Skocz do zawartości

Docieranie Silnika


Tomek
 Share

Rekomendowane odpowiedzi

Axel, nie wiem dlaczego odebrałeś opisany sposób Adama, jako zajeżdżanie silnika. Trochę lecisz w skrajność i zapominasz, że ktoś też może mieć wiedzę na temat silników spalinowych czy obróbki skrawaniem. Zamiast dyskutować, Ty odrzucasz wszystko i widzisz tylko swoją rację. Nie twierdzę, że jej nie masz, ale myślę, że człowiek uczy się całe życie i powinien być otwarty na różne informacje. Pamiętaj, nikt tutaj nie twierdzi, że zajeżdżanie silnika na pierwszych jego suwach jest dobre. Wydaje mi się, że odebrałeś Adama, jako człowieka, który odpala pierwszy raz silnik, daje 100% gazu i spokojnie stoi, paląc papieroska i czekając jak silnik się dotrze ;) po czym gasi i twierdzi, że dotarł.

Obrobiłem trochę w swoim życiu metali i wydaje mi się, że przesadzasz trochę z tą sporą rozbieżnością w tolerancji. Może kiedyś jak pracowali ludzie na starych obrabiarkach, to może i ta tolerancja była duża, ale teraz można naprawdę lecieć na "ciasnej" tolerancji w produkcji wieloseryjnej. Powiem Ci, że kiedyś jak była produkcja części w Opolu dla Daewoo, gdzie pracowałem, to nawet w takiej niby kiepskiej fabryce, bardzo dużą wagę przykładali do jakości wykonanych części (wtedy robiłem elementy skrzyni biegów). Wiem jak odbywały się pomiary w dziale kontroli jakości, i wiem ile elementów leciało z powrotem do przetopu. A pomyśl sobie, jak musi wyglądać taka produkcja w Japonii? Pracowałem też w Irlandii (również na CNC) i tam też przewinęło mi się trochę metalu przez ręce, robiąc dla firm samochodowych i medycznych. Wiem co to tolerancja, i wiem w jak małym jej zakresie, pracuje się w dzisiejszych czasach.

  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze nie pale :)

 

Po drugie Axel napisal :

 

"Nie ma docierania na zimno jest kręcenie silnikiem celem wstępnego sprawdzenia i to wszystko."

 

http://videos.howstuffworks.com/discovery-turbo/14022-twist-the-throttle-the-suzuki-motorcycles-factory-video.htm

 

*** 1.54 minuta filmu, zeby nie byc goloslownym, na koncu brany jest na hamownie "na goraco".

 

Po trzecie Serch napisal:

 

"chyba że poprzez chłodzenie mamy na myśli zatrzymanie się i wyłączenie silnika to wtedy automatycznie problem się rozwiązuje."

 

*** Tak wlasnie o to chodzi.

 

Po czwarte Tomek napisal :

 

"A ja wpadłem na szatański pomysł jak to sprawdzić.Znaczy czy metoda Adama jest dobra.

Kupiłem sobie silnik do piły spalinowej .Ładny zatarty czterotakt.Wykorzystam go potem do (pocket-a syna jako zapasowy).Koszt naprawy żaden prosty jak budowa cepa Jak się zatrze będę wiedział ze to zła metoda jak nie zatrze będzie miał zapasowy silniczek"

 

*** To przeczytaj dokladnie uwagi dotyczace sprawdzenia wykonanego szlifu i honowania, uwagi dotyczace skladania silnika, a potem docieraj.

Warto rowniez zebys uzyl fabrycznych czesci a nie zamiennikow.

 

Ciekawe czy twoj rzemieslnik wykonujacy szlif cylindra bedzi wiedzial ze do zrobienia tego w pojedynczym cylindrze potrzebna jest anti torque plate ? :)

 

Moze rowniez okazac sie ze uda sie zrobic remont bez szlifu przy niewielkim zatarciu i braku glebokich rys na tulei.

Resztki alumionium usuwasz z tulei stosujac muriatic acid, potem honowanie, nowy tlok pierscieniami i gra muzyka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Axel, nie wiem dlaczego odebrałeś opisany sposób Adama, jako zajeżdżanie silnika.

Myślę, że powyżej jest wystarczająco dużo przeze mnie napisane dlaczego nowego silnika nie powinno się docierać w agresywny sposób preferowany przez Adama. Zwłaszcza silnika na gwarancji ;) Ale jak to mówią wasze pieniądze więc możecie tak naprawdę robić co chcecie nawet techniczne barbarzyństwo popełniać.

 

Za takie teksty powinno się prawko odbierać ;)

wspolczesny motocykl jest wykonany w takiej klasie dokladnosci, ze praktycznie mozna go wziasc ze sklepu i dawac ognia od samego poczatku, bez zadnych zlych skutkow dla reszty mechanizmow. W okresie docierania chodzi tylko o to żeby nie przegrzac silnika.

A już nie wspomnę o glanzingu który czycha na nas, czy potrzebie wymiany oleju z taniego na najgorszy w nowym silniku ;)

Jakież to dziwadła jeszcze można sobie dobudować o koniecznosci dociskania pierścieni do gładzi bardziej niż to zaprojektował i obliczył konstruktor :(

Aaaaaa i jeszcze ważny drobiazg dla żywotnosci nowego silnika.

Po zejściu z dużego obciążenia, czyli wysokiej temperatury nie można bezpośrednio jednostki wyłączać

Edytowane przez AXEL
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Aaaaaa i jeszcze ważny drobiazg dla żywotnosci nowego silnika.

Po zejściu z dużego obciążenia, czyli wysokiej temperatury nie można bezpośrednio jednostki wyłączać

 

Napewno tak jest jesli chodzi o jednostki uturbione :)

 

Jesli zas mowimy o wolnossakach to miliony motocyklistow na calym swiecie robia to codziennie ze swoimi silnikami bez zadnych zlych skutkow dla tych silnikow.

Axel, zatarles chociaz kiedys jakikolwiek silnik ???

Bo ja kilka, szczegolnie jeden wryl mi sie w pamiec :)

Mam nawet opowiadanko na ten temat z moich przygod motocyklowych w 71r:

 

TRZY WYJAZDY.

 

Wyjazd pierwszy.

 

W drugim sezonie posiadania Sokola rozpoczetym niezbyt udanym wyjazdem na

zjazd do Tucholi ( silnik przytarl sie lekko a ja spanikowalem i wrocilem do

domu, po to by do Tucholi dotrzec pociagiem ) postanowilem zrobic porzadna

trase a mianowicie odwiedzic moja owczesna dziewczyne w Ustce.

Baska przebywala w Ustce z rodzicami, wiec o jakichkolwiek blizszych

spotkaniach trzeciego stopnia mowy byc nie moglo, ale byl to taki okres

naszej znajomosci gdzie nawet wspolne spedzenie kilku dni na zasadach

"kolezenskich" sprawialo nam duza przyjemnosc.

Postanowilem wiec zabrac maly namiot i troche niezbednych ciuchow i wybrac

sie do Ustki na kilka dni.

Mieszkac mialem na jakims polu namiotowym kolo domku campingowego jej

rodzicow.

 

Motocykl mimo wczesniejszych problemow nie sprawial zadnych klopotow w

jezdzie po Warszawie oprocz okazjonalnych przypalen stykow aparatu

zaplonowego czy ciaglych korekt regulatora pradnicy w celu uzyskania pradu z

tego cuda polskiej techniki - pradnice mialem junakowska, ktora idealnie

odpowiadala wymiarom pradnic oryginalnego Boscha, czy Marciniaka stosowanych

w Sokole 1000. Te drobne przykrosci posiadania weterana mialem w pelni

rozpracowane, znalem objawy i potrafilem je na poczekaniu usunac.

W przeddzien wyjazdu posprawdzalem jeszcze dokladnie wszystko, umocowalem

bagaz, ktorego pokazna czesc stanowila torba z narzedziami i staralem sie

zasnac krotko ale mocno, tak zeby wyruszyc ze wschodem slonca.

Wiedzialem ze mam do przebycia jakies 600 km i chcialem przejechac ten

dystans tak szybko by zjawic sie u ukochanej wczesnym popoludniem.

 

Byl srodek lipca i wschod slonca zaczynal sie zaraz po godzinie 2 w nocy :)

- o tej porze stwierdzilem ze nie moge juz dluzej spac, wstalem i

pojechalem. Po krotkiej jezdzie calkowicie wyludnionymi uliczkami starego

Zoliborza wydostalem sie na szose gdanska i pognalem przed siebie.

Wkrotce wydostalem sie z miejskiej zabudowy ( swiatla na skrzyzowaniach

jeszcze nie dzialaly ) wiec jechalem dalej zwiekszajac lekko szybkosc i

czujac coraz wieksze zaufanie do niosacego mnie Sokola.

Silnik pracowal rowno, a osiagana szybkosc byla spora w porownaniu do

poprzednich jazd jako ze w miedzyczasie udalo mi sie zamienic oryginalna

zebatke zdawcza przystosowana do jazdy z wozkiem na zebatke solowa, ktora ad

hoc powiekszylem o 3 zeby. Byla to dosc spora zmiana przelozenia i motocykl

ktory poprzednio przy 70 km/h robil wrazenie ze mu silnik z ramy wyskoczy

teraz przy 80 tce zachowywal sie zupelnie spokojnie.

Minalem Lomianki i widok scielacej sie przede mna pustej szosy w promieniach

wschodzacego slonca po prostu dodal mi skrzydel.

 

Czujac te skrzydla dodalem jeszcze wiecej gazu i wkrotce moglem zobaczyc

zelazne kratownice mostu przed Modlinem kiedy nagle poczulem ze cos jest nie

tak. Praca silnika zrobila sie twarda i nieprzyjemna, jednoczesnie poczulem

ze motocykl traci dotychczasowa lekkos pokonywania przestrzeni i zachowuje

sie jakby przebijal sie nie przez powietrze ale klej i to klej coraz gestszy

:) Znalem juz te objawy wiec zrzucilem bieg na luz i silnik zgasl.

Przetoczylem sie jeszcze kilkadziesiat metrow i stanalem na poboczu.

Z silnika buchalo goraco a ja stalem, patrzylem na Sokola i zastanawialem

sie co robic dalej.

Czy znowu wracac do domu narazajac sie na docinki rodzicow ( po poprzedniej

awarii moja matka radosnie stwierdzila ze Sokol jeszcze skrzydel nie

rozwinal ale juz kupe zrobil ) czy jednak ryzykowac i jechac dalej.

W koncu po dlugim namysle stwierdzilem ze wszystko i tak zalezy czy silnik

odpali i jak odpali - jezeli wszystko bedzie brzmialo OK to jade dalej.

 

Po jakichs 20 minutach silnik ostygl na tyle ze moglem go normalnie

przekopac i po kilku probach dal sie odpalic.

Byl jakby troche glosniejszy i jakby troche slabszy wiec z dusza na ramieniu

i duzo ostrozniej niz przedtem staralem sie jechac spokojnie nie

przekraczajac chyba 60 tki. Mimo to po jakichs 40 minutach znowu poczulem

objawy zacierajacego sie silnika wiec teraz nauczony doswiadczeniem

wylaczylem go zanim sam stanal.

No i tak rytm mojej podrozy sie ustalil - 40 minut wolnej jazdy i 20 min

odpoczynku, doszedlem do takiej wprawy w wysluchiwaniu objawow zacierania

sie ze przy pierwszych oznakach wylaczalem silnik, dotaczalem sie tak daleko

jak moglem i zaczynalem chlodzenie. Po kilku godzinach takiej jazdy okresy

miedzy zacieraniowe zaczely sie wydluzac, a odpoczynki robic zadsze.

Jechalem szosa gdanska, ktora w tych czasach nie omijala zadnych miast czy

wiosek, a moje przymusowe postoje czasami tam wypadaly. Powodowalo to

natychmiastowa sensacje i zgrupowania miejscowych ciekawskich, dopytujacych

sie "panie a ile to poleci, pali, kosztuje ??? ".

Na poczatku cierpliwie odpowiadalem na wszystko, ale po kilkunastu razach i

ciagle powtarzajacych sie pytaniach zaczalem sie robic z lekka

zniecierpliwiony i opryskliwy. W dodatku nie zalezalo mi na uswiadomieniu

pytajacych ze moj postoj jest przymusowy i wspaniale prezentujaca sie

maszyna ma lekkie klopoty z jazda powyzej 50 km na godzine :)

 

Z czasem, juz chyba po odbiciu z szosy gdanskiej na Slupsk stwierdzilem ze

moge jechac ta swoja piecdziesiatka bez zatrzymywania sie, tyle ze zaczely

mnie gnebic zupelnie nieprzewidziane przeze mnie skutki wibracji motocykla.

Zaczal sie on bowiem samoczynnie rozkrecac i w pewnym momencie podczas

postoju tym razem dobrowolnego stwierdzilem ze moja tylna lampa wisi na

przewodach, bo sruby rozkrecily sie i zgubilem je po drodze a rowniez

dekielek mojej pompy olejowej zniknal.

Spowodowalo to ze olej zamiast smarowac lozysko korbowe walu, sciekal

spokojnie na ziemie.

Na szczescie dla mnie Sokol mial tkzw otwarty system smarowania i polegal

glownie na rozbryzgu oleju w karterach silnika, pompa miala znaczenie czysto

pomocnicze podajac olej kropelkami glownie na wspomniane lozysko. Niewiele

myslac skrecilem regulacje pompy do zera by zatrzymac uciekajacy olej

pompnalem kilka razy reczna pompa oleju by dac nowa porcje do karterow,

poskrecalem jakos drutem mocowanie lampy i zadowolony z dobrze wykonanej

roboty ruszylem dalej.

Podroz odbywana w taki sposob trwala strasznie dlugo i dopiero okolo godziny

5 po poludniu pojawilem sie w Slupsku. Tam stwierdzilem ze jakies dziwne

rzeczy dzieja sie z motocyklem - rzut okiem w dol przekonal mnie ze silnik

zyje wlasnym zyciem odkreciwszy sie od ramy co powoduje ze lancuch napedowy

jest naprzemiennie naprezany i luzowany co z kolei powoduje dziwne

zachowanie motocykla na drodze.

Na to niestety nie moglem wiele poradzic i zacisnawszy zeby jechalem dalej,

na szczescie odleglosc miedzy Slupskiem a Ustka nie byla duza.

 

Ciezko bylo wyobrazic sobie moja radosc, gdy wreszcie dobrnalem do Ustki i

zatrzymalem sie przed domkiem campingowym w ktorym biwakowala Baska z

rodzina.

Po powitaniach zabralem sie do rozbijania namiotu i wreszcie moglem sie

odprezyc.

Moja radosc z przybycia na miejsce zmacil tylko ostatni rzut oka na

motocykl, gdzie po zdjeciu bagazu okazalo sie ze moja wspaniala pradnica

rowniez polegla w walce z wibracjami - 2 dlugie szpilki trzymajace ja w

kupie rozkrecily sie, a krecacy sie wirnik zdemolowal zarowno uzwojenie

stojana jak wlasny komutator.

Stracilem mozliwosc ladowania akumulatora, ale bardzo sie tym nie przejalem.

Na razie mialem kilka dni wypoczynku, ktore rowniez przeznaczylem na

poszukiwania jakiegos warsztatu w ktorym moglbym ponaprawiac uszkodzenia i

skrecic motocykl w z powrotem w jedna calosc.

 

Tak tez sie stalo. Znalazlem warsztat i w przerwach miedzy spotkaniami i

spacerami z Baska i jej mlodszym bratem majacym sluzyc chyba glownie za

przyzwoitke udalo mi sie doprowadzic wszystko do porzadku stosunkowo

niewielkim kosztem. Moje sruby i nakretki kupowane w prywatnym sklepiku na

ulicy Grzybowskiej okazaly sie byc zrobione z jakiegos zelaznego masla, a

nie ze stali i wyrabialy sie w sposob zupelnie niemozliwy, do tego

popelnilem blad nie stosujac podkladek sprezynowych tylko plaskie.

Korzystajac z niezmierzonych pokladow srub, nakretek i podkladek w rzeczonym

warsztacie skrecilem wszystko w kupe, pospawalem jakies popekane wsporniki

blotnika i mialem znowu dobrze dzialajacy motocykl, ktory o dziwo przestal

sie zacierac.

Nie udalo mi sie tylko znalezc zadnego rozwiazania problemu pradnicy -

wyjalem z niej rozwalony srodek i przerzucilem do torby z narzedziami a

korpus zewnetrzny skrecilem i zmocowalem by zaslonic otwor w zespole silnika

i tyle. Naladowalem akumulator do pelna i mialem nadzieje ze wystarczy to na

powrot do domu.

Plan byl taki ze wyrusze wczesnie rano i nie uzywajac swiatel dojade przed

zmrokiem do Wwy.

Oczywiscie plany sobie, a rzeczywistosc skrzeczy :)

 

W dzien wyjazdu jakos nie moglismy sie z Basia rozstac, to ja odprowadzalem

ja, to ona mnie i wyruszylem wreszcie mocno po godzinie 14. Trzymalem sie

swojej piecdziesiatki wolac jechac wolniej a bezpieczniej, wiec okolo

godziny 21 bylem jeszcze nie dalej jak w 1/3 drogi i bylem zmuszony zapalic

swiatla ( pozycyjne :)).

Czujac ze niedlugo akumulator wyzionie ducha zatrzymalem sie w jakiejs

wiosce na nocleg.

Plan byl znowu taki zeby naladowac akumulator na prostowniku przez noc u

gospodarzy u ktorych bede spal, a rano swiezutki i z dobrym akumulatorem

rusze i juz napewno dotre do Wwy.

Nie wiem co sie stalo ale z tego ladowania niewiele wyszlo.

 

Dotychczasowa swietna pogoda sie popsula, dzien od samego rana byl pochmurny

i mzylo.

Znowu zmuszony bylem jechac powoli i wlaczyc swiatla zeby chociaz troche byc

widocznym dla pojazdow bedacych na drodze, chociaz ruch w porownaniu z

obecnym byl prawie nieistniejacy i raz na jakis czas mijal mnie jakis

pojazd.

Po przebyciu nastepnych stu km z malym okladem poczulem ze akumulator znowu

ma dosyc i bede musial sie zatrzymac. Postanowilem zostawic motocykl u

jakiegos gospodarza w najblizszej miejscowosci, a samemu wrocic te 200 km do

domu autobusem PKS.

Pieniazkow starczylo akurat na bilet i chyba cos do picia po drodze - goly i

wesoly pojawilem sie w domu rodzinnym na Zoliborzu ku zdziwieniu rodzicow ze

tak punktualnie przyjechalem.

Gdy wyjasnilem sposob przyjazdu ich zdziwienie mocno sie zmniejszylo :)

 

Dotarlem co prawda do domu ze swojej pierwszej trasy, ale bylem w sytuacji

niezbyt wesolej.

Bez motocykla i splukany do czysta z pieniedzy, nie bardzo wiedzialem co

zrobic zeby motocykl sciagnac z powrotem do Wwy.

Wowczas dowiedzialem sie od ktoregos z kolegow harleyowcow, ze Krzysiek

Fiszer ( ktorego znalem z widzenia ) potrzebuje osoby do walcowania srebra

podczas wakacji i zglosilem sie do niego.

Krzys z wlasciwym sobie zapalem przystal na propozycje zatrudnienia mnie na

tydzien za wynagrodzenie,ktore z lekka zaparlo mi dech w piersiach - jesli

sie nie myle bylo to chyba z 700 zl za przemielenie jakiejs wyznaczonej

ilosci srebrnych sztabek na ciensze druty z ktorych Krzysiek wyrabial

bizuterie. Podobna sume moglem przeznaczyc na remonty Sokola podczas calego

okresu zimowego, bedac studentem nie pracujacym nigdzie i z bardzo mizernym

dochodem miesiecznym fundowanym glownie przez rodzicow.

Nastepny tydzien spedzilem przychodzac do Krzyska i spedzajac kilka godzin

na walcowaniu srebra i rozmowach z nim.

Krzysiek juz wowczas byl dosc niekonwencjonalnym czlowiekiem nawet jak na nasze harleyowe

srodowisko – zbieral starocie nie ograniczajac sie tylko do motocykli, mimo posiadania rodziny prowadzil dosc intemsywne zycie towarzyskie :) i wydawal mi sie calkowitym “ luzakiem”.

Wowczas po raz pierwszy stwierdzilem ze te wrazenie bylo z lekka mylace, Krzysiek staral sie

zapewnic byt rodzinie ( o czym ja wowczas nie mialem najmniejszego wyobrazenia ), robil to

skutecznie i w pewnych scisle okreslonych granicach wydarzenia rodzinne byly dla niego

wazniejsze niz wszystkie zdarzenia harleyowe.

 

Po ukonczonej robocie zachowal sie zupelnie inaczej niz przecietny polski businessman, tzn wyplacil

mi pelna kwote zarobionych pieniedzy i wielkodusznie zaproponowal ze podwiezie mnie swoim

chopperem na miejsce gdzie zostawilem Sokola, czyli kolo 200 km w jedna strone !

To oczywiscie bardzo upraszczalo moje polozenie, kupilem nowy akumulator, naladowalem go i nastepnego dnia zglosilem sie do Krzysia gotowy do jazdy.

Dzieki roznym sprawom, ktore trzeba bylo rano zalatwic wyruszylismy dopiero wczesnym popoludniem – ja na miejscu pasazera, z torba wypelniona narzedziami i akumulatorem na kolanach a wlasciwie na brzuchu a Krzysiek przede mna opierajac sie plecami na torbie, czyli na mnie.

Nigdy przedtem nie jechalem chopperem, a teraz mialem okazje stwierdzic ze jest to srednia przyjemnosc. Wszystkie uderzenia od nierownosci drogi, przez nieresorowane tylne kolo oddzialywaly bezposrednio na moja kosc ogonowa, z kolei ciezka torba z akumulatorem i Krzyskiem na wierzchu naciskala mi na pecherz moczowy.

W pierwszym rzucie przejechalismy moze z 70 km i padlismy w trawe by troche przewietrzyc zmaltretowane twardym siedzeniem tylki, potem te postoje byly coraz czestsze 

 

Jednak motocykl szedl bez zadnych problemow, zacieran czy uszkodzen i po kilku godzinach zajechalismy na miejsce. Sokol stal tak jak go zostawilem, nikt go nawet palcem nie tknal co dzis wydaje sie dosc nieprawdopodobne, w kazdym razie po wlozeniu akumulatora odpalil bez problemow i pojechalismy spowrotem. Niestety cala operacja odbierania i zapalania tez zabrala troche czasu i po przejechaniu moze 40 km slonce zaczelo zachodzic.

Nauczony doswiadczeniem zatrzymalem sie i zaproponowalem nocleg w najblizszym miasteczku, ale Krzysiek stwierdzil ze wieczorem musi byc w domu z powodu jakichs uroczystosci rodzinnych i ze pojedzie dalej. Ja zatrzymalem sie w hotelu.

Noc mialem troszke niespokojna jako ze spac mi nie dawala niepewnosc jak Sokol zachowa sie nastepnego dnia, gdy bede sam wracal do Wwy – czy starczy pradu, czy cos soe znowu nie rozkreci itp.

 

Rano stwierdzilem ze pogoda znow sie zmienila, bylo pochnurno ale nie padalo.

Zjadlem cos na szybko i poszedlem pakowac motocykl.

Szczesliwie mialem jakies torby boczne, wiec moja ciezka torba z narzedziami miala bezpieczne miejsce pobytu, a siedzenie Sokola mimo ze pokryte tylko cienka warstwa filcu i skory wydawalo sie niezmiernie wygodne po waskim i twardym siedzeniu choppera.

Sokol zapalil bez problemu wiec siadlem i pojechalem. Przez jakies pol godziny jechalem sobie spokojnie i bez przeszkod po czym podczas podjazdu pod jakies wzniesienie silnik zaczal slabnac I zwalniac. Bylem zmuszony zmienic bieg z 3 na 2 a potem nawet jedynke, wreszcie pod samym szczytem zeby pomoc slabnacemu silnikowi zaczalem odpychac sie nogami.

Koniecznie chcialem osiagnac szczyt aby potem jak najwiekszy dystans przejechac zjezdzajac z gory, jako ze nie mialem watpliwosci ze nierowno pracujacy silnik w koncu zgasnie.

W pewnym momencie spojrzalem w dol i ze zdumieniem stwierdzilem ze aparat zaplonowy mocowany przesuwana sprezyna na jego pokrywce lata sobie dosc luzno, bo sprezyna sie zsunela i trzyma tylko brzeg pokrywki. Zjechalem na pobocze i stanalem, nasunalem sprezyne na zatrzask pokrywki I silnik natychmiast zaczal pracowac poprawnie. Ruszylem i pognalem w dol

 

To ostatnie wydarzenie w jakis sposob zmienilo moje podejscie do motocykla, obawa ze za chwile “cos sie moze stac” wyparowala. Zaczalem konkretnie odkrecac memu rumakowi, a on zaczal konkretnie jechac. Bylo jeszcze dosc wczesnie rano, niedziela i droga byla zupelnie pusta, grzmot silnika budzil tylko psy w kolejnych wioskach przez ktore przelatywalem z szybkoscia znacznie przewyzszajaca 50 km/godz.

Po poltorej godziny jazdy pokazaly sie przedmiescia Warszawy, przez ktore rowniez przelecialem ekspresowo i w domu na Zoliborzu zameldowalem sie okolo 10 rano.

Cala podroz zajela okolo 2 godzin. Znowu uwierzylem w mego Sokola i w to ze mozna nim szybko podrozowac. Musialem oczywiscie pouzupelniac rozne braki w podzespolach spowodowane podroza do Ustki, ale wiedzialem ze dam sobie z tym rade. Pokrywke pompy olejowej mialem w zapasie, problem pradnicy rozwiazalem kupujac oryginalnego Boscha z regulatorem mocowanym na pradnicy i juz nigdy w czasie posiadania Sokola nie mialem problemow z pradami.

Skrecony w Ustce w calosc motocykl, z wykorzystaniem srub i nakretek z miejscowego warsztatu juz nigdy mi sie w drodze nie rozkrecil – mimo kiepskiego wygladu byly one zrobione z o wiele lepszego materialu niz te sprzedawane przez warszawskich “prywaciarzy”. Ja z kolei nauczylem sie ze w polaczenich srubowych Sokola podkladki sprezynowe sa koniecznoscia.

Ta trwajaca 2 tygodnie “podroz” byla pierwszym etapem nauki praktycznej mechaniki motocyklowej w zyciowej szkole “ twardych uderzen” jak to nazywaja na kontynencie amerykanskim 

Potem takich etapow bylo wiecej i w gruncie rzeczy zdarzaja sie one do dzisiaj razem ze zmieniajacymi sie motocyklami i samochodami, ktore przeszly przez moje rece w ciagu tych 40 lat trwania mego motoryzacyjnego hobby.

 

 

To tak ku pokrzepieniu serc :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napewno tak jest jesli chodzi o jednostki uturbione :)

Oczywista oczywistość, nawet o tym w instrukcjach stoi napisane, niemniej nie doładowanego silnika też po mocnym rozgrzaniu nie powinno się od razu gasić, kilkanaście sekund na wolnych obrotach pozwala ostygnąć temu co najgorętsze (tłok pierścienie, zawory, denko tłoka) i to w znacznym stopniu mimo, że na postoju. Jak myślisz dlaczego ? ;) w sumie nich to będzie zagadka do rozwiązania dla Ciebie.

Tak zatarłem pierwszego Junaka wyprowadzonego ze stodoły od rolnika który stał tam z 10 lat na tym samy oleju. Miałem wtedy 17 lat, byłem w 2 klasie technikum wiec jako majsterkowicz najpierw naftą co by w ogóle tłok ruszyć z miejsca bo nie szło go wyjąć nawet :(, potem po demontażu szlifowanie gładzi cylindra oraz tłoka papierem ściernym, tak tak papierem ściernym, ile to trwało to już nie powiem bo wiele godzin, widzę ten śmiech, sam to wspominam z uśmiechem :) beki chyba nie zrobiłem ;) aż najdrobniejszym papierem, wymiana panewek, pierścieni, niestety na ten sam tłok, Złożenie do kupy, odpał motocykla - gada !, docieranie ;) i Junak śmigał 120km/h przez parę lat.

W temacie docierani już nie chce mi się "walczyć" jakie były stare silniki, jakie nowe rozumiem i dlatego każdy nowy silnik z wszystkimi nowinkami które stosuje producent w jego doskonaleniu, a tak naprawdę w maksymalizacji zysku będę docierał tak jak Bóg przykazał ;) czyli po mojemu., pamiętając np o cudownych nowoczesnych powłokach na gładziach cylindrów i braku potrzeby szybkiego ich dotarcia przez ... no właśnie przez nadmierny docisk pierścieni do tulei spowodowany nadmierna temperaturą, niby kontrolowaną ;) przez użytkownika.

Edytowane przez AXEL
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adam, fajna historia ;)

Widzę, że każdy już se coś pozacierał hehe, mnie też się trafiło, co prawda w maluchu, ale zrobiłem sobie generalkę i śmigałem dalej.

Były jeszcze remonty silnika z Ascony, z Kredensu, z Poldka ...no ale to inne silniki, niż te produkowane dzisiaj, więc można było to robić bez problemu ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
 Share

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając ze strony akceptujesz regulamin oraz politykę prywatności.Regulamin Polityka prywatnościUmieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.