Skocz do zawartości

Mieszkam W Rumunii! Dlaczego?


Yummy
 Share

Rekomendowane odpowiedzi

Ja raz miałem styczność z takim jednym dziadkiem w taksówce. Zadzwoniłem, zamówiłem na określoną godzinę, przyjechał punktualnie. Miły, kulturalny. Ale jechał jakoś inaczej niż ja jeżdżę. A w dodatku się zamotał chyba i skręcił nie tam gdzie trzeba - musiałem go naprostować. Z tego też tytułu na liczniku u niego wyszła większa kwota do zapłaty niż ta, która się spodziewałem że zapłacę. Ale na szczęście pan był w porządku i odjął tę niepotrzebne 'kilometry'.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to tutaj masz samych takich. Kwotę na taryfikatorze możesz traktować jako dekorację albo element "folkloru" - "fajnie wiedzieć, że coś takiego jest, ale mnie nie dotyczy". Raz wracaliśmy w 3 osoby z miasta, to kumpel umówił się na 30 LEI. Dojeżdżamy, ja widzę na wyświetlaczu 17, pytam się taryfiarza "ILE?" a on mając śmierć w oczach odpowiada "30!!!". Wtedy jeszcze mieszkaliśmy w hotelu, on na dodatek zostawił nas ze 100 metrów od niego i to po drugiej stronie ulicy, ale ja tylko się z tego śmiałam i poszłam. 

Ale potrafią zdarzyć się obcokrajowcy, którzy wołają policję  albo nie płacą nic i po prostu zostawiają takich cwaniaków nic nie płacąc. 

 

Dochodzi jeszcze do tego "perfumiarska mafia" czyli taksówkarze, który naciągają (szczególnie) kobiety na "oryginalne" perfumy, które "właśnie tego dnia zostawił Włoch, którego wiozłem z lotniska". I mają do tego całą bajeczkę, scenariusz nawet uwzględniający aktorów pobocznych. Nie dać się nabrać, nie kupować nigdy żadnych perfum od taryfiarzy :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to wstrętne złotówy, to znaczy lejarze :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre.

Krótko mówiąc Taksiarze  w Rumuni to zuuuuuuuoooooooo :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre.

Krótko mówiąc Taksiarze  w Rumuni to zuuuuuuuoooooooo :)

cierpiarze to wszędzie nic nie warte

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odwiedziłem Rumunie motocyklem i bardzo mi się tam podobało.

Na pewno jeszcze tam wrócę..

Mogę prosić o link...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma się co stresować. Mamy już na forum bloga o usa. Co ciekawe, autor tylko na pbc wrzuca te informacje, na hayka.pl jakoś nie, ha ha ha.

Uderz w stół ,a nożyce się odezwą  :zeby:

"Blog " o USA to już szybko się zakończy ! Zresztą sam jestem przerażony ile tego wyszło

i pewnie mając tą wiedzę drugi raz bym nia zaczynał tematu,ha,ha 

Poza tym, to nie byłem na PBC pierwszy z tematem o Stanach.

A na hajce dawno temu miałem taki pomysł ,ale tam to sensu stricto wyprawy motocyklowe chodzą !

Poza tym na PBC są wdzięczniejsi czytelnicy ,ha,ha 

 

A i trochę rozumiem  Autorkę tematu ,bo wiem ile taka pełna relacja pochłania czasu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uderz w stół ,a nożyce się odezwą  :zeby:

"Blog " o USA to już szybko się zakończy ! Zresztą sam jestem przerażony ile tego wyszło

 

 

założę sie o dobrego browca na zlocie, że jeszcze znajdziesz jakiś telefon z kartą sim lub pamięcią gdzie jeszcze jakieś fotki będą ^_^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

ihost_1518100065__papnasi.jpeg

 

 

W temacie pączków trochę wikipedyjenj wiedzy kulturoznawczej ^^

Tutaj, drogie dzieci, widzicie PAPANASI.

Kto był w Rumunii, ten wie, kto nie był, dopiero się dowie :)

To są takie tutejsze pączki, ale mniej "spieczone" (przepraszam, jeśli mamy tutaj jakiegos cukiernika, którego tymi słowami obrażam), bez nadzienia w środku i podawane na ciepło.

Polane są słodkim śmietanowym sosem z dodatkiem dżemiku z czarnych porzeczek.

Zamawia się porcję zazwyczaj dwóch sztuk, cena około 18 lei/16 złotych.

 

PS Nie dacie rady tego zjeść sami, jeśli będziecie już po obiedzie ;)

 

PS2 Tutaj jest prawosławie i Wielkanoc obchodzi się w datach "jak u Ruskich" i nie ma typowego Tłustego Czwartku, a Post zaczyna się w którąś niedzielę, zamiast w Środę Popielcową (nie wiem, bo nie jestem specjalistką).

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądają apetycznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...

Cześć drodzy! 

Części z Was jest już wiadomo, że wróciłam znowu do Bukaresztu.

Nie będę się rozpisywać co, jak, dlaczego, na jak długo i tak dalej. 

 

Jeśli chcecie, jesteście ciekawi, interesuje was, macie jakiś wolny weekend i chcecie się przekonać, że to miasto to nie tylko syf, brud, bloki i bezpańskie psy, to zapraszam. 

Można śmiało do mnie wpadać, mam dużą kwaterę z dwoma pokojami, którą zamieszkuję z kotem, więc dowolne konfiguracje osób (w ramach akceptowalnych społecznie ram) bez problemu się zmieszczą. Loty tanie, pogoda (jeszcze) w miarę, obfitość świątecznych dekoracji, z którymi miasto wygląda jak jedno wielkie wesołe miasteczko też niedługo się pojawi, wiosna wkracza śmiało koło marca - okazji będzie wiele. Goście najmilej widziani od połowy listopada, ale jeśli ktoś zdecyduje się szybciej, to też ogarniemy. 

 

Zaznaczam przy okazji, że RACZEJ (!) nie będzie mnie tu na lato, więc wspólne objazdówki mrocznej Transylwanii, kolorowej Bukowiny, byczenie się nad ciepłym morzem ani zamykanie oponki na Transfagaraskiej RACZEJ się nie wydarzą. 

 

Chwytaj dzień i wpadaj na przesiąkniętą krwią i łzami ziemię Węgrów, Sasów, Rzymian, Żydów i kogo tam jeszcze ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmmm

post-11855-0-42981400-1538679026_thumb.jpg

 

Spaliśmy w hotelu Razwan, całkiem przyzwoita miejscówka.

Edytowane przez Caesar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po tegorocznym wypadzie na Bałkany,mnie już nie trzeba przekonywać do Rumunii.

Ale, niestety ,najazd z mojej strony raczej Ci nie grozi !  :zeby:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Motorem po Bukareszcie – pierwsze wrażenia
Przy pierwszym wyjeździe do Bukaresztu i założeniu mojego pseudo-bloga pojawiało się dużo głosów, że powinnam pisać tutaj na forum. Wtedy nie chciałam, bo tamten album ze zdjęciami z Bukaresztu był raczej formą pamiętnika, która by się tutaj nie przyjęła. Mało kogo interesowały(by) moje rzewne kobiece strumienie świadomości.
Teraz, kiedy jestem tutaj z motocyklem, będę miała do napisania parę bardziej praktycznych rzeczy, które może będą dla was ciekawe albo przydatne.

 

ihost_1539677967__img_20181013_163549.jp

 

ihost_1539678006__img_20181015_132616.jp

 

Zacznę może po kolei, czyli od pierwszego dnia, kiedy przyjechałam. Cisnęłam wtedy, żeby możliwie jak najwcześniej dojechać do Bukaresztu, wykorzystać jak najwięcej światła dziennego. Przed samym Bukaresztem na autostradzie z Pitesti dłuższy postój, tankowanie i ostatnie 50 km, które połknęliśmy z bandziorkiem w mgnieniu oka. Pierwsze wrażenie po przejechaniu znaku BucurestI: EUFORIA! Tak, w końcu jestem! W mieście, które uwielbiam, na motocyklu, który kocham, nie bez przygód, ale szczęśliwie – w końcu dojechałam! Radość, duma i ekscytacja przed nieznanym, a mianowicie poruszaniem się w gorączkowym, chaotycznym, niebezpiecznym, bałkańsko-azjatyckim w swej naturze bukareszteńskim ruchu. Autostrada, która prowadzi z kierunku zachodniego do miasta, przechodzi płynnie w jedną z miejskich ulic. Nie ma żadnych zjazdów, bramek ani nic takiego. Wystarczy więc jechać cały czas prosto, śledzić „wszystkichâ€, bo jest tylko jeden skręt w prawo (słabo oznakowany) i dociera się do centrum. Stamtąd już jak po sznurku, bo wracałam do domu, w którym już wcześniej
mieszkałam, więc drogę znam doskonale. Co nie zmienia faktu, że na tym głównym placu miasta lekko się zmieszałam, ale o tym „mieszaniu†trochę później.
A propos domu, no właśnie...
 
Gdzie mieszkam, co z garażowaniem?
 
Podobnie jak w zeszłym roku, wynajmuje poddasze w domu pewnej starszej pary. Z nią dogaduję się po polsku, z nim po angielsku, więc jest super komfortowo. Mają nieduży garaż, w którym znalazło się miejsce dla mojego dziorka. Po raz pierwszy jest też przy okazji przykrywany, ja w domu AŻ TAK o niego nie dbałam. Oprócz kapotki dla moto, został mi od razu dostarczony prostownik, bo czteroletnia bateryjka powiedziała, że jednak zdecydowanie żąda odesłania na emeryturę.
Moja jedyna obawa związana z tym garażem była wywołana dość stromym mini podjazdem do niego. W Rumunii często zdarza się, że w wyniku kreatywności architekta albo niedopatrzenia ekipy wyjścia/drzwi/furtki/bramy garażowe umiejscowione są 30-40 cm nad ulicą i trzeba tę różnicę wyrównać, najczęściej takim małym „podjazdemâ€. Takie miejsca niezmiennie przywołują pamięć traumy zakopiańskiej, o której pisałam na Motokainie: https://www.motocaina.pl/artykul/motocyklem-sama-na-balkanach-pierwsza-podroz-zycia-23200.html

Panicznie do dzisiaj boję się napotkania momentu, w którym przyjdzie mi się zatrzymać, a nie będzie pod moją nogą gruntu i znowu złamię gmol. Na tyle żywe jest jeszcze w mojej głowie to wspomnienie, że pierwszego wieczoru dosłownie nie mogłam zasnąć, bo opracowywałam w myślach strategię jak manewrować, żeby wycofać się z tego garażu bez szwanku.

ihost_1539677817__img_20181012_175551.jp

Przez pierwsze 10 dni motocykla nie ruszałam, bo przez tę jesienną podróż trochę się pochorowałam. A kiedy przyszło do wyjeżdżania wczoraj, przez to że Pani od sprzątania przytrzymywała mi bramę, a ja nie chciałam zabierać jej dużo czasu, wycofałam się z garażu nie wiedząc nawet jak i kiedy. Na szczęście nasza uliczka ma status tzw. intrarea, czyli wejście/ślepa uliczka/droga wewnętrzna i prawie nigdy nikt tam nie jeździ.

Przy pierwszym odpaleniu i na pierwszych kilku kilometrach dał o sobie znać „syndrom 10 dni stania z bakiem zalanym rumuńskim paliwemâ€, czyli odpalił dopiero za 4 razem i po ruszeniu trochę sie dławił, ale szybka przejażdżka w korkach na zmianę dwójka-jedynka wydaje się, że załatwiła sprawę. Jak nietrudno się domyślić, pierwszym przystankiem na mojej trasie był sklep z częściami i zakup akumulatora. Zaproponowano mi Unibat, cena po przeliczeniu 174 zł, kiedy w tym samym czasie w PL na allegro najtańszy taki mogłabym mieć za 143,60 z dostawą (prawie na wszystkim są takie przebitki, niestety). Ale był już naładowany przez sklep, w sumie nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Podładowałam go jeszcze rano na wszelki wypadek i pojechałam pierwszy raz do pracy

 

No dobrze, ale do rzeczy, siostro... 

 

Oznakowanie poziome 

W tym momencie dochodzimy do „mięsa†tego wpisu, czyli jak się jeździ po Bukareszcie. Generalnie jako doświadczona (ale jednocześnie skromna) bikerka, muszę przyznać, że... ciężko. Jak ktoś był, to wie, o co chodzi, jak ktoś jeździł po Bałkanach albo Włoszech to też nie trzeba tłumaczyć. O ile przy jeździe na o2o trzeba mieć generalnie oczy dookoła głowy, tak tutaj trzeba by było mieć tych par oczu conajmniej kilka.
Sporym problemem jest niestosowanie się do jazdy obranym pasem ruchu. Tak zwane „tasowanie†między pasami, nawet podczas skrętu czy na rondzie, oczywiście bez zasygnalizowania  takiego zamiaru, jest oczywiście normą. Ma to jednak swoje psychologiczne zalety, mianowicie nie czuję się już zupełnie winna, jesli czasem mi się „zapomni†o kierunkowskazie w ferworze walki o pole position czy redukowania biegu. 

 

Łšwiatła 
A propos świateł... Ciekawostka na temat tych w Buku (nie w całej Rumunii tak jest, ale to przy okazji) – przy zmianie z czewonego na zielone brak żółtego! Z jednej strony to by mnie uratowało na egzaminie. Na swojej pierwszej teorii potknęłam się właśnie na pytaniu o kolejność zapalania się świateł (czy żółte samo, czy równocześnie z jednym z nich). Z drugiej z kolei, kiedy wcisnęło się już na pierwsze miejsce przed puchami, kultura nakazywałaby wystartować bezzwłocznie i nie blokować – trzeba więc pozostawać na maksa skupionym...
...ale nie można przesadzić! Na przykład ja wczoraj wieczorem, kiedy stałam w takiej właśnie pozycji – przed pierwszym autem i przed sygnalizatorem – kiedy usłyszałam GDZIEŁš trąbnięcie, od razu „wystrzeliłam†przed siebie, po kursie kolizyjnym z autem z lewoskrętu , któremu właśnie załączyło się zielone! Ja wcale jeszcze go nie miałam! Cud, że to nie skończyło się gorzej. Puszkarz tylko z niedowierzaniem mrygnął mi długimi...

 

Klaksony
Klaksonów można w ogóle nie słuchać, całkowicie się na nie wyłączyć albo.. polubić. Tutaj jest to najnormalniejsza w świecie forma wyrażania emocji, niekoniecznie sygnał zagrożenia czy sposób zakomunikowania czegokolwiek. Do teraz się zastanawiam, kto wtedy trąbnął i co miał na myśli.
I tym sposobem zaliczyłam swój pierwszy – niecelowy – przejazd na czerwonym świetle. Ale wcześniej był też jeden, świadomy Zarządziłam sobie swoją własną prywatną zieloną strzałkę (które swoją drogą są tutaj migające) przy podłączaniu się do jednej szerokiej ulicy. Każda większa ma bowiem prawy pas, który tak naprawdę nie jest pasem, bo został zaadaptowany na parking, ale jego połowa pozostaje pusta i można się spokojnie motocyklem zmieścić, licząc na to, że nikt nie będzie akurat cofał

 

Łšwiatła + klaksony
W temacie świateł jest jeszcze taka niedogodność, że sa umiejscowione równo z linią zatrzymania do której oczywiście wszyscy dojeżdżają. Praktycznie nie ma tych zawieszonych nad drogą. W efekcie wygląda to tak, że stoisz pod samym sygnalizatorem, wykręcasz głowę w niemożliwą pozycję, jeśli to jest między godziną 7 a 19, to z dużym prawdopodobieństwem prażące słońce przepala Ci rogówkę, a i tak w momencie, kiedy światło zmieni się z czerwonego na zielone akurat mrugniesz, zostaniesz obtrąbiony, w wyniku czego wystrzelisz bez zastanowienia spod świateł, a przed nosem na zapałkę śmignie Ci jakaś dacia, która wjechała z przecznicy na swoim ciemnożółtym. Wcale nie lepiej jest kiedy w godzinach szczytu policjant kieruje ruchem, bo ja szczerze mówiąc nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy on zachęca mnie do przejechania, stania, opowiada coś komuś, odgania muchę sprzed nosa czy przechodzi atak padaczki.

 

Kultura 
O kulturze wobec motocyklistów wiele nie mogę powiedzieć. Póki co jest raczej znośnie, ale byłoby lepiej, gdyby stojący na czerwonym kierowcy zajrzeli czasem w lusterko, zamiast w smartfona. Zwykle jednak przegazówka albo mrugnięcie długimi wybudza ich z letargu i wtedy chętnie robią miejsce.
Samo miasto, jakie jest – kazdy widzi. Wystarczy spojrzeć pobieżnie na mapę żeby widzieć, że ulice bez ostrzeżenia skręcają pod najbardziej niewiarygodnymi kątami, że nie ma przelotówek, że przez 12 godzin na dobę google pokazuje wszystkie ulice jako czerwone, w najlepszym przypadku żółte... Ale kocham je, jest piękne i mi to (na razie) nie przedzkadza.
Doceniam za to ciepełko, beztroskę parkowania gdzie-bądź, pokorę pieszych, którzy są świadomi, że są najsłabszym ogniwem i nawet klaksony powoli przestają mi przeszkadzać.

Wysokości mandatów jeszcze nie znam, ale pewnie niedługo się przekonam

Edytowane przez Yummy
  • Upvote 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dodam od siebie, że moje odczucia z jazdy po Rumunii są raczej pozytywne. Bardzo łatwo i bez spiny kierowcy rumuńscy zjeżdają na prawy pas, gdy ktoś z tyłu jedzie szybciej i zazwyczaj nie zajmują lewego tak nagminnie jak u nas. Gdziekolwiek nie jechałem po Rumunii -byłem przepuszczany. Tyle o kulturze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie wiem czy to moja wina, ale link do zdjęć mi nie bangla :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie wiem czy to moja wina, ale link do zdjęć mi nie bangla :(

 

Zedjęcia dodane do posta, problem nieaktualny. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też,wbrew moim wcześniejszym obawom,mam pozytywne doświadczenia

z tegorocznej wyprawy do Rumunii (i jeszcze dalej ),także jeżeli chodzi o stosunek

rumuńskich kierowców do motocyklistów .Oni też są już w Europie !  :zeby:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do samych Rumunów to i ja mam same pozytywne odczucia. Całkiem mili, życzliwi i pomocni ludzie. Przynajmniej ja takich spotykałem. Stereotyp Rumuna jako Cygana, brudasa i złodzieja powinien odejść już do lamusa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mili moi sympatyczni! Nie wiem czy o tym wiedzieliście, ale za powstanie stereotypu Rumuna-Cygana-brudasa odpowiada w dużej mierze dwudziestowieczna propaganda ZSRR. Dokładnej rozpowszechnianie tego typu kalumni zaczęło się po zbrojnym stłumieniu tzw. Praskiej Wiosnej w Czechosłowacji w 1968 przez wojska Układu Warszawskiego, w którym to stłumieniu Rumunia pod wodzą NC nie wzięła udziału. Nie żeby tam z jakichś humanitarnych pobudek, ale nie wzięła. Breżniew się pogniewał i zaczęło się na masową skalę oczernianie tego starożytnego i dumnego narodu jakim są Rumuni w oczach m. in. Polaków, którzy do rzeczonego zbrojnego stłumienia wystawili drugą co do wielkości ekipę Polskiego Wojska Ludowego. Tak więc jeśli ciągle wierzycie, albo do niedawna wierzyliście, że wszyscy Rumuni to złodzieje, brudasy albo Cyganie, to jesteście ofiarami ubiegłowiecznego programowania umysłów, sorry.

 

Ja tym czasem bez uprzedzeń i złudnego poczucia wyższości dalej włażę Rumunom do domów i bez kompleksów terroryzuję miasto dziarskim mruczeniem komina wybudzając alarmy samochodowe ze snu. 

Powoli przyzwyczajam się do freestyle'owego ruchu i stopniowo zapominam nawet tę resztkę przepisów, których zwykła byłam przestrzegać w Polsce. 

 

Kurcze... zółte... jechać? A, pojadę, bo i tak hamulca nie mam. Przejechałam. Ja i 4 auta za mną  :jupi:

 

Czasem z kolei jest taki korek i przed i za światłami, że naprawdę przejechanie na czerwonym nie zmienia kompletnie nic. 

 

Myślałam, że przekroczyłam pewien próg wtajemniczenia, kiedy zaczęłam jeździć jak taksówki po torowiskach, ale szybko okazało się, że to pikuś. Dopiero kiedy jedziesz po torowisku, trąbisz na inne auta, które próbują tam wjechać, i wyjeżdżasz w ten sposob na spotkanie z panem policjantem kierującym ruchem, wtedy zaczyna się robić ciekawie  :jezyk2:

 

Wczoraj jechałam sobie do mechanika na sprawdzenie co z tym moim tylnym heblem. Miałam podany adres, sprawdziłam mniej-więcej na mapie gdzie to jest i jadę. Ulicę znam, ale numeracji na niej nie. A to ulica z tych dużych i ważnych. Jadę, jadę, nie widzę żadnych numerów ani nie mam pojęcia, jak wygląda miesce, w które mam dotrzeć. Staję więc w miejscu, które jest zarazem przystankiem i parkingiem i próbuję odpalić mapę, która oczywiście nie działa. Piszę więc do ziomka, który ma na mnie czekać:

- Minęłam Oracle, stoję na przystanku

- Gdzie dokładnie, masz być przy salonie Kawasaki

- Widzę Citroena i Hyundaia

- To jesteś jakies 750 m za daleko

[szybka analiza sytuacji, do skrzyżowania kolejne 750, przeciwległa nitka zakorkowana w ciul]

- Chuj, wracam pod prąd chodnikiem

- :D

 

Nie po to się wyprowadzałam do Rumunii, żeby się krępowac przed przed przejechaniem 750 metrów po chodniku, bez przesady  :aniolek:

 

Wizyta u mechanika możecie sobie tylko wyobrazić, jakie emocje we mnie budziła. To jest tak, jak pójść pierwszy raz do nieznanego ginekologa â€‹dentysty: strach, niepewność, lęk, obawa, wątpliwości. 

Na szczęście jest to dobry ziomek mojego ziomka, który mnie tam zaprowadził. Składał mu za free motocykl na tor, sam ma swoje 4. Zresztą ten mój kolega też zielony nie jest, bo pare lat temu rozłożył i złożył swojego trampka. Na co dzień co prawda nie jeździ, bo ma zabrane prawko, ale zajawka jest. Przy okazji dowiedziałam się ciekawostki, że w Rumunii wymiar sprawiedliwości działa tak, że po poważnym wypadku każdemu z uczestników zabierane jest prawko, aż do czasu wyjasnienia i ustalenia sprawcy. Znaczy możesz sobie teoretycznie wyrobić tymczasowy dokument dopuszczający do jazdy przez miesiąc, ale jest to skomplikowane i czasochłonne. Zgłębię szczegóły i napiszę wam więcej na ten temat, na wypadek gdybyście mieli stracić prawko w Rumunii  :zdziwiony:

 

Po zakończonych oglądzinach mechanior sprawdził mi ciśnienie w oponach, zadał pytanie retoryczne "Do you have oil?", sfotografował DR żeby zamówić właściwe klocki i obiecał być gotowy na dzisiaj. Oby tak było :)

 

Inna ciekawostka związana z moturem i totalne zaskoczenie dla mnie to była sprawa akumulatora, a właściwie gwarancji na niego. Aku kupowałam we czwartek, ale nie wkładałam go do moto na miejscu, tylko pojechałam z nim w plecaku do domu. Pan sprzedawca powiedział, że w takiej sytuacji nie może dać mi gwarancji, da ją dopiero jak przyjadę (w ciągu 7 dni) z zainstalowanym aku. Nic się nie odzywałam, bo sumie nigdy nie przechodziłam podobnej procedury, więc nie wiedziałam, czy to normalne, czy nie. Kiedy pojechałam tam ponownie w poniedziałek, jakież było moje zdziwienie, kiedy pan wziął ze sobą jakieś urządzonko, kazał mi za sobą iść do moto, otworzyć kanapę, odpalić silnik i sprawdził ładowanie  :boje_sie: Szczęśliwie dzień wcześniej ktoś w statusach pytał, jakie powinno być poprawne, więc wiedziałam, że 14,4.  :tancze:  Nie żeby to dla mnie cokolwiek znaczyło, żebym wiedziała, jakiej jednostki, ale wiedziałam, że 14,4. :tancze: Po komisyjnym potwierdzeniu, że ładowanie jest git, karta gwarancyjna została wystawiona. 

Czy ten proces wygląda tak zawsze? Robi się tak w Polsce? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, gwarancja na akumulator powinna być udzielana w ten sposób. W tedy sprzedawca ma pewność , że ładowanie w Twoim pojedzie jest sprawne i może z czystym sumieniem jej udzielić. I dobre sklepy z akumulatorami tak robią, co innego gdy kupujesz akumulator w markecie i nikogo to nie obchodzi czy masz w aucie sprawny alternator albo nawet prądnice :) .Popsuje się to market go wymieni na nowy bez robienia problemów.

 

A to 14,4 to napięcie ładowania podawane w Voltach, natężenie prądu podawane jest w Amperach.

 

Czyli zgodnie z 2 prawem Kirchhoffa, zwanym napięciowym:

Powyżej kolan napięcie wzrasta a opór maleje :P

Edytowane przez Caesar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yummy coraz ciekawsze rzeczy piszesz ! Ja tylko nie mogę sobie wyobrazić ,znanego czy nie,ginekologa-dentysty ?  :zeby:

Coś co prawda mi się przypomina z lekcji biologii o praustach, ale to chyba nie to samo ?

Ale wyobraźnia pracuje ,ha,ha  :zeby:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie za stereotyp Rumuna brudasa odpowiedzialni są cyganie rumuńscy, którzy po upadku dyktatury Caucescu najechali Polskę i w ilościach hurtowych żebrali na ulicach.

Nie mówiło się o nich cyganie tylko Rumunii i stąd ta łatka brudasów o ciemnej karnacji.

 

Błędy w pisowni sponsoruje Tapatalk.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klasyczny stereotyp,Cyganie to tylko 10 % obywateli Rumunii !!!

I rumuńscy Cyganie mają tyle wspólnego z Rumunami ,co polscy Cyganie z Polakami,

a trochę ich w Polsce mieszka !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

a trochę ich w Polsce mieszka !

Niestety wiem o tym doskonale. U mnie w Sączu i okolicy jest ich mnóstwo. Szkoda, że nie ma sposobu na to żeby się ich pozbyć.

 

Błędy w pisowni sponsoruje Tapatalk.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Share

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając ze strony akceptujesz regulamin oraz politykę prywatności.Regulamin Polityka prywatnościUmieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.