatkówkę. Na szczęście oczy się zagoiły same i operacja nie będzie konieczna. Uf... Chociaż oczy wyzdrowiały.
Echo serca prawidłowe. Nie ma żadnych wad, nie mam wypadającego płatka, który mogłem odziedziczyć po tacie.
Zrobiłem USG Doppler nóg. Jedyne co wyszło, to niewydolny perforator Crocketta II, czyli jakieś coś, co chyba wyrównuje ciśnienie w nogach. Jest to lewa noga, czyli może dlatego lewa kostka puchła mocniej. Przyczyna nieznana. Chirurg naczyniowiec powiedział, że nie wie, co może być przyczyną.

Czyli jestem zdrowy, ale z jakiegoś powodu wszystko od pasa w dół boli.

Teraz, jako że nic nie wyszło, zostało mi zrobić ten parszywy rezonans stawów krzyżowo biodrowych, bo chirurg naczyniowiec, po zrobieniu mi tego dopplera powiedział, że to jedyne, co mu przychodzi do głowy, żeby sprawdzić.

Także jeszcze cztery miesiące do porządnej wiosny, zobaczymy, czy najpierw zrobię rezonans, czy poczekam do wiosny i zobaczę, czy samo przejdzie.

Tyle. Spocznij. I idę spać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, maniomen napisał:

wszystko od pasa w dół boli.

To rzeczywiście tylko współczuć 😏

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, kazek napisał:

To rzeczywiście tylko współczuć 😏

To też pytanie, czy ból zszedł do poziomu akceptowalnego, bo leki zadziałały/stan zapalny zszedł, czy po prostu się przyzwyczaiłem.

Aczkolwiek nie ma co. Teraz to przynajmniej jakoś da się funkcjonować. W połowie listopada jeszcze, to miałem taki ból kolan, że jak przykucnąłem, to ze wstaniem miałem problem, bo jakby rwące mięśnie nie dawały mi możliwości, dwa razy pod rząd bym mógł nie dać rady tego zrobić. Na zlocie/urodzinach trochę po górach pochodziłem i nie bolało aż tak, ale i tak pod wieczór nogi opuchły. A teraz już jakoś idzie. Nawet próbowałem to rozchodzić, próbując ćwiczyć, ale stwierdziłem, żeby na razie ciała nie nadwyrężać, bo kij, nadal nie wiadomo, co mi jest.

Także spacery, spacery i jeszcze raz spacery. Tyle, co mogę na razie robić dla swojego ciała. I dobrze, że na razie obrzęki nie występują. Przynajmniej ja ich nie widzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

może jazda na rowerze  coś by pomogła  z kolanami, oczywiście czysto rekreacyjna

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, bald napisał:

może jazda na rowerze  coś by pomogła  z kolanami, oczywiście czysto rekreacyjna

Możliwe. A nawet jakby nie pomogła, to raczej by nie zaszkodziła. Trochę mięśnie bym wzmocnił, krążenie poprawił, to i może problem albo by zniknął, albo się zmniejszył.

W sumie to na rower w każdej chwili mogę iść, bo też we wszelakich warunkach nim jeździłem.

Pamiętam, jak ze 4 lata temu zaiwaniałem rowerem w niezłą śnieżycę, zgubiłem się na jakimś polu. Nawet zdjęcia jeszcze mam z tego dnia.

20180316_174130.thumb.jpg.29dd7582eb4febae179392caa547267a.jpg20180316_174134.thumb.jpg.e6159cb51afc87e255ca4fa835e1849f.jpg

Znalazłem ulicę w końcu i jadę wzdłuż ulicy, na której równa pokrywa śniegu.

Słyszałem, że zza mnie nadjeżdża auto, więc chciałem zjechać z ulicy, żeby go przepuścić, ale mimo skręcenia kierownicy, rower nadal jechał do przodu.

Jak mnie wyrzuciło na pobocze, to tylko chlapnąłem całym cielskiem i leżę. Gość się zatrzymuje, pyta czy wszystko w porządku, a ja tylko kciuka w górę i zaczynam powoli się podnosić.

Na szczęście śnieg zamortyzował upadek i ostatecznie fajna zabawa była. Do brody mi się z pół kilo śniegu przykleiło. Jak Mikołaj wyglądałem. Biała, zasypana broda i czerwony polar.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy bólach stawów bardzo pomaga morsowanie - sprawdzone, polecam 🙂.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bimbru albo kobiety Ci potrzeba. wybierz mądrze. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

59 minut temu, krynio napisał:

bimbru albo kobiety Ci potrzeba. wybierz mądrze. 

 

57 minut temu, Tomek napisał:

Kobiety trzeba 😎

To chyba szybciej pójdzie znaleźć porządny bimber, aniżeli porządną kobietę.🤣

Czas hartować wątrobę, he he.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Aktualizacji czas nadszedł.

Ból tymczasowo prawie mnie opuścił. Jedyne, co mi zostało, to okazjonalne bóle barku (który doszedł przy okazji), bóle kręgosłupa i uczucie w lewej kostce, takie, że wiem, że kostka o sobie przypomina. Czasami coś mi tam zapulsuje, ale na razie nie puchnie, a przynajmniej nie tak, żebym to zauważył.

Skoro ból prawie przeszedł, a bezrobocie dało się we znaki (przytyłem 7 kilo, bijąc życiowy rekord masy maksymalnej, jaką udało mi się osiągnąć), to postanowiłem poruszać się trochę, żeby organizm zaczął się przyzwyczajać ponownie do ruchu.

Poza spacerami, postanowiłem wrócić do ćwiczeń, które uprawiałem jakieś 4 lata temu i wytrzymałem przez 2 lata. Teraz ćwiczę już od dwóch tygodni, robiąc 50 przysiadów, 50 pompek, 100 powtórzeń zaciskami do nadgarstków i 100 brzuszków (takich płytkich, bo podobno te pełne brzuszki, których uczyli w szkole, gdzie czołem trzeba sięgnąć do kolan, są niezdrowe dla kręgosłupa), głównie celując w zgubienie zimowego brzuszka, który mam pierwszy raz od jakiś 15 lat (w podstawówce mnie sumo przezywali. Potem masa została, a zacząłem rosnąć w górę i zostałem na etapie "na granicy niedożywienia", a potem tyłem 1 kilogram na rok, osiągając prawidłową masę ciała rok temu dopiero).

Po dwóch tygodniach, już pokazały się pierwsze objawy ćwiczeń, czyli zaczęło mnie kłuć w łokciu, więc z pompek muszę już zrezygnować, ręce tylko rozciągać. Reszty ćwiczeń na razie nie porzucam, ale podejrzewam, że z czasem, jak organizm nie zacznie się adaptować do aktywności fizycznej, to znowu będę musiał porzucić aktywność fizyczną, ograniczając się do roweru i spacerów.

Do reumatologa na razie nie wracam z kompletem badań, bo po co mam iść i wydawać zbędnie pieniądze, skoro nic w badaniach praktycznie nie wyszło. Wyśle mnie na kolejne badania i znowu przewalę parę baniek na badania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A z tą robotą w sklepie motocyklowym jak wyszło?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Havana napisał:

A z tą robotą w sklepie motocyklowym jak wyszło?

Zatrudnili mnie. Ogrom pracy i wiedzy do ogarnięcie, nie tylko w sprawie towaru, ale też klientów. Jak sprzedać klientowi towar, żeby czuł się usatysfakcjonowany i chciał wrócić ze znajomymi.

Tydzień na razie siedzę, głównie pomagając im w porządkach na stronach internetowych.

I ta praca jest dobitnym przykładem, że piszę dużo, a mało mówię.

Nie umiem ludziom tak pięknie opisywać produktów, jak chłopaki ze sklepu.

Ale powiedzieli, że porządnie nauczę się tej pracy, dopiero po przeżyciu całego sezonu motocyklowego. Będzie zabawa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To się cieszę, zdaj relację po jakimś czasie ;)

Swój chłop na swoim miejscu, powie Ci która kurtka jak trzeszczy przy zginaniu w różnych temperaturach 😁 

A tak serio to plus, ogarniesz asortyment, opinie od powracających klientów, trochę doświadczenia i potem zobaczysz Freda wchodzącego do sklepu i zanim coś powie to już widzisz co na nim leży ( Złamany kutax wchodzi = condom w kształcie banana :) )

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, jak będę miał jakąś szerszą perspektywę o tej pracy, to może nasmaruję jakiś materiał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Czas na trochę aktualizacji.

(Swoją drogą dobry notatnik mam tutaj. Jak zgubię wyniki badań, to tutaj coś znajdę, he he).

Ćwiczę już ponad miesiąc, jednak ćwiczenia jak ćwiczenia, raczej niewiele zmieniają. Po prostu jestem bardziej zmęczony na koniec dnia, a dodatkowo następnego dnia wstaję... Prawie nie wstaje, bo od jakiegoś pół roku ogólnie mam z tym problemy, dlatego nastawiam zegarek na dwa momenty, oddzielone przedziałem czasowym 30 minut. Wtedy przy pierwszym budziku nie mam sił wstawać, ale wstaje przed drugim, zazwyczaj... Podejrzewam, że może być też to związane w życiu w mieście, prawdopodobnie mam zaburzony zegar biologiczny, od codziennego wstawania na zawołanie budzika. Może wiosna przyjdzie, to się jakoś energii nabierze.

 

Co do zdrowia.

Stawy mi prawie nie doskwierają, jedyne, co mi zostało, to czasami łupiące delikatnie kolana, prawa ręka, którą czuję. Po prostu czuję, że mam stawy, gdzie nie jest to ból, tylko świadomość, że ręka ma ze sobą coś nie tak. No i nadal mam pulsowanie w lewej kostce, jednak już tymczasowo bez puchnięcia.

Wracając do ćwiczeń, to prawdopodobnie coś tam zmieniają, ponieważ z początkowych 50 powtórzeń przysiadów, udało mi się podskoczyć do 70, aczkolwiek zdrowotnie niewiele to zmienia, ponieważ raz musiałem się przebiec przez jakieś 200 metrów. Przez 4 dni czułem wszystkie stawy nóg, więc jeszcze nie są wykurowane, tylko nie bolały, bo nie przeciążałem ich zanadto.

Dodatkowo, do problemów zdrowotnych doszły problemy z sercem, które są dziwne. Ogólnie miałem już to od połowy stycznia, było to dziwne, ale jak na złość wyszło dopiero z tydzień po badaniu Dopplera nóg, i bardzo dawno po badaniu Echa serca. Objawia się to tym, że czasami bez powodu, a głównie podczas pochylenia i prostowania, serce zaczyna bulgotać. Tak jakby na chwilę złapało jakąś gęstą kluchę i przebulgotało ją, co czuć w serduchu. Nie boli to, ale powoduje taki jednorazowy dyskomfort, a do kompletu zauważyłem, że jak ogólnie całe życie miałem pojemność płuc na dopuszczalnym minimum, jeśli chodzi o pracę w warunkach zapylonych, tak teraz mi się jeszcze chyba bardziej pogorszyło, bo po tej przebieżce 200 metrów, po której stawy bolały, to płuca prawie wyplułem i bolały przez ponad dobę. A dodam, że papierosów nie palę.

I tak w tym wszystkim się zastanawiam, czy czasem nie przeszedłem bezobjawowo Covida, co rzuciło się ostatecznie na serce i na płuca. Aczkolwiek nie powiem. Ogólnie, poza tym, że czasami mi serce zabulgocze, to nie czuje się jakoś gorzej, nie wspominając o smaku i węchu, który mam upośledzony, ale już od nastu lat, więc nie ma to związku z Coronką.

Czyli na chwilę obecną jest ujowo, ale stabilnie, podejrzewam, że jak przyjdzie wiosna, to reszta bólu zniknie, albo zniży się do takiego minimum, że będę o nim wiedzieć tylko, jak o nim pomyślę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zrób sobie testy na przeciwciała Covidove i d-dimery na zakrzepicę .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, mariuszn2 napisał:

Zrób sobie testy na przeciwciała Covidove i d-dimery na zakrzepicę .

O widzisz. Tego badania na D-Dimery jeszcze nie robiłem. Będzie dodatek do teczki, he he.

Jutro pójdę i się zapiszę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na d-dimery nie musisz sie zapisywac. Rano robisz - z 50kosztuje a po poludniu masz wyniki. Nawet na czczo nie musisz byc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Share

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając ze strony akceptujesz regulamin oraz politykę prywatności.Regulamin Polityka prywatnościUmieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.