Skocz do zawartości

Chorwacja, Sierpień 2018


seebst
 Share

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień 3.

 

Trzeci dzień pobytu w Chorwacji upłynął na zwiedzaniu Parku Narodowego Jezior Plitwickich. Na to przeznaczyliśmy cały dzień. Z naszego mieszkania do celu mieliśmy jakieś 50-60 km, więc nie daleko. Stwierdziliśmy, że bierzemy ze sobą wszystkie kufry, a na miejscu się przebierzemy w krótkie spodnie, lekkie buty, jakiś plecak, woda, coś do żarcia... Wstaliśmy dość szybko, bo przed ósmą. Za oknem gęsta mgła. Jak zawsze z resztą w tych okolicach. Schodzimy na śniadanie, biorąc ze sobą puste kufry i pakujemy je na motocykle. Babeczka, właścicielka, jak to zobaczyła, to zobaczyłem w jej oczach przerażenie, bo pomyślała na pewno, że my już chcemy spierniczać stąd, a jeszcze się przecież nie rozliczyliśmy! Uświadomiliśmy ją, że my tu na pusto, że jedziemy na jeziora, że tam będziemy chcieli się przebrać i swobodnie chodzić. Z niedowierzaniem jakoś przekonaliśmy ją :D Tak więc, pojedli, popili, ubrali się i wio. Przebijamy się przez tę mgłę, momentalnie szybki w kaskach zrobiły się mokre, jakby mżawka zaczęła padać, przez moment miałem też kamerę z przodu włączoną, ale na obiektywie zrobił się ten sam efekt co na szybie kasku więc dalsze nagrywanie nie miało sensu. Jednak po paru kilometrach mgła zanikła, zaczynało robić się co raz cieplej i słoneczniej. Przejeżdżaliśmy przez taki pagórkowaty teren, dużo było lasów i zakrętów. Ale nie zatrzymywałem się nigdzie i nie robiłem zdjęć. Generalnie zdjęcia robiłem tylko w samym parku, jednak zamieszce tylko sam film z tego wypadu, bo uważam, że to chyba będzie lepszy pomysł, a nic nowego, niż na filmie nie miałem w aparacie :)

 

Po dojechaniu na miejsce zacząłem poszukiwania jakiegoś wejścia, kasy, czegokolwiek, aby zacząć zwiedzanie. Było dosyć dużo ludzi pomimo wczesnej pory. Patrzę, że nieopodal formuje się jakaś kolejka (ludzi), więc poszliśmy wzdłuż niej i ustawiliśmy się na jej końcu. Trochę ślimaczo to szło, a ogonek był bardzo długi. Tym tempem to ze dwie godziny stania by było. Jednak za chwilę jakaś babeczka wyszła z wielkim afiszem, na którym napisane było "Tickets" i kazała iść za nią. I część osób poszła, m.in. my. Idziemy tak i idziemy i zacząłem się zastanawiać, czy tej babeczce chodziło o to, aby rozluźnić kolejkę i pójść do drugiego miejsca, w którym będzie można kupić bilety, czy może to było tylko dla tych osób, które już mają bilety...? Zacząłem pytać różnych osób, ale oni sami nie wiedzieli i tak samo jak my poszli owczym pędem, spotkaliśmy też paru Polaków, którzy zrobili podobnie, jednak za jakiś czas się wycofali. Nam zaczęło się gorąco robić, żeby nikt się nie przyczepił nas, że idziemy tędy nie mając żadnych biletów. Jednak na miejscu okazało się, że jest kasa i tam można dostać te upragnione bilety. Po zakupie formuje się druga kolejka. Znów pytam za czym oni tak stoją, a to okazuje się, że ludzie czekają na ten autobusik. My jednak wybraliśmy pieszą wędrówkę. Idziemy i idziemy i natknęliśmy się na miejsce, gdzie nie ma jakby żadnej innej drogi, niż tylko przeprawa promowa. No przecież mieliśmy iść pieszo, a nie płynąć. Ale okazało się, że musimy wsiąść na pokład tej barki, aby dostać się na drugi koniec brzegu, skąd można zacząć prawdziwe zwiedzanie. Ot, przyjechał chłop ze wsi do miasta :D

 

Każdy kolejny widok, jeziorko, wodospad robiło na mnie co raz to większe wrażenie, a najbardziej to kolor tej wody - przejrzysta, czyściutka i te rybki podpływające pod sam brzeg! Idąc tak cały cas i idąc zauważyliśmy, że obeszliśmy całą długość tego wielkiego jeziora! Kilometrów zrobiliśmy co nie miara, nogi w dupę powchodziły, a do punktu wyjścia daleko w chooj. Na końcu tego jeziora zauważyłem, że są stateczki, dzięki którymi można dostać się do tego parkingu, co przyjechaliśmy, ale kolejka długa na kilometr! Ale co zrobić, gorąco jak cholera, wracać trzeba, więc zmuszeni jesteśmy stać w tej kolejce i wąchać przepoconych turystów i omijając parasolki chroniące przed słońcem, które o mały włos nie wydłubały nam oczu. Po około godzinie stania w końcu usiedliśmy na tym stateczku i dostojnie dopłynęliśmy do punktu, w którym pierwszy stateczek doprowadził nas na początek zwiedzania. Jednak tu kolejny zonk, bo była właśnie ta przesiadka, a co a tym idzie zaś trzeba było wystać się w kolejce. Wróciliśmy do naszych rumaków, przebraliśmy się i miłe zaskoczenie, bo motocykliści nie płacą za parking :) Do domku wróciliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Cieszyłem się, że wreszcie mogłem usiąść i odpocząć.

 

Tak jak wcześniej wspomniałem, zdjęć, choć było ich cała masa z tego dnia, nie wrzucam, ale za co ten filmik oddaje wszystkie te zdjęcia :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło było ponownie po Plitwicach razem z Tobą pospacerować ,szkoda tylko ,że tak krótko !

Sebastian zawsze fajną ,choć mało znaną ,nutę zapodajesz  :zeby:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 4.

 

Tego dnia opuściliśmy naszą pierwszą bazę. Zaraz po śniadaniu szybko się zebraliśmy, pożegnaliśmy i ruszyliśmy dalej na południe. Początkowo droga była dość nudna i przeciętna. Jakieś tam wioski po drodze mijaliśmy, nic szczególnego. Ale za to na szczególną uwagę zasługuje droga nr 25, kończące się w Karlobagu, prosto do magistrali.

https://www.google.pl/maps/dir/Ba%C5%A1ke+O%C5%A1tarije,+Chorwacja/Karlobag,+Chorwacja/@44.5211215,15.0883081,13z/data=!3m1!4b1!4m14!4m13!1m5!1m1!1s0x47622c381d4d57e5:0xa00ad52d0af4df0!2m2!1d15.1743771!2d44.5263214!1m5!1m1!1s0x47622e84b6ba0db5:0x400ad50862bc360!2m2!1d15.0728705!2d44.5284238!3e0?hl=pl

Istny majstersztyk, festiwal zakrętów i widoków. Po drodze jeszcze był fajny punkt widokowy na nie dużym wzniesieniu, z którego było widać jednocześnie i góry i morze. Coś pięknego.

 

ihost_1540394579__1.jpg

 

ihost_1540394606__2.jpg

 

ihost_1540394624__3.jpg

 

ihost_1540394644__4.jpg

 

ihost_1540394664__5.jpg

 

ihost_1540394682__6.jpg

 

Gdy już dotarliśmy do "ósemki", naszym kolejnym punktem była wyspa Pag, a w zasadzie sam most i ruiny jakiejś fortyfikacji. Szczerze mówiąc wyobrażałem sobie to jako może obiekt nie wart zachodu, aby tyle zbaczać z trasy i oglądać, jednak po przyjeździe na miejsce bardzo miło zostałem zaskoczony. Przede wszystkim pięknymi widokami, jak i również samym obiektem, na który wejść w butach motocyklowych było nie lada wyzwaniem, a widoki z tego "zamku" zapierały dech w piersiach, z widokiem jeszcze na sam most. Jednak wcześniej zatrzymaliśmy się, aby kolejne fajne zdjęcia porobić.

 

ihost_1540395101__7.jpg

 

ihost_1540395125__8.jpg

 

ihost_1540395143__9.jpg

 

A tutaj już z wyspy Pag:

 

ihost_1540395408__10.jpg

 

ihost_1540395431__11.jpg

 

ihost_1540395448__12.jpg

 

ihost_1540395468__13.jpg

 

ihost_1540395488__14.jpg

 

Dodam tylko, że to miejsce sam sobie znalazłem, śledząc sobie w domu mapę i patrząc, gdzie by tu jeszcze pojechać. Nikt mi nie polecił tej miejscówki, sam sobie ją znalazłem, podobnie z resztą jak większość innych miejsc w Chorwacji, o których będzie więcej informacji w kolejnych odsłonach mojej relacji :D

 

Nie wiedzieć czemu, ale u samego podnóża tej fortyfikacji było mnóstwo śmieci! Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem w Chorwacji. Takie jakby dzikie wysypisko. Było tam wszystko, i reklamówki z odpadami, butelki i puszki, jakieś większe stałe odpady, ale i mnóstwo kotów tam się wygrzewało i spacerowało. Na prawdę, dziwne to miejsce było...

 

ihost_1540395769__15.jpg

 

Potem podjechaliśmy kawałek pod sam most, przy którym stała niewielka kapliczka, ale można było też zrobić zdjęcie tej całej fortyfikacji z oddali. Krajobraz w tym miejscu przypominał mi jakieś tereny pustynne, opuszczone, jakby krajobraz księżycowy...

 

ihost_1540395769__15.jpg

 

ihost_1540396098__17.jpg

 

ihost_1540396116__18.jpg

 

ihost_1540396137__19.jpg

 

ihost_1540396157__20.jpg

 

Dalej już nie jechaliśmy w głąb wyspy. Zawróciliśmy na magistralę i udaliśmy się do Zadaru, gdzie kolejnym celem były organy morskie. Akurat, jak na złość, fale były łagodne, przez co efekt dźwiękowy był mało słyszalny, ale co nie zmienia faktu, że dało się co nieco usłyszeć, przykładając ucho do "piszczałek" :D

 

ihost_1540396515__21.jpg

 

ihost_1540396538__22.jpg

 

ihost_1540396560__23.jpg

 

Na tej ostatniej fotce widać miejsce, na którym odbywają się koncerty świetlne. Jednak mają one miejsce po zmroku. Szkoda, że nie zostało mi dane ich zobaczyć na żywo. Zawsze chciałem to zobaczyć, a będąc już tak blisko, na miejscu praktycznie, tylko żałowałem. Ale  może jeszcze kiedyś będzie dane mi to zobaczyć. A te panele się w słońcu potwornie nagrzewały. Nikt z odważnych nie był w stanie na boso przejść po nich :D

 

Po tej chwili odpoczynku strasznie zgłodniałem. Zacząłem szukać w pobliżu jakiejś knajpy, restauracji, gdzie bym mógł coś zjeść, ale dookoła tylko jakieś bary, w których można było się tylko napić, bądź zjeść lody. A żeby dalej czasu nie tracić, bo do celu jeszcze długa droga, wybór padł na Maca, w którym to nigdzie nie mogliśmy znaleźć toalety, a jak już znaleźliśmy, to była płatna. Wrzucało się parę kun i automat odblokowywał drzwi. Ale że Janusze z Polski nie chcieli płacić, więc pomyślałem, że poczekam, aż drzwi się od środka otworzą i ktoś wyjdzie. I tak się stało, ktoś wyszedł, a ja szybko drzwi przytrzymałem i weszliśmy za darmo :D A wychodząc, tym samym sposobem weszła taka fajna para Polaków, z którymi zamieniliśmy parę słów. I też motocykliści, ale tym razem samochodem do Cro przyjechali.

 

Naszym dzisiejszym celem miała być co najmniej Makarska, albo i jeszcze dalej, aby było bliżej Czarnogóry, niż dalej. Ale niestety, dzień szybko się kończył, było już grubo popołudniu, a my jeszcze w Zadarze siedzieliśmy, trzeba było więc trochę tępo narzucić, co w przypadku Pawła było bardzo ciężkie. Całe szczęście, że Split, Szybernik czy Trogir można było bokiem minąć i to w dodatku jadąc dwupasmówką, która i tak dość mocno była zatłoczona, a nie chciałbym wiedzieć, co by było, gdyby przyszło nam się wbijać w samo centrum tych metropolii! Słońce już mocno zaczęło zachodzić, a my ledwo doczołgaliśmy się do Breli. Tuż przed nią ukazał się iękny punkt widokowy z dużym parkingiem, na który nie dało się nie wjechać i nie zrobić kolejnych pięknych zdjęć...

 

ihost_1540397576__24.jpg

 

ihost_1540397600__25.jpg

 

ihost_1540397618__26.jpg

 

Wjechaliśmy do Breli i od razu zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Generalnie byłem mocno zdziwiony, bo nic kompletnie nie udało nam się w środku znaleźć! Krążyliśmy wzdłuż i wszerz i nic, kompletnie nic. Zajechaliśmy też w jedno miejsce, w którym będziemy spać w następny dzień ( :D ), jednak na tę chwilę gość nie miał dla nas miejsca. Gość, o którym będę pisał więcej, bo okazał się zajebistym typem podczas całego naszego wyjazdu, ale to później :D Zajechaliśmy nawet do Baśki Vody, bo tam nas skierowano, że tam prędzej coś znajdziemy, ale sytuacja podobna - nic. A już zaczynał zapadać zmrok... To był ten dzień, w którym przeszło mi przez chwile przez myśl, że będziemy musieli spędzić tę noc "pod mostem" Ale trafiliśmy ta takiego gościa, który był właścicielem jakiejś knajpy, a który to okazał się być motocyklistą i powiedział, że nam pomoże. Zaczął dzwonić po swoich znajomych, ale niestety... Nawet zadał sobie tyle trudu, że wszedł w Internet i posprawdzał różne oferty i nic poza pewnym hostelem nie było na tę chwilę dostępnego. 20e za noc od osoby... No cóż, dobre i to, aby chociaż noc w godnych warunkach spędzić. W godnych napisałem? Hehe, dobre sobie... :D Gdy się zdecydowaliśmy, gość poszedł po swój motocykl, R1200GS, bez kasku (kaskader) zaprowadził nas na koniec Breli pod ten że hostel. Porozmawiał z recepcjonistką, potem ja, zapytał, że nam to odpowiada - odpowiedziałem, że jak najbardziej. Bardzo serdecznie jemu podziękowaliśmy. Zapytałem, ile się należy za fatygę - nic nie chciał, poklepał tylko po plecach i życzył powodzenia podczas naszych dalszych podróży.

 

Babeczka z tego hostelu powiedziała jakie "warunki" w pokoju panują. I z początku wszystko było ok, do momentu, gdy pokazała nam ten "pokój". Wpierw pytała, czy pokój ośmioosobowy nam odpowiada. No jak nie jak tak. Przecież my tylko dwa miejsca potrzebujemy :D I dlatego źle ją zrozumiałem, bo gdy otworzyła te drzwi, oczom mym ukazał się, i wszem, pokój ośmioosobowy, ale z ośmioma osobami na pokładzie! Myślę sobie, no kur.. no nie... Poprosiłem ją o chwilę do zastanowienia. Długo żeśmy medytowali, czy zdecydować się czy nie na ten nocleg, ale koniec końców jednak zaryzykowaliśmy, a ja kilkukrotnie jeszcze tej babeczki dopytywałem, czy aby na pewno w tym pokoju będzie bezpiecznie, i czy nasze motocykle również będą bezpieczne. Uspokoiła nas, że absolutnie wszystko tu jest bezpieczne i nic się nie wydarzy. Z duszą na ramieniu weszliśmy do tego pokoju, w którym panował jeden wielki bajzel. Wszystko dookoła porozrzucane, ktoś tam śpi, inni się bawią na górze, grają w karty, piwkują, śmieją się, rozmawiają... A my przestraszeni jak nigdy. Zdecydowaliśmy, że wszystkie rzeczy osobiste chowamy do kufrów, aby nie mieć przy sobie nic, w razie gdyby komuś go głowy nie przyszło nas z czegoś okraść. Gdy już się "udomowiliśmy" poszliśmy na górę napić się piwka, trochę pogadać i zapadła taka decyzja, że nazajutrz, skoro świt spierd2lamy stąd :D Jeść mi się chciało jak cholera, ale nic oprócz piwa tam nie było. Wróciliśmy do pokoju. Położyliśmy się "spać". Nie wiem, czy chociaż na chwilę udało mi się usnąć. Nawet nie przebierałem się. Nerwów co nie miara tej nocy. Ci ludzie byli różnych narodowości, a mimo wszystko jakoś tam się dogadywali. Była nawet jakaś osoba, która rowerem podróżowała i swój nocleg też tam znalazła. W nocy towarzystwo zaczęło się schodzić już do spania, ale przyznać muszę, że bardzo cicho się zachowywali. I faktycznie, było bardzo bezpiecznie. Oni pozostawiali na wierzchu swoje telefony, rzeczy osobiste i nic się o nie nie martwili. Nawet gdy przyszło takich dwóch obcych Polaków, jak my :D

 

ihost_1540399599__27.jpg

 

ihost_1540399619__28.jpg

 

ihost_1540399641__29.jpg

 

ihost_1540399660__30.jpg

 

 

Film z tego dnia:

 

 

 

PROŁšBA DO MODÓW...

Można ten temat przenieść do działu: Relacje z wypraw?

Edytowane przez seebst
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nooooooooo Sebastian,coraz lepiej Ci idzie z relacją,

a i na moto robisz postępy ,co widać na filmiku !

Brawo Ty.

Ja ,ale zapewne wiele innych jeszcze osób,oglądając Twoją relację z Chorwacji ma deja vu !

Praktycznie jedziesz po naszych śladach z wypadu w 2015,jakby ktoś chciał porównać ,to tu zobaczy

 

https://polishbanditcrew.pl/topic/24939-alpychorwacjaskandynawia-2015/page-5

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Dzień 4. Leżing, plażing.

 

Jak tylko zrobiło się jasno, zebraliśmy się szybko z tego hostelu i głodni zjechaliśmy na dół, do Breli w miejsce, gdzie dzień wcześniej pewien gość oferował nam wolny pokój od jutra, czyli od dziś.

1.thumb.jpg.f01b781b61850715464c40e5693169a9.jpg

O dziwo, maszyny nasze stały :D Przyjechaliśmy na miejsce, to okazało się, że trochę za wcześnie jesteśmy, bo dopiero co  ludzie opuścili ten pokój i nie było jeszcze posprzątane. Ale umówiliśmy się z właścicielem, że zostawimy w pokoju nasze graty, przebierzemy się, coś zjemy i pójdziemy trochę pomoczyć dupki. Zeszło nam parę godzin, potem wróciliśmy i zaczęliśmy "imprezować" z właścicielem. Damir, bo tak mu było na imię, był bardzo pozytywnym człowiekiem z bujną przeszłością. Okazało się bowiem, że swego czasu spędził kilkanaście lat w pierdlu za jakieś rozboje i narkotyki, ale się zresocjalizował i już żyje "zgodnie" z prawem. To zgodnie jest z przymrużeniem oka, bo w swoich zbiorach posiadał bliżej nie określone ilości trawki, które z dnia na dzień palił, kręcąc przy tym co raz to dłuższe skręty, popijając różnymi alkoholami, od wina począwszy, poprzez piwo, a skończywszy na Rakii i ukraińskiej wódce :D I zawsze nas częstował czy to kolacją, czy śniadaniem. Świetnie się dogadywaliśmy. Łamał nieco polszczyznę, ale bardzo dużo rozumiał i my tak samo, - nie znając chorwackiego, dużo się dowiedzieliśmy i rozumieliśmy. Paweł znalazł z nim wspólny język o czasach wojennych. Standard pokoju był najgorszy ze wszystkich, w jakich spaliśmy, ale cena też nie była jakaś duża. Taki, można by powiedzieć - wczesny Gierek, z meblami na wysoki połysk i rozpadającą się szafą :D To generalnie tyle z tego dnia.

 

Dzień 6. Sveti Jure.

 

Rano pobudka, śniadanie i zapada decyzja o wyjeździe na najwyższą górę Chorwacji - górę Świętego Jerzego. Było gorąco, więc wpadliśmy na genialny pomysł, aby pojechać tam na luźno, bez strojów motocyklowych. Jak się okazało, to był błąd, bo spaliło nas, a raczej mnie niemiłosiernie. Dobrze, że jednak wziąłem ze sobą samą kurtkę, bo chyba przewidziałem sytuację, jaka może być po takiej jeździe :D Jechało się przyjemnie, wiaterek fajnie chłodził, ale słońce nie pozostawało bierne, hehe. Droga do parku Biokovo przebiegła dość sprawnie, tempem mocno turystycznym. Opłaciliśmy wjazd i otworzyły się szlabany. Oczom mym ukazał się krajobraz jak po jakimś armagedonie. Jak dwa lata temu jechałem tędy samochodem, było zupełnie inaczej. Było dużo drzew, roślinności, a teraz jak na pustyni. Efekt ubiegłorocznych, szalejących na południu europy pożarów, które dotknęły także ten rezerwat. Akurat zdjęć tych nie posiadam, ale na załączonym filmie z amego początku dokładnie to widać. Smutny widok, ale co zrobić. Powoli pniemy się ku górze, mijając przy tym co jakiś czas samochody, a także krowie placki :D Docieramy na szczyt, spędzamy tam trochę czasu, poznając polskiego kolarza, któremu gratulujemy takiego wjazdu, a jeszcze bardziej współczując jemu zjazdu, bo rower, niestety, nie ma funkcji hamowania silnikiem :D Ciekawe, czy mu się klocki nie spaliły po drodze. Poratowałem go też wodą, która mu się skończyła.

2.thumb.jpg.d95fce88e63eaf4dd4d3ff6fba9da571.jpg

 

 Więcej zdjęć nie jestem w stanie wrzucić z uwagi na ograniczenia forum... :(

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciąg dalszy...

 

3.thumb.jpg.736f97eba7848b7c19fcebc5d1134909.jpg

 

4.thumb.jpg.d8e2b42f65605754fb6c095736422503.jpg

 

Po nacieszeniu się widokami zjeżdżamy. Co prawda, wjeżdżając tylko jechaliśmy, bo na robienie zdjęć przeznaczyliśmy zjazd. Z racji tego, że był dość spory ruch.

 

5.thumb.jpg.af8640bd2b187b93a0d077258a01313b.jpg

 

6.thumb.jpg.ebf484f485b7c5ffdc1119925cadacc7.jpg

 

Zadziwiające jest to, że mimo tak "dzikiego" terenu są miejsca, gdzie najprawdopodobniej jeszcze ludzie mieszkają, bądź uprawiają coś. Co jakiś czas można było spotkać lepianki, niewielkie gospodarstwa, a także sporo zwierzyny - konie, osły, krowy... Trzeba też było uważać, aby nie wjechać w jakiś koński czy krowi placek na środku drogi.

 

7.thumb.jpg.4500d57ffb56b90d194d7762a7f8ccb7.jpg

 

8.thumb.jpg.19abbd8b1d6d7d34ab88ed11ba058d29.jpg

 

Po drodze, będąc jeszcze w tym parku, zajechaliśmy do "gospody" na małe co nieco dla głodnego brzuszka. Przy okazji ugasiło się pragnienie dobrym zimnym piwkiem. Oczywiście bezalkoholowym ;) A widoki umilały nam pojawiające się na zmianę - raz koniki, raz osiołki

 

9.thumb.jpg.a35391c95a6423b885f2ce7536024f4a.jpg

 

10.thumb.jpg.635c549a184ad851abc6a2d70d71a3b0.jpg

 

11.thumb.jpg.69d77eefd610815921a8bd64dc83d650.jpg

 

Na następny dzień, z samego rana, moje ciało wyglądało niezaciekawie. Górnej części ciała pokazywać nie będę, by nie robić publicznego i darmowego striptizu, ale dół pokażę :D

 

12.thumb.jpg.1f09ff2edd63366344dbec10170e386f.jpg

 

Piekło to jak cholera. Na powrocie założyłem już kurtkę, jednak ciało było tak rozpalone, że każdy mój ruch czułem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oooo ,widzę ,że można jednak trochę zdjęć powiesić ! to bardzo dobrze !

Sebastian ,jak już na forum epatujesz nogami ,to byś nogi zdepilował ! :zeby:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oooo ,widzę ,że można jednak trochę zdjęć powiesić ! to bardzo dobrze !
Sebastian ,jak już na forum epatujesz nogami ,to byś nogi zdepilował ! :zeby:
 
No, można, tylko trzeba było interweniować

Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 7. Jezioro Modro (Blue Lake i Red Lake, Bośnia i Hercegowina)

 

 

Noc była ciężka, pod tym względem, że spalenizna mojego ciała nie dawała mi spokoju. Każdy ruch ciała powodował ogromny ból. Jeszcze gorzej było, gdy trzeba było ubrać na siebie cały strój motocyklowy - masakra. Ale do rzeczy...

Na dziś zaplanowaliśmy zobaczyć słynne jezioro Modro w Imotski. Słynne pod tym względem, że owe jezioro raz na jakiś czas wysycha, a na dnie tego jeziora odbywają się mecze piłki nożnej. Dlatego na Mapach Google przy standardowym widoku nie widać, aby było tam jakiekolwiek jezioro, natomiast przy wybraniu opcji satelitarnej już wodę widać. https://www.google.pl/maps/place/Modro+Jezero/@43.4475623,17.2018137,14z/data=!4m13!1m7!3m6!1s0x134adebc53e4ff0f:0x61c7d86de62a3859!2s21260,+Imotski,+Chorwacja!3b1!8m2!3d43.4471085!4d17.2139989!3m4!1s0x134adebbe30de443:0x3d6a067743af2e1c!8m2!3d43.4509406!4d17.2119713

Drogę wybrałem całkiem inną, niż mi pierwotnie proponowała nawigacja, okazała się bardzo kręta i bardzo lokalna. Nie uczęszczana, ale dała nam w kość pod względem ilości wzniesień i zakrętów. A na dodatek przejazd przez każdy zagajnik, jakieś krzewy, gdzie było skumulowane ciepło objawiało się to tym, że z miejsca to ciepło buchało mi po nogach, które sobie spaliłem jadąc w krótkich spodenkach. Dosłownie, jakby mi ktoś przykładał żelazko na spodnie. Po jakimś czasie wjechaliśmy na normalną drogę, gdzie po chwili zorientowałem się, że znaleźliśmy się po drugiej stronie góry Sveti Jure - ukazał się jej charakterystyczny maszt na jej szczycie.

 

1.thumb.jpg.a111aa3419bedabda24818a419559386.jpg

 

Przejeżdżaliśmy przez rożne wioski i wioseczki, gdzie wyglądało to tak, jakby były całkowicie opuszczone, wymarłe, opustoszałe... Stare samochody, często zdewastowane, opuszczone domy, powybijane szyby, zaniedbane tereny - krajobraz zupełnie inny niż mogłoby się wydawać jak na samą Chorwację. Po parudziesięciu minutach dojeżdżamy do Miejscowości Imotski, do Jeziora Modro.

2.thumb.jpg.aed8b5a0f6fd0c8ad992be4e2c418a27.jpg

 

Miła pani oznajmiła nam, że zejście pod samo jezioro zajmie nam kilkanaście minut, że możemy zostawić nasze kurtki przy kasie. Długo się wahałem, co do tego czy zostawić ją, czy iść w kurtce, z uwagi na stan opalenizny mego ciała, ale jednak dałem się przekonać i zostawiłem. Samo zejście wydawało się z początku całkiem przyjemne. Ot, taki jakby park, drzewa, jakieś krzaczory, ale im dalej schodziliśmy, tym co raz gorzej się szło, ponieważ grunt to były same kamienie, coś jakby tłuczeń, nasypy kolejowe, gdzie chodzenie w butach motocyklowych nie należało do przyjemności.

3.thumb.jpg.d83701c6e70605ae2370d41f3e0dc9c9.jpg

 

Po pewnym czasie ukazuje się jezioro. Ogólnie wydaje się niezbyt duże jak na swoją powierzchnię, ale biorąc pod uwagę fakt, jak głęboko ono się znajduje w tym kanionie, ile tej wody wyparowało przez temperatury tam panujące, to nie powiem - zrobiło wrażenie.

4.thumb.jpg.e3749044421f61d4ae50c5f4db748c80.jpg

 

5.thumb.jpg.0cc2d21de7d28d38555134dcd9a6d678.jpg

 

 

W pewnym momencie dróżka się końcy i zaczyna niebezpieczne i strome zejście do samego jeziora, na które my się nie decydujemy, ale byli śmiałkowie, którzy mimo wszystko tam zeszli i się kąpali. A nawet z daleka widać było, że to jezioro jest dość głębokie! Znaleźliśmy kawałek cienia, trochę odpoczęliśmy i ruszyliśmy drogą powrotną do wyjścia, do następnego jeziora, które usytuowane jest jakieś 3-4 km stąd.Niby można było gdzieś tam na pieszo dojść, ale my woleliśmy wrócić po nasze motocykle i dojechać, bo robić tyle kilometrów w takim upale to nic przyjemnego, zważywszy na opiekanie mojej skóry przez słońce przez cały czas.

 

Dojechaliśmy do drugiego jeziora. czerwone, bo taką ma nazwę, wzięło najprawdopodobniej stąd, że skały i dolina, w której się znajduje tworzy właśnie taki czeronawy kolor. A nie kolor wody, jak z początku mi się wydawało :D

 

6.thumb.jpg.cbf8067c7a1eb4148a9fe5d851b53895.jpg

7.thumb.jpg.a8b63d06e01d4f7982110099f91c6f1d.jpg

 

 

8.thumb.jpg.d67dbcb4b7e8c9e82affd46c3b60eacf.jpg

 

9.thumb.jpg.2ae091dbe7998671ec892515d35545eb.jpg

 

 

Stamtąd to już tylko rzut beretem było do Bośni. Granicę przekraczamy dość sprawnie. Miły pan celnik nawet nie chciał naszych paszportów, gdy dowiedział się, że my z Polski. Zapytał tylko dokąd jedziemy i życzył szerokiej drogi :) Im dalej jedziemy, tym co raz goręcej się robi. Moja skóra jest już chyba u kresu wytrzymałości. Dojeżdżamy do Medjugorje  - miejsca kultu religijnego. Ja tam nic nadzwyczajnego w tym wszystkim nie widziałem, ale przejeżdżając niedaleko już, czemu by nie wstąpić, nie zobaczyć... Ot, taki nasz Licheń, Częstochowa... :)

10.thumb.jpg.3e4924770232029391f19e0ad9863cf9.jpg

 

11.thumb.jpg.904dd9163660617635b48e483cbf86e6.jpg

 

 

12.thumb.jpg.a5098b504f5916d8c61b727ebeddd061.jpg

 

Na ciekawą uwagę zasługują tzw. spowiedniki - kilkanaście takich spowiedników i to w różnych językach, aby wierni z różnych krająw mogli się wyspowiadać. Był angielski, niemiecki, włoski, arabski... był też i polski :D

 

13.thumb.jpg.50623269c1cb74d27cc882f622dc1db9.jpg

 

Tam też się trochę schłodziłem przy "cudownym źródełku" - opłukałem twarz zimną wodą, popryskałem się cały, zmoczyłem lekko koszulkę, aby było mi chłodniej - tutaj już temperatura otoczenia dochodziła do 40 stopni!

 

Ruszamy szybko w kierunku Mostaru. Upał doskwiera co raz mocniej. Dojeżdżamy do Mostaru, pod słynny Stary most.Zaczynamy rozglądać się za miejscami parkingowymi i zatrzymaliśmy się przy jakiejś knajpie, gdzie z początku nas miło przywitali, kazali tutaj zostawić motocykle, że tu będzie wszystko ok i bezpiecznie, ale jak się później okazało, zażądali od maszyny po 5 Euro - tacy naciągacze! Ale co tam, nie będziemy się kłócić. Nie zbiedniejemy, a po co robić sobie jakieś problemy dodatkowe. Zostawiamy maszyny i idziemy. W sumie to prawie pod nosem.

 

14.thumb.jpg.f34bc03ed951b7879e58df3a13e9d9d8.jpg

 

15.thumb.jpg.24687e8a86c1cbf9c88adef74b8e8a0c.jpg

 

16.thumb.jpg.985a6f46c9a25010b74caa3426c1ca73.jpg

17.thumb.jpg.235a4aadb409a72a6991d25808790ba6.jpg

 

 

Jak widać, upał jak cholera, a ja się rozpływałem w czarnej motocyklowej kurtce :D Wolałem się już do reszty zmoczyć potem, niż by słońce miało mnie doszczętnie zjarać. Widoki, nie powiem - zacne, ale ilość tych ludzi mnie po prostu przeraziła - nie było gdzie szpilki wcisnąć. A kamienie na ziemi były tak wypolerowane przez turystów, że jakby się postarać, można by dostrzec w nich swoje odbicie :D

18.thumb.jpg.a65a5f9c392283a5493a57faa65b6e63.jpg

 

19.thumb.jpg.153006c559a654099b35fa65bcbcc956.jpg

 

20.thumb.jpg.8dbf2ec12cd07ce65dcda8e151feb74d.jpg

 

21.thumb.jpg.47eff6e00291a17969ad773f6445cba7.jpg

 

Upał jak cholera, tutaj chyba było apogeum gorąca - może też dlatego, że Mostar leży w dolinie, otoczony z każdej strony górami, więc temperatura swoje robi. Wracamy na bazę. W drodze powrotnej, ale jeszcze w Bośni, zaczyna się chmurzyć, zbliżamy się do granicy, zjeżdżamy na stację benzynową, gdzie zaczęła się niezła nawałnica - przez jedną tylko chwilę pogoda zmieniła się nie do poznania - lało jak z cebra i niesamowicie przy tym wiało. Przeczekaliśmy ten czas na stacji, w międzyczasie skorzystałem s kibelka. taka ciekawa atrakcja mnie spotkała :D

 

 

22.thumb.jpg.2d94efc6c9a989401908ec6126b144a6.jpg

 

 

 

Pytanie tylko, jak się tam dwójeczkę robi - na Małysza? Hahahah :D

 

Szybko lądujemy na bazie. Motorki do prywatnego garażu, a u góry nasz sympatyczny kolega, właściciel - Damir :D

23.thumb.jpg.0152d02e21be19610097aa852bc0c5b6.jpg

 

 

  • Upvote 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O! Kolejna relacja z Chorwacji . Przeczytałem i filmik tez obejrzałem . Dobra robota.

Jest nawet kadr tego zakrętu co Aleksandra wyprzedzała autobus. Brawo!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Franio napisał:

O! Kolejna relacja z Chorwacji . Przeczytałem i filmik tez obejrzałem . Dobra robota.

Jest nawet kadr tego zakrętu co Aleksandra wyprzedzała autobus. Brawo!

A o jakim zakręcie masz na myśli? W której minucie filmu? Ja w którymś z poprzednich filmów też wyprzedzałem autobus :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żałuję tego Mostaru ,którego w 2015 nie odwiedziliśmy,a przez to miasto praktycznie przejechaliśmy.

Podobnie zresztą było z Sarajewem.No cóż ,nie starczyło czasu na wszystko.Ale będzie pretekst ,żeby

ponownie w tamte rejony zawitać ,podobnie jak było z Durmitorem i konionem rzeki Tara ! 😁

 

Darek ,ciekawe jak Ty rozpoznałeś ten zakręt ,na którym Alexandra wyprzedzała autobus ?

 

Seba,fajnie się czyta i ogląda Twoją relację !

A to znikające jezioro zamieniające się w boisko piłkarskie ,niesamowite.

Od razu mi się skojarzyło ze skocznią narciarską w Lahti ,w Finlandii.

Tam na samym dnie zeskoku narciarskiego,latem jest robiony basen pływacki,

po którym zimą nie ma śladu !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 8. Kotorskie serpentyny i Mauzoleum Piotra II Petrowicia-Niegosza

 

 

Ten dzień nie był zbytnio nastawiony na trzaśnięcie kilkuset kilometrów w jeden dzień, a na taką luźną jazdę z podziwianiem widoków. Stacjonowaliśmy tuż na początku samej Czarnogóry, więc gdziekolwiek chciałoby się dostać, trzeba niestety objechać całą Zatokę Kotorską dookoła. Pierwszy raz było fajnie, bo masa widoków, woda dookoła, ale za którymś razem robiło się to po prostu nudne, a pokonanie kilkunastu kilometrów w linii prostej zajmowało nam tak z dobrą godzinę na jazdę dookoła. No bo innej drogi nie było, chyba że skorzystanie z płatnej przeprawy promowej, która znacząco skraca czas, ale ten wariant wybraliśmy już na samo koniec naszego pobytu w Montenegro, gdy już opuszczaliśmy ten kraj. Wtedy po prostu zależało nam na czasie, aby jak najszybciej dostać się do domu, już do Polski.

 

Gdzieś na wysokości Kotoru zatrzymaliśmy się na krótką sesję zdjęciową, bo zaciekawiły nas te niewielkie wysepki po środku zatoki, na których znajdowały się jakieś zamki, zameczki, kościoły itp.

 

20180811_103041.thumb.jpg.bf33677a5e0218bb03d7ce0aec1f2244.jpg

 

Następnie zbaczamy z głównej drogi w boczną, kierującą nas na mocno zakręcone asfalty - Kotorskie Serpentyny. Zakrętów było co nie miara, od których już się w głowach zaczęło kręcić, a na początku każdej agrafki był niewielki zjazd z punktem widokowym, gdzie można było podziwiać z góry zatokę w całej okazałości. Tam na dole zaokrętował ogromny statek pasażerski, bardziej widoczny w filmiku. Z bliska był przeogromny, a z góry wydawał się taki maleńki, taka niczym malutka łajba... :D

20180811_105852.thumb.jpg.3d4bef94f6c9e56f72485635c4d4488a.jpg

 

I tu, w tym miejscu, zacząłem zdawać sobie sprawę, jak mocno Czarnogóra jest zasyfiona. Już przy samej wodzie spotkać można było pływające śmieci, walające się po plaży butelki, pety, odprowadzanie ścieków z domostw tuż do samej wody. Zaniepokoił mnie trochę ten widok, ale nie zdawałem sobie sprawy, że gdzie indziej będzie jeszcze gorzej!

 

Wijemy się po tych serpentynach, aż w końcu docieramy do szczytu, na którym to jest również niewielki punkt widokowy, z możliwością zakupu lokalnych trunków, magnesów, kartek - jednym słowem taki mini punk z pamiątkami na kółkach.

 

 

20180811_113558.thumb.jpg.43abb760236967f0ba42f136756db46e.jpg

 

Po drodze mijamy jeszcze parę innych serpentyn, ale zaniepokajają nas gęste kłębiące się burzowe chmury wiszące tuż nad nami. Już od momentu wjazdu do Czarnogóry te chmury się kłębiły i modliliśmy się, żeby nic się z tego nie rozpętało, bo z oddali słychać już było grzmoty. Tak było też i tym razem. Ale na szczęście, póki co, skończyło się tylko na strachu. Nawet temperatura była wyjątkowo optymalna niż tam na dole.

 

Następnie kierujemy się do Mauzoleum Piotra II Petrowicia-Niegosza, jakiegoś tam jegomościa, pochowanego na samej górze, gdzie dach tego mauzoleum pokryty jest złotem. Nie, żeby mnie to tam interesowało, ale zaciekawił mnie przede wszystkim sam dojazd do tego miejsca, jak i widoki. Bo to tak na prawdę to był park narodowy.

 

20180811_123653.thumb.jpg.6600f9c4b4b39bb562d07a98da381ab9.jpg

 

Taki mini Durmitor :D

 

20180811_124731.thumb.jpg.6b1938897b04fe1531ec47d4a54e9c05.jpg

 

A tam musimy wejść. Nie dość, że cała masa schodów jest do tego tunelu, to jeszcze w środku było ich kilkaset - szło się i szło i końca nie było widać!

 

20180811_130211.thumb.jpg.aabd2202e06466b57865adaa435433c7.jpg

 

20180811_130759.thumb.jpg.1e5eeb12b71d25935c7bc8d5e18eb0a9.jpg

 

A na górze już taki oto widok:

 

20180811_131548.thumb.jpg.715ef2c78aa91556ae2542bf1f84c2bc.jpg

 

20180811_131919.thumb.jpg.ea106fea3f022392b761e86794e6ad10.jpg

 

20180811_132028.thumb.jpg.e82858469e2f7632bba69692503546bb.jpg

 

Tutaj widać też, jak te chmury krążyły. Jedne wiatr przegonił, ale przywiewał następne, z których było co jakiś czas słychać grzmoty. Opuszczamy to miejsce i po wyjeździe z tego parku, chcąc nie chcąc - trafiliśmy na ten deszcz. Był co prawda niewielki, ale jednak zaskoczył nas. Na całe szczęście było gdzie się schować i przeczekać. A w oczekiwaniu na koniec opadów, krążyliśmy po takim jakby parkingu, w którym to dostrzegliśmy swego rodzaju perełkę - mesio na dubajskich rejestracjach :)

 

20180811_142137.thumb.jpg.9e9988cf46fccd31e77e47544e5fea90.jpg

 

20180811_142145.thumb.jpg.ed22808b018ca10fbdc09d351d40af2b.jpg

 

Gdy przestało padać ruszyliśmy dalej, już w kierunku morza. Po drodze mijamy kolejne zaśmiecone miejsca. To była masakra! Można było tam znaleźć nawet stare pieluchy! A fuuj!

 

20180811_143934.thumb.jpg.2a313b71af0f58c1647fd1032476425e.jpg

 

Docieramy do Jednego z najbogatszych miejsc Europy - Sveti Stefan. Na tym cypelku można wynająć apartamenty za skromne kilkadziesiąt tysięcy Euro za noc :D Ale zwykli śmiertelnicy nie mają tam wstępu. A szkoda, bo z chęcią bym zobaczył jak się bawi szlachta :D

 

20180811_152612.thumb.jpg.803ab646ee4566b7e8133a9fc9e5e0f4.jpg

 

Jednak teren dookoła tego miejsca bardzo mi się spodobał - wszędzie czystko, schludnie, miło, dużo zieleni...

 

20180811_152930.thumb.jpg.dd9f2e04936efd72f80dece7d604b015.jpg

 

20180811_152945.thumb.jpg.0adf519e24222ecde1f51116cbfd5261.jpg

 

20180811_153002.thumb.jpg.20d16e0666a113fa1a627a7067e942b3.jpg

 

20180811_153302.thumb.jpg.3bab77c0db00a2307cf9da303b4a1862.jpg

 

20180811_153316.thumb.jpg.4681a5e9865147fa19024e24c8fced77.jpg

 

Znowu zaczyna się "kotłować" Uciekamy, jednak na wyjeździe z miasta dopada nas intensywny deszcz, który wpierw nas zmoczył dość obficie, ale za chwile byliśmy suchsi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że te ich asfalty miejscami są tak śliskie, i te pasy na nich namalowane, że nawet na suchej drodze można wpaść w poślizg, nie mówiąc już o tym, co się dzieje podczas deszczu. Gdy tylko kogoś wyprzedzałem, omijałem, czy zmieniałem pas ruchu - modliłem się, żeby nic się nie stało, bo wielokrotnie opony dostawały uślizgu.

 

 

  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 9. Durmitor i kanion rzeki Tara.

 

 

Tego dnia trzeba było się mocno sprężać, bowiem do zrobienia mieliśmy dość sporo kilometrów. Tak to mniej więcej wyglądało:

 

1328429305_Screenshot_20181209-114521_GeoTracker.thumb.jpg.85b6200264864332f50d4154cd746690.jpg449371078_Screenshot_20181209-114543_GeoTracker.thumb.jpg.b90c5506311558aaa4ef68877f0d3e81.jpg

 

Można powiedzieć, że praktycznie cały dzień w siodle. Już po parudziesięciu kilometrach naszym oczom ukazały się takie piękne rozlewiska, porośnięte roślinnością. Dobry punkt widokowy zrobili, bo miejsca sporo, z każdej strony wszystko dobrze widać, nikt nie musi nikomu na szyję włazić, by coś zobaczyć, a co chwilę stawały tutaj wycieczki autokarowe, czy ludzie tacy jak my - turyści :D

 

20180812_091715.thumb.jpg.d32667fe4bbb519e6837c2cbc2c8b6d1.jpg

 

20180812_091847.thumb.jpg.de8d5214abb85584b3b86a4171c0a81b.jpg

 

Kilometry mijają dalej, my zbliżamy się do Durmitoru, a na kolejnym punkcie widokowym spotkaliśmy Serba z całą rodziną, podróżującego samochodem, z którym udało się nawiązać sympatyczny kontakt, polecił nam różne miejsca warte odwiedzenia, a i my jemu poleciliśmy nasz piękny kraj, bo wiedział co to Polska, gdzie leży i potrafił wymienić parę większych miast - szacun.

 

20180812_102301.thumb.jpg.e1478c907abc35007febe71aaeab8d53.jpg

 

Następnie zachwyceni tymi wspaniałymi widokami zjeżdżamy z drogi, aby trochę odpocząć i znów nacieszyć oczy i nasze aparaty tymi krajobrazami. Dostrzegamy nieco wyżej dość dużą polanę, na której stało trochę samochodów. Wpierw się dookoła rozejrzeliśmy, czy gdzieś nie ma ludzi, właścicieli tych aut, ale nigdzie nikogo nie było widać, więc skąd tu tyle samochodów się wzięło? Wdrapaliśmy się na ten pagórek i co się okazało - na górze był niewielki cmentarz, a ci ludzie, których to żeśmy poszukiwali, byli właśnie zgromadzeni na tym cmentarzu przy grobie swojego bliskiego, jak przypuszczałem. Nie był to jednak żaden pogrzeb, a jedynie "odwiedziny". Wszytko tam było napisane cyrylicą, więc w żaden sposób nie byłem w stanie rozszyfrować, co to był za cmentarz, jednak gdy podszedłem bliżej, to wyszedł w moim kierunku jeden człowiek i grzecznie dał nam do zrozumienia, że to jest jakby prywatny cmentarz, oni są tu z całą rodziną i żebyśmy to uszanowali. Grzecznie przeprosiłem i oddaliliśmy się od tego miejsca.

20180812_105614.thumb.jpg.022d86bffdec52e0ecb732ae804ac568.jpg

 

 

20180812_105841.thumb.jpg.9a354daa2890b2a5c49242fd8710e033.jpg

 

20180812_105857.thumb.jpg.cf2b13c9942071792c25718d22197fcd.jpg

 

20180812_110102.thumb.jpg.f62dde2b19ccb4f9a0f3a413ec8b836e.jpg

 

 

Do głównego punktu programu dnia dzisiejszego, czyli rzeki Tary było już niedaleko. Droga całkiem przyjemna, ale dostrzegłem pewną parę jadącą jakimś starym motocyklem, gdzie zamiast tradycyjnych kufrów, jakie mamy obecnie, czyli albo plastikowe, czy aluminiowe, były to kosze z wikliny! :D Niecodzienny widok.

 

ClipBoard.thumb.jpg.ca92ff1cd043faf14d1bf8db457e919c.jpg

 

Docieramy do samego mostu nad rzeką Tarą, parkujemy nasze rumaki tuż obok miejsca, z którego startują zjazdy na linie, tuż nad samym kanionem - to musi być niesamowite przeżycie! Nawet chciałbym skorzystać z tej atrakcji, bo w sumie 20E to nie majątek, ale jak na złość, zapomniałem zabrać szelek do Gopro, więc nie miałbym jak tej kamery trzymać... Widoki z mostu - coś pięknego. Warto też dodać, że kanion rzeki Tara jest drugim co do głębokości kanionem na świecie, zaraz po Kolorado! Na moście ruch jak w Rzymie - pieszy i samochodowy. Trzeba było uważać jak się chodzi, żeby nie zostać rozjechanym przez samochód, czy ciężarówkę, które to dość często tędy jeździły. Widać było pęknięcia tego mostu w różnych miejscach, ale nawet nie brałem do siebie tego, że kiedyś może on się zawalić. W końcu jak ginąć w takim miejscu, to z pełną klasą :D

 

20180812_113734.thumb.jpg.fc7fdb0894718bbbea0cba955651f26d.jpg

 

20180812_114304.thumb.jpg.8b2cf260f972c85b7f47c633047444e5.jpg

 

20180812_114531.thumb.jpg.8285ded8e92c96ef7c7edb6677970675.jpg

 

20180812_114717.thumb.jpg.798756b9a840024ae1302703fa5833c2.jpg

 

20180812_114804.thumb.jpg.216cc194b42c3a34e706e37963a3391e.jpg

 

20180812_115137.thumb.jpg.12b76929f699435ad019d9355f3ce287.jpg

 

20180812_115608.thumb.jpg.0ba589f996c7334a075eceaf613059b6.jpg

 

 

20180812_120851.thumb.jpg.3d10dda9a3c6a8ae25e5cd20943f543f.jpg

 

 

Wracamy już wzdłuż tej rzeki, zostawiając most w tyle i żałuję, że akurat tą drogą, którą jechaliśmy, a była na prawdę cudowna pod względem zakrętów, widoków), nie było gdzie się bezpiecznie zatrzymać, żeby sfotografować te widoki. Wszystkie możliwe zatoczki, czy niewielkie zjazdy były po przeciwnej stronie drogi, jednak wjazd na taką zatoczkę skończyłby się na pewno glebą, bo grunt był nieciekawy. Z resztą w dość dużej ilości miejsc w Czarnogórze miejsca tego typu były wysypane jakimiś takimi dziwnymi kamieniami, że strach tam było na dwóch kółkach wjeżdżać. Samochodem nie byłoby problemu... Ale i tak udało nam się za jakiś czas uchwycić bieg rzeki Tara :)

 

20180812_130929.thumb.jpg.3a4fa7d6b37021c96566b9fd7ea345c3.jpg

 

 

20180812_134825.thumb.jpg.27517550adbb902cf9854b1581e639e3.jpg

 

Potem udaliśmy się nad jezioro Biogradska. Wstęp do parku do koszt 2E, wjazd przebiega fajnymi serpentynami w górę, gdzie na końcu znajduje się duży parking wraz z miejscem kempingowym. Dość ciekawe miejsce, takie coś a'la Plitvice, tylko wodospadów nie uświadczyłem. Być może i też są, ale całego jeziora dookoła żeśmy nie zeszli, tylko zatrzymaliśmy się na chwilę i ruszyliśmy dalej. Jednak miejsce warte zobaczenia.

 

20180812_140948.thumb.jpg.0a839b8836ad29567bff53f6a80de5dc.jpg

 

Jadąc dalej nie mogę wyjść z podziwu dla tej bujnej roślinności

 

 

20180812_151634.thumb.jpg.1eed281948eff7e80ecf157115e66838.jpg

 

Chcieliśmy jeszcze zahaczyć o jezioro Szkoderskie,  robiło się już dość późno, a my jeszcze nic nie jedli! Zajechaliśmy na stację benzynową się zatankować i już w tym miejscu dostrzegłem biedę tam panującą. Dookoła szwendające się psy, dzieci żebrzące o pieniądze... - oj, przez chwilę zrobiło mi się gorąco. Gdy to dziecko podleciało do mnie z rękoma wyciągniętymi po pieniądze pewien pan stojący przede mną w kolejce do kasy na tej stacji pokręcił głową w moim kierunku, co dosłownie dało mi do zrozumienia, żeby nic im nie dawać. I od razu zacząłem bać się o nasze motocykle, bo przecież cały sprzęt, kamery, ładowarki, elektronika zostawiliśmy przy dystrybutorach na motocyklach, bo kto by przypuszczał, że takie rzeczy mogą nas spotkać. Aczkolwiek tylko na strachu się skończyło - nikt nam nic nie zrobił, niczego nie ukradł :) Ale szkoda mi się trochę tych dzieciaków zrobiło. A sama lokalizacja tej stacji benzynowej była w dość bliskiej odległości, tuż przy samej granicy z Albanią... Może to już ten klimat...?

napoiliśmy nasze rumaki i my sami znaleźliśmy dobrą knajpkę z dobrym i niedrogim jedzeniem. Miejsce nawiedzane na okragło przez różnego rodzaju wycieczki autokarowe, jedne autobusy odjeżdżały, inne podjeżdżały - ruch na okrągło mieli. W tym miejscu nikt nie potrafił w języku angielskim się dogadać, nawet menu było tylko po rusku. Metodą dedukcji udało nam się kelnera zapytać o jakieś danie dnia, coś dobrego i treściwego. Polecił nam coś, co z nazwy nic nie przypominało, było niedrogie, ale najedliśmy się za to. Jakieś piersi z kurczaka obtoczone w jakimś sosie i przypieczone, do tego frytki i bułki, które były tak dobre, że wolałem chyba tylko nimi się zajadać, niż mięchem - rewelacja!

 

 

20180812_161655.thumb.jpg.67dd513a468c8e0e94fcc09c249bfc2e.jpg

 

20180812_163108.thumb.jpg.b294dea7b53d9c7347d62fb78acdc061.jpg

 

Dużo dzieciaków nam się przyglądało, a szczególnie naszym motocyklom. Chyba im się podobały. A jak odjeżdżaliśmy, to wszyscy nam machali :)

Zwijamy się na bazę. Jak zwykle, znów nam deszcz depcze po piętach, jednak udaje nam się dojechać do domu nie być zmokniętym.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sebastian,z tym zippem nad kanionem rzeki Tara ,to Ci nie szelek zabrakło

tylko nabiału ! 😀 Zresztą podobnie jak mi !

Ale w same góry Durmitor (park narodowy ) to już nie wjechaliście ?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 10. i 11. - Wyjazd.

 

 

Jak zwykle z samego rana szybko się pozbieraliśmy, spakowaliśmy i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nie chciałem wracać tą samą drogą, którą przyjechaliśmy, czyli przez Chorwację - chciałem doświadczyć czegoś nowego, coś nowego zobaczyć. A mając na uwadze fakt, że do domu jest "tylko" 1600 kilometrów lekko, choćbyśmy się zesrali, to nie zrobilibyśmy tego w jeden dzień. Wiadomym było, że Serbie zaliczymy tylko jako tranzyt, jakoś nie brałem tego kraju pod uwagę pod względem zwiedzania. Dlatego też rezygnujemy z przejazdu wokół całej zatoki Kotorskiej, a korzystamy z przeprawy promowej, która dosyć sprzawnie się odbyła, a sam prom dość szybko popierdalał, aż się kurzyło za nim :D

 

20180813_074321.thumb.jpg.0a38bc42be654d3561874bc8ccd84df2.jpg

 

20180813_074325.thumb.jpg.1925aa6593cfeacbf8c64a8f9559512b.jpg

 

Cel na dziś wydawał się jasny i klarowny - lecimy szybko przez Serbię, docieramy na Węgry i tam szukamy noclegu. Z tego też względu wybrałem trasę taką bardziej turystyczną, nastawioną na widoki po drodze, a w szczególności chciałem raz jeszcze przejechać się drogą wzdłuż wybrzeża, a następnie przez Podgoricę - na północ, po której wracaliśmy poprzedniego dnia z kanionu Tara. Droga ta jest przecudowna - liczne tunele, galerie, kaskady, urwiska skalne - majstersztyk. https://www.google.pl/maps/dir/Budva+Будва/Brodarevo,+Serbia/@42.9308642,19.296757,9.75z/data=!4m14!4m13!1m5!1m1!1s0x134dd495f3e43371:0x3b467f06bc9c3048!2m2!1d18.840295!2d42.2911489!1m5!1m1!1s0x1352ad01c5203fc5:0xcdf8eca2228ccd58!2m2!1d19.7264281!2d43.2196097!3e0?hl=pl

 

Niestety, ruch na tej drodze był dość duży z racji pory dnia i tygodnia. Według nawigacji mieliśmy do granicy dojechać w 4 godziny, a przeciągnęło nam się na prawie 6 godzin! Będąc jeszcze przy wybrzeżu zatrzymujemy się na chwilę przy ładnym punkcie widokowym na Budvę i Sveri Stefan.

 

20180813_085545.thumb.jpg.9cd0fcc9abf4709d3a4f0841c5ecfd8d.jpg

 

20180813_085551.thumb.jpg.d7159d24070dd416ba4c5349d239e4d8.jpg

 

20180813_085716.thumb.jpg.8971721fa93bee5564d680f15d912dc9.jpg

 

Po szybkiej sesji zdjęciowej wsiadamy na rumaki i pędzimy, bo czas nagli. Docieramy do Podgoricy. Ruch dość wzmożony, kultura jazdy daleka od europejskiej - na każdym możliwym skrzyżowaniu, gdzie była możliwość jazdy na wprost i w prawo z zieloną strzałką warunkową zostaliśmy strąbieni, bo komuś z tyłu się spieszy. Nie ważne, że my ruszymy, moment i już nas nie ma, ale swoje niezadowolenie trzeba było okazać, że biliśmy pierwsi. Opuszczamy to zapyziałe miasto, lecimy do góry tymi pięknymi krajobrazami. Po kilkugodzinnej jeździe docieramy do granicy MNE-SRB. Na granicy czarnogórskiej, mimo kilku okienek i dość niewielkim ruchu cała procedura odbywała się delikatnie ospale, Każdy na wszystko miał czas, to papierosek, to pogaduszki... Mijamy bramki, paszporty trzymamy na wierzchu, nie chowamy, bo zaraz będzie przecież kontrola serbska. Jedziemy spokojnie i jedziemy, jedziemy i jedziemy, jedziemy... kilometry mijają, a tu żadnej granicy, kontroli - nic. Więc zatrzymujemy się, chowamy paszporty, żeby nam nigdzie nie wypadły i jedziemy dalej. Aż nagle, po kilku kolejnych kilometrach jakieś budki przed nami z daleka widać. Granica? -Mówię. No chyba nie, ale podjeżdżamy i faktycznie - granica. No, po takiej odległości... Ale mimo dwóch czy trzech budek (a w zasadzie maleńkich kontenerów ustawionych na środku drogi) ruch tutaj odbywał się zadziwiająco szybko i płynnie. Pan celnik wziął ode mnie paszport, nic nie pytał, żadnej zbędnej gadki - sekund pięć, oddał i następny. I tak to powinno wyglądać.

 

Krajobraz na początku południowej Serbii dość zbliżony do czarnogórskiego - liczne niewielkie wąwozy, rzeczki, wysokie góry i nawet drogi względnie dobre. Ale po minięciu gór, zaczęły się miasteczka, a wraz z nimi zaczęła się pogoda chrzanić. Zaczęło już pokropywać, więc szybko kamerę schowałem, dalej już więcej nic nie nagrywałem i nie robiłem zdjęć. Zatrzymaliśmy się na pobliskiej stacji na zatankowanie i ruszyliśmy żwawo do przodu. Po pewnym czasie, uświadamiając sobie, że do granicy z Węgrami mamy jeszcze w chooy kilometrów, postanawiamy zmienić naszą drogę na autostradę. I tu o dziwo, autostrady w eleganckim stanie. Bramki jak u nas, ale koszt przejechania wydawał mi się na prawdę znikomy. Ale szybko ten entuzjazm nie trwał, bo zaraz autostrada się skończyła i z dwóch pasów zrobił się tylko jeden z obustronnym ruchem i znów przez wioski i wioseczki jechaliśmy. Bo szybkiej ocenie sytuacji, że zaczyna robić się powoli szaro, godziny nieubłaganie lecą, stwierdziłem, że dojeżdżamy gdzieś w okolice Belgradu i tam coś przede wszystkim jemy i szukamy spania. Plan  opuszczenia Serbii na dziś dzień prysł... Zjeżdżamy znów z autostrady, tuż za Belgradem i szukam jakiś hoteli...  Jakiś jeden znalazłem na mapie, droga prosta, więc jedziemy. Docieramy, a tam pusto... Szybka ocena sytuacji i nieopodal dostrzegam jakąś niewielka pizzerię. Nie ma siły - wpierw coś muszę zjeść, bo głodny jak wilk byłem, a następnie o pełnym brzuchu zaczniemy czegoś szukać. W międzyczasie zapytałem kelnerki, czy może mi coś polecić, jakiś hotel, zajazd itp. I okazuje się, że oni właśnie posiadają kilka takich pokoi, więc jeśli jesteśmy zainteresowani możemy noc u nich spędzić. Ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła i nawet pomijając kwestię ceny, gdzie nawet nie chciało mi się szukać już czegoś innego zdecydowaliśmy się, po jedzeniu udaliśmy się na zasłużony wypoczynek.

 

Jakoś tak wyszło, że spać za bardzo nie mogłem, wałkowałem się z miejsca na miejsce, z resztą Paweł to samo. Więc około godziny 3 nad ranem zapytałem, czy wstajemy, pakujemy się i wyjeżdżamy? Tak też i uczyniliśmy. A na dworze było dość chłodno już, w porównaniu do poprzedniego dnia. Trzeba tylko poszukać jakąś stację benzynową, żeby nie płacić wyższych cen przy autostradzie. Znaleźliśmy taką, ale gdy podjechaliśmy, chcieliśmy już nalewać, podeszło do nas jakiś dwóch pijusów/imprezowiczów dnia poprzedniego i zaczęli się coś do nas wydzierać. Trochę niebezpiecznie się nawet zrobiło, więc szybko wskoczyliśmy na motocykle i wyrwaliśmy ile sił do przodu w kierunku właśnie autostrady. Wjeżdżamy na nią, a za chwilę jest stacja benzynowa. Zatankowaliśmy i ruszyliśmy w drogę. I do czasu, nim zaczęło się przejaśniać, z kilometra na kilometr robiło się co raz bardziej "rześko". Do tego stopnia, że już mi się gęsia skórka robić zaczęła z tego wszystkiego. Tak 12-13 stopni mi pokazywało, więc trochę słabo. A miejscami tak potwornie śmierdziało, że miałem wrażenie, że zaraz pawia puszczę!

 

Około godziny 9. docieramy na granicę SRB-HU. Na nieszczęście w taką bramkę trafiliśmy, że przed nami na lawecie wieźli po obu stronach jakieś lambo i pani celniczka skrupulatnie wszystkie papiery sprawdzała, więc dość długo ta odprawa trwała.

 

43505762_1975738892546439_1425120734937612288_n.thumb.jpg.6def5c305a4858dafbb41bafa22f804f.jpg

 

Potem było poszukiwanie winiet. Odsyłali nas od jednej budki do drugiej. A jak się potem okazało, to dla motocykli nie posiadali oni winiet i kazali jechać pareset metrów dalej na stację benzynową przy autostradzie. Jakby od razu nie mogli powiedzieć, że nie posiadają, mimo, że widzieli, że my motocykliści inaczej ubrani byliśmy i że pytamy o winiety na motocykle. Ehh... Na tej stacji spotykamy też pewnego Polaka jadącego z Grecji do Polski takim starym Mercedesem na greckich numerach zabytkowych. Dość długo żeśmy sobie pogadali, potem się pożegnaliśmy, ubraliśmy też wcześniej nieco stroje przeciwdeszczowe, bo przed nami zapowiadała się niezła nawałnica, w którą i tak żeśmy wjechali, ale szybko przeszła. Po kilkuset kilometrach zatrzymaliśmy się na stacji, żeby się zatankować i coś też zjeść i znów się z naszym Polakiem zobaczyliśmy :) Na tej stacji też się okazało, że nie posiadają żadnej toalety - nie było kompletnie gdzie skorzystać. Poszliśmy za budynek, a tam normalnie ludzie sobie na trawce spali, a my między nimi przechodziliśmy, i gdzieś koło jakiegoś śmietnika skorzystaliśmy, a z drugiej strony ktoś tam sobie drzemkę ucinał - jednym słowem syf i malaria tam była. Potem Szybki i krótki przelot przez Słowację, następnie Czechy i około godziny 21 wróciliśmy do domu. Od 3 w nocy!

 

Podsumowując - przejechane 5000km, stracone 3300zł na wszystko. Wyjazd uważam za bardzo udany.

 

 

 

  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tą samą drogą z Budvy przez Podgorice jechałem, nawet chyba zdjęcia widoku Budvy w tym samym miejscu robiliśmy. Widoki, wrażenia super👍

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawie opisana relacja, ja niestety nie mam takiego talentu i od słów wolę cyferki :)  zboczenie zawodowe. Ale zdjęcie z Malinskiej, gdzie lubię bywać i którą lubię, przywołało miłe wspomnienia. Byłem tam i puszką i bandziorem, niedaleko tej plaży mam swoją miejscówkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Seebst,bravo Ty,bardzo ciekawa relacja ! Rozumiem ,że już dotarłeś do końca ?!

A może jeszcze jakieś filmiki wyprodukujesz ?

Wygląda na to,że my granicę czarnogórsko-serbską przekraczaliśmy w tym samym miejscu,

bo nas też bardzo zaskoczyła ta pewnie z 10-kilometrowa odległość pomiędzy posterunkami 

kontrolnymi.:zdziwko:Ale ten odcinek był rewelacyjny i motocyklowo i widokowo,fantastyczny wąski ,górski kanion !

 

A propos tego mercedesa  na dubajskiej rejestracji,to tajemniczo powiem,że będę miał coś do dodania w tej kwestii,

ale to już w zupełnie innym temacie ,ha,ha

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, mariuszn2 napisał:

A propos tego mercedesa  na dubajskiej rejestracji,to tajemniczo powiem,że będę miał coś do dodania w tej kwestii,

ale to już w zupełnie innym temacie ,ha,ha

No ja czekam na widoki z 829 m :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie ,tak wysoko nie byłem,bo tyle to jest całość ,coś koło 160 pięter + antena.

A ja byłem tylko na 125 piętrze,ale i tak widoki wkręcają w glebę ,ha,ha

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Share

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając ze strony akceptujesz regulamin oraz politykę prywatności.Regulamin Polityka prywatnościUmieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.