Skocz do zawartości

Alpy - Sierpień 2017


seebst
 Share

Rekomendowane odpowiedzi

Czas napisać pełną relację z naszej wyprawy z Mariuszem.

Swoją podróż w Alpy planowałem już od samego początku mojej przygody z moto, a nawet i wcześniej, jak jeszcze żadnego motocykla nie miałem, a byłem na urlopie we Włoszech samochodem i akurat udałem się na Stelvio. Zobaczyłem tam setki motocyklistów i te piękne widoki i zakręty, pomyślałem, że prędzej czy później przyjadę tutaj na 2oo :) Wtedy to tylko były marzenia, bo jeszcze żadnego motocykla nie miałem, ale rok temu, odkąd już zacząłem swoją przygodę z Banditem to już tak na poważnie zacząłem wszystko analizować, planować i oglądać relację innych osób już tam będących. Aż w końcu przyszedł ten dzień, w którym spakowany i gotowy do drogi wyruszyć miałem w tę długą podróż. Początkowo miałem sam jechać i samemu jeździć. Nikt  z moich znajomych nie chciał ze mną jechać, więc prosić się nie będę i samemu spełnię swoje marzenie. I nagle dowiedziałem się, że MariuszN2 również wybiera się w moje rejony i również sam, więc fajnie byłoby, jakbyśmy się chociaż na dzień czy dwa spotkali i razem pośmigali. I się udało. Ale od początku...

 

Dzień przed moim wyjazdem spakowałem się, wszystkie kufry zapięte, rolka z ciuchami na siedzeniu, zatankowany i obładowany tak, że na centralce przednie koło sterczy do góry.

 

Dzień 1. Przyjazd.

 

Wreszcie udało się, godzina 5.30 wyjechałem. Jechałem cały czas niemiecką autostradą. Drezno, Norymberga, Monachium... Nuda. Nic się nie działo, żadnych ciekawych widoków. Jedynie przerwa co 250-300 km na tankowanie i krótkie rozprostowanie kości. Dopiero w okolicy Monachium zaczęły wyłaniać się w oddali widoki gór. Wreszcie coś nowego, ciekawego, gdzie można na czymś oko zawiesić. I tam też zaczęły się pierwsze korki na autostradzie. I o ile ja w miarę płynnie je przejechałem, tak też płynnie zaczęło już ze mnie kapać ze wszystkich możliwych miejsc. A ja jeszcze jechałem w pełni uzbrojonej kurtce tekstylnej ze wszystkimi podpinkami i tak samo ze spodniami. Nie chciało mi się już tego zdejmować - jakoś dojadę (teraz nie wiem, po co w ogóle brałem to ze sobą...). Tam też miałem pierwsze obawy przed pozostawieniem swojego dobytku na parkingu przed stacja benzynową, bowiem wszędzie kręcili się ci imigranci. Przecież nie wezmę ze sobą jednocześnie tankbagu i kasku i nie pójdę z tym do toalety, bo gdzie ja to wszystko położę. Wziąłem jedynie tankbag, kask zostawiłem na motocyklu. Szybko załatwiłem swoją potrzebę, podchodzę do motocykla, a tam wszystko jest na swoim miejscu. Uff... :) Można jechać dalej. Zaraz zaczyna się Austria, a ja jadę dalej cały czas autostradą, lecz co kilometr to co raz ładniejsze widoki. Następnie mijam bramki na przełęczy Brenner (9E) i dalej kierunek Włochy. Podczas drogi nic nie nagrywałem i nie robiłem zdjęć, bo nawet i nie było po co. Jedynie pierwszą focię, jaką zrobiłem to tuż przed granicą z Włochami:

 

ihost_1502371060__wlochy_granica.jpg

 

Następnie jechałem dalej włoską autostradą aż do zjazdu w Vipiteno. Chciałem być chytry i zjechać tuż przed bramkami na taki parking, gdzie patrzyłem przez street view na google mapach, że powinno dać się zjechać na boczną drogę omijając płacenie. I ku mojemu zaskoczeniu wbiłem się na ten parking, ale był biletomat - no nie, myślę sobie - tu przyoszczędzić chciałem, a teraz będę musiał zapłacić za jakiś parking, z którego nawet nie korzystałem. Ale na szczęście tak szybko z niego zjechałem, że nie musiałem nic płacić. Wyjechałem z niego i podjechałem pod bramki, gdzie chcąc nie chcąc i tak zapłaciłem za przejazd krótkim kawałkiem autostrady - 1.2E :D Potem udałem się na boczną drogę w kierunku mojego miejsca noclegowego w Merano. I była to moja pierwsza przejechana przełęcz - Jaufenpass. Przejechałem ją szybko, bez żadnych zdjęć, bo w miarę wspinania się, zaczynały się formować dosyć niebezpieczne chmury, z których deszcz tylko czekał, żeby spaść. Kotłowało się co raz bardziej, momentami mgła zasłaniała wierzchołki gór i zaczynało delikatnie kropić. Ale szczęśliwie dojechałem zjechałem z tej przełęczy do miasta znajdującego się u jej podnóża, w którym to kilka minut prędzej musiało zdrowo padać, bo kałuże i woda szorowała po asfalcie niczym rwący strumyk. A ja tak się naczyściłem motka, żeby lśnił i był czysty, i cały mój misterny plan poszedł... Minąłem kilka miejscowości i dojechałem do tej właściwej, w której trochę czasu mi zajęło znalezienie tego pensjonatu. Wszystkie domki w tej okolicy wyglądały podobnie, wszystkie napisy tylko po niemiecku, a przecież jestem już we Włoszech! Dojazdy do wszystkich domków były pod górę, a ja szukając tego swojego w pewnym momencie chciałem zawrócić, co by nawigacja raz jeszcze mnie pokierowała od głównej drogi i pech chciał, że praktycznie stojąc w miejscu na tej pochylonej drodze za mocno kierownicą skręciłem i nie utrzymałem motocykla - przewróciło mnie wraz z całym moim okufrowaniem. Nie wiem jak to się stało, ale mnie z miejsca wyrzuciło. Próbowałem od razu go podnieść, ale nie dałem rady. Był za ciężki i znajdował się na pochylonej górce w kierunku, w którym leżał. Na całe szczęście z tyłu nadjechały dwa samochody, z którego wysiedli pomocni ludzie i pomogli mi go postawić do pionu i kawałek się cofnąć z drogi. Ze mną wszystko było ok, nic mi się kompletnie nie stało, ale tuż po wywrotce, jak zobaczyłem złożone lusterko to już wszystkie myśli mi przeszły przez głowę, że już po jeżdżeniu. O dziwo żadnych strat! Lusterko, które pisałem, że się złożyło, to się po prostu złożyło. Wystarczyło  go tylko odpowiednio ustawić i gotowe. Zostały na nim tylko dwie niewielkie ryski. Cały ciężar pochłonął crasch pad i boczny kufer, na którym jest tylko parę rys. Ale ani nie pękł, ani się nie odkształcił - jest jak nowy. Dwie ryski są jeszcze na ciężarku kierownicy i jedna na klamce sprzęgła. I tyle, a wyglądało to dosyć groźnie :D

Wreszcie udało mi się znaleźć ten domek. Przyjechałem i był pierwszy kontakt ze sławną już babcią. Babcia, która w żadnym innym języku nie mówiła, niż tylko po niemiecku. Na szczęście była tam jej córka, z którą udało mi się porozumieć po angielsku - pokazała mi mój pokój, gdzie kuchnia, co i jak. Po wprowadzeniu się do pokoju nastąpiła ceremonia rozebrania się - trwało to z pół godziny. Wszystko się kleiło do ciała i jednocześnie lało rwącym strumieniem, jak z wodospadu. Najbardziej z tego wszystkiego to się zmęczyłem wnoszeniem tych swoich kufrów i wspomnianą już wcześniej akcją wywrotki. Ale gdy udało mi się zdjąć wszystkie szaty, wziąłem prysznic i mogłem spokojnie odpocząć. Późnym popołudniem, gdzie przyjechałem, mój widok z balkonu wyglądał tak:

 

ihost_1502372822__widok.jpg

 

gdzie po pół godzinie pogoda diametralnie się zmieniła

 

ihost_1502372959__burza.jpg

 

i zaczęła się niezła nawałnica - wiało i lało

 

ihost_1502373016__deszcz.jpg

 

Popadało tak z godzinkę, potem przestało, naszła noc, a ja się położyłem spać.

 

Tak wyglądała moja droga:

 

https://goo.gl/maps/BGA6dzip6rk

Edytowane przez seebst
  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nooo,dobrze żeś zaczął swoją relację,nie mogłem się doczekać.

Ale nie wiedziałem ,że z Ciebie taki twardziel ,latać w takie upały 

w kurtce z podszewka jak jak w siatkowej ledwo wyrabiałem  :zeby:

Ciągnij dalej z relacją, ja ze swoją już na półmetku jestem !

A fajnie się czyta !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 2. Samotne kręcenie się wokół różnych pobliskich przełęczy.

 

Po deszczowym i burzowym wieczorze ranek przywitał mnie słoneczną i ciepłą pogodą. Na niebie nie było ani jednej chmurki, nawet nad wierzchołkami gór, gdzie jeszcze wczoraj pełno chmur się kłębiło, teraz rozciągało się piękne lazurowe niebo. Śniadanie - godzina 8. w towarzystwie czwórki Niemców. Trochę głupio się czułem siedząc wspólnie przy jednym stole, gdzie kompletnie nie rozumiałem, o czym oni rozmawiali (a może śmiali się ze mnie, a ja tylko robiłem głupie miny, że niby coś tam rozumiem?). Tak więc szybko zjadłem, uszykowałem się i nie było nawet godziny 9. jak wyjechałem :D Wpierw pokręciłem się po Merano, zobaczyć jak miasto wygląda, a następnie wybrałem się na pierwsze moje przełęcze. Było ich w sumie kilka, wszystkich już nawet nie pamiętam. Pierwszą była Passo di Penes, gdzie po drodze spotkałem kilku starszych motocyklistów, którzy podziwiali mnie za samotną wyprawę. Tam też ja zrobiłem im parę zdjęć, jak i oni mi;

 

ihost_1502376088__ja.jpg

 

ihost_1502376246__motocyklisci_1.jpg

 

ihost_1502376268__motocyklisci_2.jpg

 

ihost_1502376285__motocyklisci_3.jpg

 

Im wyżej jadąc, im dalej pokonując te drogi to co raz bardziej zaczyna mi się podobać. Jadę sobie powoli, delektuję się widokami, wyprzedzają mnie inni motocykliści, samochody, a nawet zdarza się, że rowerzyści. Ale co tam - przyjechałem dla relaksu i dla widoków, a nie na wyścigi. Podjazd, jak i zjazd był bardzo łagodny. Zakręty doskonale wyprofilowane, był też niewielki ruch innych pojazdów. Na samym szczycie tłumów również nie było - spotkałem tam ponownie tych motocyklistów, których widziałem tam na dole.

 

ihost_1502376917__pennes.jpg

 

ihost_1502376988__moto1.jpg

 

ihost_1502377036__moto2.jpg

 

Widok również był bardzo "łagodny". Wszędzie było spokojnie, dostojnie, zielono...

 

ihost_1502377154__widok_pen.jpg

 

Kolejną moją zdobytą przełęczą była passo Gardena. Tam już zaczynały się bardziej strome podjazdy, tak samo jak i widoki gór były bardziej "spartańskie". Tak mi się wydaje, że z góry widać już chyba całą Marmoladę, lub przynajmniej jej część. Na górę wjeżdżały normalnie autobusy komunikacji miejskiej, którym podjazd szedł nawet całkiem sprawnie.

 

ihost_1502377762__1.jpg

 

ihost_1502377781__2.jpg

 

ihost_1502377801__3.jpg

 

ihost_1502377824__4.jpg

 

ihost_1502377844__5.jpg

 

ihost_1502377863__6.jpg

 

ihost_1502377880__7.jpg

 

ihost_1502377898__8.jpg

 

ihost_1502377916__9.jpg

 

ihost_1502377936__10.jpg

 

Na tej przełęczy spędziłem z godzinę czasu - posiedziałem sobie, porozkoszowałem się wspaniałymi widokami, posiliłem się i napoiłem i ruszyłem dalej, gdzie natknąłem się na niewielkie jezioro, którego kolor wody był niesamowity. Czyściutkie i turkusowe jeziorko. Co prawda nie można było podejść do niego, aby się wykąpać czy chociaż sprawdzić temperaturę wody - teren był odgrodzony, jedynie można było robić zdjęcia z dużego tarasu widokowego i spacerować wokół jeziora wyznaczoną drogą od tego tarasu. Ale i tak widok był niesamowity.

 

ihost_1502378580__1.jpg

 

ihost_1502378603__2.jpg

 

ihost_1502378676__3.jpg

 

ihost_1502378694__4.jpg

 

A u góry tego jeziorka, tuż przy drodze znajduje się parking, jakieś niewielkie centrum handlowe z gastronomią i dość ciekawy przystanek autobusowy

 

ihost_1502378776__5.jpg

 

Potem w drodze do domu już wjechałem na jeszcze jedną przełęcz, której już nazwy nie pamiętam

 

ihost_1502379051__6.jpg

 

Wróciłem gdzieś koło godziny 19 do domu, gdzie szczęśliwie zakończyłem swój kolejny włoski dzień. :) Tego dnia nie włączyłem sobie rejestratora trasy, więc nie wiem nawet gdzie jeździłem i ile kilometrów przejechałem. W każdym razie był to bardzo lajtowy dzień jak dla mnie, nie umęczyłem się, jeździłem spokojnie. Na wieczór Mariusz do mnie zadzwonił i umówiliśmy się na następny dzień, że spotkamy się w Mcdonaldzie w Lienzu i stamtąd już razem śmiegniemy na Grossglockner. Położyłem się wcześniej spać, aby rano wcześniej wstać i wyjechać (Tak Mariusz, udawało mi się to, hihi :D ).

  • Upvote 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eleganckie masz zdjęcia, nie to co u tego czerwonego ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eleganckie masz zdjęcia, nie to co u tego czerwonego ;)

Jak to czerwony mi powiedział...

"Ale po co nam to wszystko, skoro my w cyrku mieszkamy?" :D

Ma to też swoją zaletę, bo przynajmniej nie musi zmieniać rozmiaru zdjęcia - iHost nie krzyczy, że zbyt duży plik :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny wyjazd. Dobre zdjęcia. Aż mi się przypomina jak niedawno byłem z kumplami w tych okolicach.
Dawaj więcej zdjęć z opisem bo fajna relacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to czerwony mi powiedział...

"Ale po co nam to wszystko, skoro my w cyrku mieszkamy?" :D

Ma to też swoją zaletę, bo przynajmniej nie musi zmieniać rozmiaru zdjęcia - iHost nie krzyczy, że zbyt duży plik :P

Czerwony też zmniejsza zdjęcia !!! Co Wy chcecie od moich zdjęć?

Jak wieszałem duże to były pretensje ,że na smartfonach nie da się oglądać !!!

I Sebastian pomyliłeś zoo z cyrkiem,a nie każdy zna kawał  :zeby:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O kuzwa, ale miejscowki, albo taki dobry fotograf z Ciebie;) dobrze, ze pod skrzydlo trafiles.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mariuszu nie denerwuj się ;) jakby to fachowo nazwac, Twoje zdjecia szumią, ale kadr jest zacny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 3. Grossglockner.

 

Wstałem dosyć wcześnie, wiedząc, że do celu mojej wyprawy jest jakieś 280 km. Śniadanie standardowo o godz. 8, a przedtem jeszcze z Mariuszem się zdzwoniliśmy, gdzie ostatecznie się spotykamy i jak będziemy jechać. Umówiliśmy się więc w Lienzu przy Maku (przy głównej drodze, więc nie trzeba było się szukać) o godzinie 12. Śniadanie zjadłem raz dwa, wcześniej już byłem przygotowany do wyjazdu, więc po śniadaniu szybkie siku, sprawdzenie, czy wszystko zabrane i ruszyłem w drogę. Początkowo jazda przebiegała bez problemów, w miarę płynnie, lecz im bliżej austriackiej granicy, tym co raz więcej samochodów i co jakiś czas robił się korek. W miarę możliwości mijałem te samochody środkiem, jednak przez ten korek droga mi się nieco wydłużyła i bałem się, że w porę nie dojadę na miejsce. Jednak udało się go pokonać i jak tylko minąłem tabliczkę z nazwą miejscowości Lienz zadzwonił Mariusz z zapytaniem gdzie jestem, bo on właśnie przyjechał. Byłem 3 minuty drogi od Maka, więc przybyłem idealnie na czas. A teraz się dziwię, jak to możliwe, że udało się być Mariuszowi na czas, bez żadnych opóźnień hihi :D Przywitaliśmy się, poszliśmy na małe śmieciowe jedzenie, obgadaliśmy plan naszej drogi i po godzinie 13 wyruszyliśmy w kierunku Grossglocknera. Droga w kierunku bramek przebiegała bez żadnych problemów, co kawałek zatrzymywaliśmy się na sesje zdjęciowe, m.in. jeden z wielu wodospadów:

 

ihost_1502530198__1.jpg

 

ihost_1502530223__2.jpg

 

Następnie dojechaliśmy do bramek od południowej strony. Szybkie płacenie (25.50E)!, schowanie naklejek, ulotek i mapek i ruszamy pod górę. Po paru minutach znów się zatrzymujemy na kolejną sesję:

 

ihost_1502530594__3.jpg

 

ihost_1502530799__4.jpg

 

ihost_1502530832__5.jpg

 

Zwróćcie uwagę na tego gościa na tym skuterku - było ich kilku, darli ostro do góry - tylko kłęby dymu za nimi szły i jękot silnika, który momentami już nie dawał rady ciągnął i musieli pomagać sobie odpychając się siłami własnych nóg, żeby jechać dalej. Ale brawa dla nich, za odwagę i determinację. Kilka zdjęć z ich udziałem będzie w dalszej części dzisiejszej relacji. Oczywiście nie wspominam już nawet o rowerzystach, którzy również dzielnie podjeżdżali na sam szczyt, ale to już w sumie standard na wszystkich drogach wysokogórskich - gdzie byśmy nie wjechali na jaką przełęcz, to zawsze można było ich tam spotkać.

 

Potem kolejny przystanek, kolejny wodospad i jedno z wielu jeziorek z pięknymi widokami dookoła:

 

ihost_1502531381__1.jpg

 

ihost_1502531479__2.jpg

 

ihost_1502531501__4.jpg

 

ihost_1502531517__5.jpg

 

ihost_1502531533__6.jpg

 

I kolejna sesja, kolejne zdjęcia...

 

ihost_1502531682__7.jpg

 

ihost_1502531733__8.jpg

 

Tą drogą jechało się na sam szczyt, skąd można było podziwiać niesamowite widoki, m.in. gwóźdź programu - Grossglockner.

 

A na tym zdjęciu płynęła sobie woda z lodowca, i mimo że daleko, to słychać było delikatny szum spadającej wody

 

ihost_1502531811__9.jpg

 

Tutaj już widoki z samej góry - miazga z całej strony

 

ihost_1502532153__1.jpg

 

ihost_1502532172__2.jpg

 

ihost_1502532191__3.jpg

 

ihost_1502532208__4.jpg

 

Dodam, że patrząc w dół na wodę, która znajdowała się tam na dole, spływająca z lodowca, szalał mi błędnik. Nie chodzi o to, że miałem lęk wysokości, że kręciło mi się w głowie, tylko takie złudzenie miałem, że patrząc właśnie na to jezioro wydawać by się mogło, że to tylko kilkadziesiąt metrów w dół i jest się na dole. Nic bardziej mylnego! Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się, można było dostrzec niewielkie kolorowe mróweczki poruszające się, którymi byli ludzie. Niewiarygodne. Tylko to oddawało obraz jak wysoko my byliśmy, a jak nisko ci ludzie spacerowali sobie. Zdjęcie tego w żaden sposób nie oddaje, z resztą nawet na zdjęciu nie da się ludzi tam zauważyć - to trzeba było widzieć na żywo. Masakra.

 

ihost_1502532996__2.jpg

 

ihost_1502533041__1.jpg

 

Tam na górze znajdowała się budka, w której można było posłuchać muzyki z filharmonii... Nie wiem po co i komu to tam potrzebne, pasowało to tam jak rybie rower, ale skoro ktoś tam już to postawił, to zaszedłem, i zobaczyłem, co tam grają

 

ihost_1502533061__4.jpg

 

ihost_1502533169__5.jpg

 

A na koniec puścili nam film o facecie w łódce :D

 

ihost_1502533223__3.jpg

  • Upvote 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciąg dalszy relacji z uwagi na ograniczenia forum...

 

Jadąc dalej w kierunku Bikers Pointu kolejny przystanek. Spotkaliśmy przesympatyczne dziewczyny, które jechały w jakimś rajdzie starymi Peuegotami. Jedna z nich stała na takim kamieniu i podziwiała widoki, a Mariusz tak cichaczem podbiegł do niej i z tyłu chciał ją zepchnąć (tak na niby, oczywiście :D ) Biedna, się chyba wystraszyła, gdy jej koleżanka zaczęła krzyczeć, hehe. Ale szkoda, że akurat nie zrobiłem tej śmiesznej scenie zdjęcia... W każdym razie my im zrobiliśmy zdjęcie, a one nam :)

 

ihost_1502533698__3.jpg

 

ihost_1502533717__1.jpg

 

ihost_1502533741__2.jpg

 

ihost_1502533759__4.jpg

 

A przez to działo można było sobie, w miarę precyzyjnie nawet, spojrzeć na sam GG

 

ihost_1502533775__5.jpg

 

Potem właśnie wjechaliśmy na Bikers Piont, czyli taki fajny taras widokowy, na który trzeba podjechać niebezpiecznymi zakrętami po bardzo śliskiej kostce granitowej. Na górze równie piękne widoki, jednak bardzo mocno wiało

 

ihost_1502534328__1.jpg

 

ihost_1502534352__2.jpg

 

ihost_1502534374__3.jpg

 

ihost_1502534396__4.jpg

 

ihost_1502534414__5.jpg

 

ihost_1502534500__6.jpg

 

ihost_1502534526__7.jpg

 

ihost_1502534542__8.jpg

 

ihost_1502534577__9.jpg

 

ihost_1502534593__10.jpg

 

Wcześniej, jak już wspominałem, mijaliśmy po drodze śmiałków, którzy na swoich skuterkach pięćdziesiątkach cisnęli ostro pod górę:

 

ihost_1502534773__g1.jpg

 

ihost_1502534791__g2.jpg

 

ihost_1502534807__g3.jpg

 

ihost_1502534822__g4.jpg

 

ihost_1502534837__g5.jpg

 

Po paru godzinach śmigania po tej pięknej drodze, zjechaliśmy, minęliśmy bramki wyjazdowe od północy, chwilka odpoczynku, małe siku za stodołą, obranie trasy i w drogę.

 

ihost_1502535140__20170801_174903.jpg

 

ihost_1502535163__20170801_175442.jpg

 

ihost_1502535182__20170801_175557.jpg

 

Mariusz Chciał jechać lokalnymi drogami, po drodze zahaczając jeszcze o kilka przełęczy z jego przewodnika. Ja starałem się go odwieźć od tego pomysłu wiedząc, że jest już późno i prędzej jak na 23 nie przyjedziemy, więc lepiej jechać troszkę dłuższą drogą, ale autostradą, niż tułać się po jakiś pipidówkach. Udało nam się dojść do porozumienia i wyruszyliśmy. Na miejscu, u mnie w Merano, już we Włoszech, byliśmy grubo po 23. Mariusz był optymistą, że uda mu się znaleźć jakiś nocleg o tej porze. Niestety, bez skutku. Dzień prędzej pytałem babci, czy coś jest możliwość załatwienia noclegu dla kolegi tu, czy gdzieś nieopodal, ale nie doszliśmy do porozumienia przez barierę językową :D Ostatecznie Mariusz wyciągnął leżankę, która znajdowała się za drzwiami i przenocował u mnie. Było już późno, żeby babcię postawić przed faktem dokonanym, jednak ona swoją złość odreagowała pukając kijem od szczotki w swój sufit, a w naszą łazienkę wtedy, kiedy Mariusz brał prysznic. Biedna babcia się obudziła, nie mogła pewnie zrozumieć, dlaczego jedna osoba bierze drugi raz prysznic w tak krótkim odstępie czasu! :D Poszliśmy spać gdzieś w okolicach godziny 1.

 

Jeszcze mapka i statystyki :D

 

ihost_1502545222__screenshot_2017-08-12-

 

ihost_1502545246__geo-tracker-2017-08-12

Edytowane przez seebst
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niektóre zdjęcia jak z przewodnika motocyklowego, piękne kadry:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie się ogląda relację z innego punktu widzenia,Sebastian brawo Ty !

A jeszcze fajniejsze jest to ,że brało się w tym udział. :zeby:

A ci goście na tych skuterkach (chyba 50 ) to momentami stawali

i wspomagali się siłą własnych mięśni,ale o dziwo docierali na szczyt  :zeby:

 

A to ,że byłem w Macu przed Tobą to dla mnie norma!!!,ha,ha

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super się ogląda jeszcze lepiej czyta. Gratuluję i zazdroszcze

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super się ogląda jeszcze lepiej czyta. Gratuluję i zazdroszcze

Za rok tam na pewno wrócę na kilka dni:) jak że zdrowiem będzie u Ciebie wszystko ok to może się wybierzesz? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 4. Stelvio i cudowne szwajcarskie drogi.

Po wczorajszym dniu pełnym przygód i pięknych widoków długo nie mogliśmy podnieść naszych szczęk z ziemi. Ja obudziłem się dosyć wcześnie, Mariuszowi trochę to zajęło. Ale wstaliśmy, szybko się ogarnęliśmy i zeszliśmy na spotkanie z babcią, wytłumaczyć całą tę sytuację. Ale o dziwo, babcia wcale nie była zaskoczona, Mariusz coś tam próbował do niej szprechać, ale ona jakoś tak piąte przez dziesiąte kumała, potem popatrzyła się na mnie, chwila ciszy i nagle zaczęła się śmiać. Ten jej śmiech był straszny! :D Wyglądało to tak, jakby oczekiwała ode mnie, że ja niby dobrze mówię po niemiecku i miałbym przetłumaczyć. A ja jeszcze gorzej rozmawiałem niż Maniek. Ku naszemu zaskoczeniu śniadanie było przygotowane dla Mariusza. Poprosił babcię jeszcze o dzbanek kawy (żłopał ją na zmianę z herbatą - ja zdążyłem tylko napić się jedną filiżankę, a on mi wypił resztę i sam cały dzbanek kawy jeszcze z mleczkiem - hehe - żarcik :D ). Śniadanie trwało dość długo, biorąc pod uwagę to, jak długo, a raczej szybko mi to zajmowało - zamiast jeść i szybciutko zwijać się do drogi, to ten tylko nawijał i nawijał, aż bułki robiły się czerstwe haha :D Skończyliśmy, poszliśmy zobaczyć nasze motorki, nasmarowaliśmy łańcuchy i zebraliśmy się do drogi. Tym razem bez wcześniejszego planowania, bo ja już tą trasą jechałem samochodem dwa lata  temu, więc ją znałem i wiedziałem czego można się po niej spodziewać. W ostatniej miejscowości przed wjazdem na przełęcz kupiliśmy wodę, a także się zatankowaliśmy. Po paru kilometrach zatrzymujemy się na pierwsze słit focie:



ihost_1502552484__1.jpg




ihost_1502552562__2.jpg


Kawałek dalej zatrzymaliśmy się na następne zdjęcia. Naszą uwagę przykuł niewielki domek znajdujący się hen hen daleko i wysoko, usytuowany na samej krawędzi góry. Przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy i zastanawialiśmy się jak ci ludzie tam funkcjonują, jak dojeżdżają do miasta, jak robią zakupy... Niewiarygodne - tak daleko od normalnej cywilizacji, a jednak ktoś tam żyje. A jak ci ludzie radzą sobie zimą, a przede wszystkim przed lawinami?



ihost_1502552902__20170802_115103.jpg




ihost_1502552926__20170802_115112.jpg




ihost_1502552960__20170802_115150.jpg




ihost_1502553010__20170802_115405.jpg


Już mieliśmy odjeżdżać, aż tu nagle na Mariusza dłoni przycupnął sobie motylek i tak sobie siedział - nawet nie chciało mu się odlecieć. Od razu pierwszą naszą myślą był fakt, że to chyba Pain, że był tam razem z nami :)



ihost_1502553240__20170802_115719.jpg




ihost_1502553259__20170802_115730.jpg




ihost_1502553276__20170802_115744.jpg


Droga na sam szczyt robiła się co raz bardziej stroma i niebezpieczna. Trzeba było uważać na jadące z każdej strony samochody, na rowerzystów, na kampery, a także na samochody ciężarowe, które też tędy jeżdżą. A co gorsza, co kawałek były roboty drogowe, zwężenia drogi, sygnalizacje świetlne, wszędzie pełno kamieni, żwirku, piasku, asfalt łatany, trochę nowego wylane - masakra. A kumulacją tego wszystkiego było to, że w pewnym momencie zaczął padać deszcz. Cudownie, nic już lepszego nam się nie mogło przytrafić. Wprawdzie mocno nie padało, ale zdążyło zwilżyć asfalt na tyle, żeby stał się dość śliski. Podjazdy na ciasnych zakrętach robiliśmy powili i tylko na pierwszym biegu. Mariuszowi zaczął doskwierać niewielki promień skrętu jego hajki i zakręty brał jak tir z naczepą :D Umęczeni wjechaliśmy na sam szczyt. Trochę pochodziliśmy, parę zdjęć porobiliśmy...



ihost_1502555449__20170802_123151.jpg




ihost_1502555480__20170802_123218.jpg




ihost_1502555498__20170802_124255.jpg




ihost_1502555514__20170802_124538.jpg




ihost_1502555531__20170802_125235.jpg


Wjechaliśmy jeszcze wyżej, gdzie przez chwilę poczuliśmy się jak dzieci, które bawią się śniegiem leżącym na niewielkim zboczu góry :D



ihost_1502555756__20170802_130243.jpg




ihost_1502555776__20170802_130326.jpg




ihost_1502555812__20170802_130440.jpg




ihost_1502555831__20170802_130614.jpg




ihost_1502555849__20170802_130642.jpg


Weszliśmy sobie jeszcze wyżej, aby usiąść i odpocząć i podziwiać z góry piękne widoki. Można było wspiąć się na jakieś 100 metrów jeszcze, gdzie znajdowała się knajpka, ale nam się nie chciało. Ale za to wrzucę tutaj parę zdjęć z mojego wcześniejszego wypadu, gdzie po cywilnemu udało mi się tam wdrapać :)



ihost_1502556339__20150803_110536.jpg




ihost_1502556357__20150803_110539.jpg




ihost_1502556374__20150803_111121.jpg




ihost_1502556391__20150803_111313.jpg




ihost_1502556406__20150803_111515.jpg




ihost_1502556428__20150803_111735.jpg

Edytowane przez seebst
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedząc tam sobie na ławeczce darł ostro pewien rowerzysta, pod górę. Podziwiam go za chęć tam wjechania, ale to bardzo niebezpieczne, bo z jednej strony ma znaczną przepaść, a podłoże jest również nie ciekawe - taki żwirek z kamieniami. Pedałuje ostro, następnie nawrotka, ale chyba nie dał rady - górka go pokonała i resztę tej drogi pokonał prowadząc rower. Ale jak z powrotem zjechał, to nie wiem... :D No, my tu gadu gadu, a panie nic ciepłego w ustach nie miały :D Ruszamy dalej. Nie zjeżdżamy do Bormio, tylko po dwóch kilometrach odbijamy na Szwajcarię, na Umbrailpass. Zjazd również stromy, jednak zdecydowanie łagodniejszy niż po włoskiej stronie. W dodatku asfalt robił się co raz bardziej mokry - wcześniej musiał padać tu deszcz. Maniek chciał się wycofać, ale namówiłem go, że przynajmniej do następnej miejscowości dojedźmy, powoli... I tak też zrobiliśmy. Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy świstaka biegnącego wzdłuż drogi. Jadąc, nie byłem w stanie rzecz jasna robić zdjęć, ale cały czas nagrywałem moją jazdę kamerką i miałem nadzieję, że kamerka to wyłapie. Jednak w domu cały czas oglądałem to wideo, klatka po klatce i nie byłem w stanie go zauważyć. Albo na tyle mały był, albo ja tak szybko jechałem :D I tak sobie dojechaliśmy do pierwszej miejscowości w Szwajcarii - Santa Maria



ihost_1502557437__20170802_142005.jpg



ihost_1502557460__20170802_142939.jpg



ihost_1502557477__20170802_144227.jpg



ihost_1502557499__20170802_144252.jpg



ihost_1502557515__20170802_145632.jpg

Po przeanalizowaniu następnego planu ruszyliśmy dalej. Ja zacząłem się powoli robić głodny. Mariusz częstował tymi bułeczkami co kupił, ale to takie maleństwo, że wciągam ją na raz nie zauważając różnicy. Kilka kilometrów dalej krótki postój na siku i w sumie lepszej miejscówki na tę okoliczność nie mogłem wybrać :D



ihost_1502557855__20170802_151121.jpg



ihost_1502557876__20170802_151126.jpg



ihost_1502557896__20170802_151134.jpg



ihost_1502557926__20170802_151136.jpg



ihost_1502557943__20170802_151147.jpg

Bardzo zainteresował nas kosz na śmieci, znajdujący się na jednym z powyższych zdjęć. Nie byłoby w nim nic dziwnego i nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że był solidnie przymocowany do podłoża, a także posiadał blokadę przed nieautoryzowanym otwarciem go przed... niedźwiedziami :D Długo nam zajęło znalezienie sposobu na jego otwarcie, żeby wyrzucić pustą butelkę. Już nawet myślałem, że po prostu zostawię ją pod śmietnikiem, bo sam najzwyczajniej w świecie przegrałem z nim :D Posłużę się tutaj fotką Mariusza, przedstawiającą sposób tej blokady:



ihost_1502558273__dsc_3507.jpg

Nie nie, to nie było takie proste, jakby się mogło wydawać :) Kawałek dalej znajdował się tunel łączący Szwajcarię z Włochami, prowadzący do Livigno. Tunel ten, z tego co kiedyś czytałem, został wybudowany do budowy tamy i jeziora po włoskiej stronie, żeby samochody ciężarowe nie musiały jeździć na około. Po zakończeniu budowy tunel był już nieużywany i nie potrzebny, jednak władze postanowiły na tym interesie zarobić i udostępniły go dla obywateli. Ruch tam odbywa się wahadłowo, tunel czynny jest przez określony czas raz w jedną, raz w drugą stronę. Jest za wąski, żeby dwa samochody zmieściły się w nim obok siebie. Koszt takiego przejazdu wynosi coś koło 20E, z tego co pytał Mariusz. Chciałem nim pojechać, ale Maniek był tak podjarany tymi szwajcarskimi drogami i zakrętami, że nie miałem serca odmawiać jemu tej przyjemności. Jechaliśmy sobie, co jakiś czas jakieś niewielkie prace drogowe, w jednym miejscu zatrzymaliśmy się na dłuższy czas, bo jakieś osuwisko było i ciężki sprzęt musiał uprzątnąć drogę. Wtedy Mariusz sobie porozmawiał z robotnikiem, który kierował ruchem, a ja przy okazji poprosiłem go, żeby nam zrobił zdjęcie :)



ihost_1502558990__20170802_160607.jpg

Kilka kilometrów dalej dojechaliśmy na szczyt przełęczy, przy której znajdowała się jakaś knajpka. Ale popatrzyliśmy na cennik i stwierdziliśmy, że nie znają się na żartach i pojechaliśmy dalej. No co jak co, ale żeby za głupi talerz rosołu płacić 50 zł, to już lekka przesada :D



ihost_1502559326__20170802_153248.jpg



ihost_1502559350__20170802_153403.jpg



ihost_1502559367__20170802_153758.jpg

Edytowane przez seebst
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie to krążyliśmy do knajpy do knajpy i w pewnym momencie przyjechała samochodem para z Polski, gdzieś ze Śląska byli. Też byli głodni, ale powiedzieliśmy im, że w tym miejscu to poza kiełbasą nic innego nie zjedzą. Wsiedli w samochód i pojechali dalej, my po chwili też. Przyjechaliśmy w inne miejsce, patrzymy, stwierdziliśmy, że znowu się na żartach nie znają z tymi cenami w menu, patrzymy, a tam nasi znowu - ta sama para, co parę kilometrów wcześniej się spotkaliśmy. Znowu nic nie załatwiliśmy, pojechaliśmy dalej. Po którejś kolejnej mieścinie w końcu jakieś przystępne ceny. Zamówiliśmy danie dnia, czyli pieczone udko z kurczaka, do tego garść warzyw i 5 kuleczek ziemniaczków, takich że przeleciało to przez zęby i nawet nie było czuć, że to ziemniak. Do tego po pysznym piwku "bezalkoholowym"  tak zachwalanym przez Mariusza. I faktycznie, było mętne, ale cholernie dobre. A w rogu ogródeczka siedziały sobie szwajcarskie policaje w towarzystwie lokalnej społeczności. Normalnie na służbie, przysiedli się i rozmawiali. I tak nam się zdawało, że pewnie obserwują nas, co zrobimy po wypiciu piwka. A siedząc w tym ogródeczku zauważyliśmy kogo? Tę parę ze Śląska, co kilkakrotnie się widzieliśmy w poszukiwaniu rozsądnej knajpki :D



ihost_1502560043__20170802_170041.jpg


Danie dnia wraz z piwkiem wyniosło 25 franków. U nich był niekorzystny przelicznik na Euro, wynoszący 1:1, więc nie opłacało się płacić w Euro, tylko najlepiej kartą. Jak przyjechałem, sprawdziłem swoje konto, ile mnie skasowali - wyszło 92 zł za tę przyjemność, a dodatkowo bank naliczył mi prowizję za przewalutowanie, wynoszącą niecałe 3 zł. Trochę drogo, jak na udko z kurczaka :D Ale w końcu było się na wakacjach, to co se będę żałował, raz kiedyś  można zaszaleć :D Posileni życiodajnym złotym trunkiem ruszyliśmy dalej. Po drodze Mariusz zauważył niewielki strumyczek, z którego postanowił nabrać wody do butelki i rozkoszować się pyszną zimną wodą



ihost_1502560470__20170802_181421.jpg




ihost_1502560494__20170802_181500.jpg




ihost_1502560511__20170802_181511.jpg




ihost_1502560543__20170802_181539.jpg




ihost_1502560560__20170802_181601.jpg


Po drodze zatrzymaliśmy się przy jednym z wielu jezior. Na uwagę zasługuje fakt, że w paru miejscach blisko samej tafli wody znajdował się jeszcze śnieg! Zwróćcie też uwagę na te drewniane pale ciągnące się wzdłuż drogi po obu stronach. Wydają się być do niczego nie potrzebne, bo żadne linie na nich nie wiszą, jednak zimą służą jako wyznacznik krawędzi drogi, kiedy napada tyle śniegu, że nie sposób się ruszyć. Pług, który ten śnieg odrzuca dzięki nim widzi, w która stronę ma jechać, widzi jedynie czubki tych pali...



ihost_1502560778__20170802_182342.jpg




ihost_1502561070__20170802_182443.jpg




ihost_1502561090__20170802_182619.jpg


Dotarliśmy to niewielkiego miasteczka z przepięknymi domkami z malutkimi okienkami:



ihost_1502561412__20170802_195816.jpg




ihost_1502561435__20170802_195904.jpg




ihost_1502561454__20170802_200017.jpg




ihost_1502561475__20170802_200228.jpg


Tam też spacerowała sobie pewna para turystów z dziećmi, których poprosiliśmy o zrobienie nam zdjęcia. A jak się później okazało, byli to turyści z USA, a Mariusz wtedy mógł sobie z nimi pogadać. Opowiadał im, gdzie to on wcześniej nie był, gdzie się teraz wybiera - ahh, to były jego klimaty :D Przegadał z nimi ponad 15 minut, ale gadu gadu, a tu nam się zaczyna ściemniać. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy przez przepiękne przełęcze, piękne mosty, piękne drogi i okolice. Już tak często się nie zatrzymywaliśmy, ale wszystko to mam nagrane na kamerce (jak będzie chwila, to coś z tego zmontuję :) ) To było ostatnie miejsce, gdzie się zatrzymaliśmy na małe siku i krótką sesję zdjęciową:



ihost_1502561925__20170802_203111.jpg




ihost_1502561946__20170802_203124.jpg




ihost_1502561964__20170802_203205.jpg


Robiło się co raz bardziej ciemno, a do domu mieliśmy kawał drogi. Zaczynam tłumaczyć Mańkowi, że czas najwyższy jechać do domu, a on, że i owszem, ale bierze ten swój przewodnik i pokazuje, przez jakie przełęcze powinniśmy przejechać, aby się stąd wydostać, a ja mi mówię, że nie jedźmy już po przełęczach, tylko ciśnijmy do domu. On się chyba bał, żeby nie wpieprzyć się z powrotem na Stelvio, bo tak niby by miała wyglądać droga powrotna wg jego książki. W końcu jak pokazałem jemu mapę na telefonie, gdzie wyraźnie pokazałem, że jadąc moją drogę nie przejedziemy przez Stelvio, to zaufał mi i pojechaliśmy :) Faktem było tylko to, że w środku nocy zaliczyliśmy Pass dal Fuorn 2149, uwiecznił to pamiątkowym zdjęciem, gdzie chyba my jako jedni z nielicznych zaliczyliśmy tę przełęcz dwa razy - raz za dnia, a raz w środku nocy. Było przy tym mega zimno, termometr pokazywał temperaturę w okolicach 12 stopni, Mariusz ubrał przeciwdeszczówkę, aby wiatr nie tarmosił mu sutków, mi też było zimno, ale twardy byłem. Jak w 35 stopniowym upale jechałem w kurtce z podpinką ocieplającą i membraną, to i przy 12 stopniach dam sobie radę :D



ihost_1502562557__dsc_3576.jpg


Znowu do domu wróciliśmy późno, tym razem prysznic obył się bez walenia kijem w sufit przez babcię, ale za to rano uświadomiła nam, że prysznic należy brać albo przed 22, albo rano. No cóż, co kraj, to obyczaj :) Zmęczeni i zmarznięci położyliśmy się spać, aby być gotowym na następny dzień jeszcze lepszych i piękniejszych przygód :)

Edytowane przez seebst
  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to mapka z naszej wyprawy i statystyki:

 

ihost_1502563770__screenshot_2017-08-12-

 

ihost_1502563788__geo-tracker-2017-08-12

 

Przepraszam, że tak trzy posty jeden pod drugim, ale forum ma małe ograniczenia w dodawaniu zdjęć. Raz w połowie pisania mi wszystko wzięli diabli i musiałem od nowa pisać, potem zbyt długi tekst i musiałem to na dwa posty rozdzielić, a na sam koniec komunikat, że użyto zbyt dużej liczby emotikon niż jest to dozwolone. W dodatku tekst ten pisałem w notatniku co chwilę zapisując go i wygląda to teraz strasznie, jakby się rozsypał. Spędziłem kilka godzin na pisaniu tej części relacji, może jutro to wyedytuję i scalę tekst, bo mi samemu źle się to czyta :(

Edytowane przez seebst
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze to Sebastian z każdym postem coraz lepiej Ci idzie,brawo Ty !!!

 

Poza tym, to napiszę parę słów tytułem uzupełnienia, w końcu brałem udział w tym całym zamieszaniu  :zeby:

Nie wiem o co chodziło z tą kawą u babci,przecież Ty Sebek kawy nie pijasz !

Normalnie pies ogrodnika  :zeby:

Z wycofaniem się z Umbrailpass to chodziło o to,że w przewodniku było napisane,że są  odcinki szutrowe,

co okazało się już nieaktualne,na szczęście !

Jeśli chodzi o knajpy w Szwajcarii,to trzeba wiedzieć ,że kantony francusko i włoskojęzyczne mają takie same

obyczaje jak południe Europy.A to oznacza ,że restauracje serwują lunch zwyczajowo od 12:30 -13:00,a potem

z reguły do 18 są albo zamknięte,albo nie serwują gorących obiadowych dań !!! Oni obiad (w naszym rozumieniu)

jedzą dopiero po 18.

Tylko rejony wybitnie turystyczne wyłamują się z tej tradycji i dopasowują się do potrzeb klientów z północy Europy.

A to piwo na które Ciebie namawiałem, to weissbier (co widać na foci) ,a po naszemu to piwo pszeniczne.

Ja je uwielbiam ,bo smakuje normalnie tylko pozbawione jest tej goryczy charakterystycznej dla chmielu.

I nie przejmujcie się ,że jest mętne (hefe) bo ten typ tak ma !!!

Występują one także w przezroczystej wersji i wtedy oznaczone jest jako klar.

 

A w Szwajcarii powszechnie w handlu i usługach funkcjonuje przelicznik 1:1 ,franka do €.,

tylko ,że dla nas w odróżnieniu od Szwajcarów jest to nieopłacalne,bo przed wyjazdem frank był wart ~3,8 zł, a € ~4,25 zł

Pozostaje więc zakup franków lub płatność kartą.

 

Tych Amerykanów co spotkaliśmy w tym urokliwym miasteczku ,to przygnało na stałe do Szwajcarii.(mieszkają tam już od 3 lat )

Oni pochodzili z Nowego Jorku,konkretnie z Greenpointu,a to jest typowo polska dzielnica w USA,podobnie jak Jackowo w Chicago.

Więc znali i lubili Polaków i stąd wdali się w pogawędkę z nami.Oczywiście pomogło to,że Amerykanin też był motonitą ,lata na GS-ie BMW.

 

Z tą powrotną drogą to nie końca było tak jak Sebastian napisał.Problem polegał na tym,że nawet zwykłe drogi w Alpach,a szczególnie w dolinach

alpejskich nie są jakoś specjalnie oznaczone.Wydaje się ,że będą one raczej płaskie (o ile to w górach w ogóle jest możliwe :zeby:  ),a w rzeczywistości 

często prowadzone są grubo powyżej 1500 m i są naprawdę bardzo wymagające,podobnie jak na oznaczonych przełęczach.

Wobec powyższego,zdając sobie sprawę ,że jest już naprawdę późno,chciałem wybrać najkrótszą drogę no i uniknąć nocnego przejazdu przez Stelvio!!!

Każda powrotna droga i tak prowadziła nas przez przełęcze i to takie powyżej 2000 m !!!.A ja nie ufałem nawigacjom Sebka (miał dwie ),bo one w upale

notorycznie bzikowały,a mapa to jest mapa  :zeby:

A i tak jadąc nocą przez przełęcz (śladowy ruch ) tylko wypatrywałem niedźwiedzi ,no tych od koszy na śmieci  :zeby:,w końcu to my byliśmy na ich terenie,

a włosy podnosiły mi kask,ha,ha

A skoki temperatury w ciągu doby były imponujące, od 31-34 C wczesnym popołudniem w dolinach,przez komfortowe ~20 C na przełęczach ,do 12 C nocą.

Jak miałem nie założyć przeciwdeszczówki ,jak jechałem w siatkowej kurtce a moto dostawało shimmy !!!

Nie,nic się nie popsuło, tylko ja dostawałem już dreszczy i to powodowało takie skutki  :zeby:

Edytowane przez mariuszn2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze Mariusz, że wtrącasz swoje trzy grosze, bo ja wszystkiego już nie pamiętam :D Ja bardziej chyba skupiałem się na robieniu zdjęć, żeby były jak najlepsze ;)

 

A wrzucę tutaj swój film, z mojego wjazdu puszką na stelvio

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i fajnie zmontowane,szkoda tylko ,że nie jest z naszego wypadu.

 

Sebastian,Ty już nie pamiętasz,to kurde ja mam pamiętać  :zeby:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do filmu mi jeszcze trochę brakuje czasu i motywacji, bo strasznie dużo tego materiału wyszło, chciałoby się wszystko w jednym umieścić, tylko jak całość zmieścić w kilku minutach... Może ktoś by chciał to za mnie zrobić? ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do filmu mi jeszcze trochę brakuje czasu i motywacji, bo strasznie dużo tego materiału wyszło, chciałoby się wszystko w jednym umieścić, tylko jak całość zmieścić w kilku minutach... Może ktoś by chciał to za mnie zrobić? ;)

Ani mi się waż  :zeby:

Dużo lepszym rozwiązaniem ( o czym rozmawialiśmy ) jest sklecenie kilku ,może krótszych,ale przez to ciekawszych i łatwiejszych w przyjęciu filmików !!!!!!!!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Share

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając ze strony akceptujesz regulamin oraz politykę prywatności.Regulamin Polityka prywatnościUmieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.